Prezes Fukushimy zniknął
Masataka Shimizu, prezes TEPCO, czyli przedsiębiorstwa będącego właścicielem elektrowni atomowej Fukushima I, od dwóch tygodni nie pojawił się publicznie. W Japonii pojawiły się plotki, że uciekł za granicę, popełnił samobójstwo lub, co najbardziej prawdopodobne, załamał się psychicznie - podaje na swojej stronie internetowej "The Washington Post".
29.03.2011 | aktual.: 29.03.2011 20:45
Jak pisze gazeta, w normalnych czasach szef firmy, do której należy dotknięta przez trzęsienie ziemi siłownia jądrowa, mieszka w luksusowym apartamencie w jednym z wysokościowców w Tokio. Jednak od ponad dwóch tygodni nikt go tam nie widział. Shimizu nie uczestniczy też w pracach państwowej komisji, która zajmuje się likwidacją skutków awarii.
W całym kraju zawrzało od plotek, że przerażony skalą awarii nuklearnej w Fukushimie Shimizu uciekł z kraju, albo co gorsza - popełnił samobójstwo. Lecz najbardziej prawdopodobną wersją jest to, że przeszedł załamanie nerwowe. Istnieje też możliwość, że główni udziałowcy korporacji zdecydowali na jakiś czas ukryć Shimizu przed oczami opinii publicznej.
Przedstawiciele TEPCO przyznali oficjalnie, że prezes był na zwolnieniu lekarskim z powodu przepracowania, choć nie ujawniono żadnych szczegółów. Według służb prasowych, 66-letni Shimizu wrócił już do kierowania zespołem kryzysowym w tokijskiej siedzibie firmy.
Oficjalne zapewnienia pracowników korporacji nie rozwiewają jednak wszystkich wątpliwości, ponieważ pytani o to, kiedy ostatni raz prezes był widziany publicznie, odpowiadają wymijająco. - Będę musiał to sprawdzić - odparł krótko rzecznik TEPCO. A inny pracownik zapewniał, że regularnie widywał Shimizu, ale poproszony o szczegóły, nie potrafił odpowiedzieć - czytamy w "The Washington Post".
Ostatni raz publicznie Shimzu pojawił się 13 marca - na późnowieczornej konferencji prasowej, dwa dni po tragicznym w skutkach trzęsieniu ziemi. Później wydarzenia w elektrowni atomowej Fukushima I przybrały dramatyczny obrót, przerastając wszelkie szacunki i przewidywania TEPCO.
"The Washington Post" wyjaśnia, że "znikanie" w czasie kryzysu nie jest niczym niezwykłym wśród japońskich elit politycznych i przemysłowych. Podczas ubiegłorocznych ogromnych kłopotów Toyoty z wadliwymi autami, szef korporacji również zapadł się pod ziemię. - To bardzo, bardzo smutne, ale normalne w Japonii - przyznaje bez aprobaty redaktor naczelny jednego z japońskich tygodników opinii.