Prezentem na 14 urodziny była jej sprzedaż
W dniu, w którym Ana skończyła 14 lat ojciec poprosił ją, aby towarzyszyła mu w drodze do miasta Puebla, które znajduje się około 80 kilometrów od stolicy Meksyku. Domyślała się, że jadą kupić prezent urodzinowy. Nie wiedziała wówczas, że jej życie ulegnie radykalnej zmianie.
11.09.2009 | aktual.: 11.09.2009 13:55
W Puebli oczekiwał na nich pewien mężczyzna i chwilę później dowiedziała się, że została sprzedana przez swojego ojca. Od dnia jej 14 urodzin minęło trochę czasu. Obecnie dla Any nie jest ważne czy ojciec ją sprzedał, żeby spłacić długi, czy aby kupić alkohol. To już nie zmieni sytuacji, ani tez nie zmaże koszmarnych wspomnień. Mężczyzna, który ją kupił był pierwszym z wielu... A Puebla pierwszym z wielu miast, do których została zawieziona i wykorzystana seksualnie, a potem przekazana w inne ręce.
Ana opowiada swoja historie na wielu spotkaniach organizacji "Proteja", która zajmuje się pomocą ofiarom handlu żywym towarem. Jest to jedyny organ, który pomaga takim osobom, jak Ana. Gabriela Saavedra, dyrektorka organizacji wyjaśnia, że handel ludźmi to sprzedaż i transport osób w inne miejsce w celu wykorzystania seksualnego, wykorzystania do pracy bez wynagrodzenia lub do sprzedaży organów. Zarówno w kraju, jak i za granicą. Problem ten dotyczy najczęściej kobiet i dzieci obu płci.
Ana jest małomówna. Słowa, które kieruje do słuchaczy są pełne goryczy i nienawiści do ojca. Nie może pogodzić się z tym, że właśnie jej się to przydarzyło. Ana znajduje się obecnie pod opieką organizacji, jak również fundacji "Casa de las Mercedes", która zajmuje się udzielaniem pomocy dzieciom ulicy.
Ana przeżyła piekło i opowiada o nim. Wspomina, że w jej domu nigdy niczego nie brakowało. Czuła, że wszystko jest dobrze. Zajmowała się młodszym bratem i ojcem. Prała, prasowała i gotowała. W tym samym czasie jej matka zwykle spała, bo w ten sposób spędzała dni. Wychodziła w nocy - była prostytutką.
Jak się później okazało ojciec szukał dla jej matki klientów i pobierał pieniądze. Ana nie wiedziała o tym. Mówiono jej, że matka pracuje w nocnym barze. Rodzice Any pili dużo alkoholu, zażywali marihuanę i kokainę.
Ana wspomina, że jej matka nigdy jej nie uprzedziła o tym, co ją czeka z rąk ojca. Matka natomiast komentuje, że gdy mąż wrócił bez Any myślała, że ją zawiózł do ciotki i że tam uczęszcza do szkoły. Ojciec nigdy więcej nie mieszał się w życie Any. Prawdopodobnie wiedział, że popełnił przestępstwo, za które może pójść do wiezienia.
Ana ciągle jeszcze nie otrząsnęła się ze swoich przeżyć. - Pierwszy facet mnie bił i gwałcił. Potem pożyczał mnie innym. Nie wiem czy pobierał za to pieniądze. Drugi kupił mnie w mieście Morelia Michuacan, potem kolejny w Veracruz - wspomina zasłaniając twarz . Przewożono ją samochodem z zakrytymi oczami, aby nie wiedziała, gdzie się znajduje. Potwierdza, że we wszystkich miejscach, do których ją zabierano, znajdowało się od czterech do dziewięciu dziewcząt i kobiet. Wszystkie szczupłe, wysokie, o drobnej budowie ciała. Przypuszcza, że pracowały w salonach do masażu, które nie były ogłaszane w prasie, ani nie były zarejestrowane. - To było piekło - mówi Ana.
Historię kontynuuje dyrektorka, ponieważ Ana ciągle jeszcze o wielu rzeczach nie może mówić sama. Są to dla niej zbyt silne przeżycia. Dziewczyny codziennie musiały się umalować, włożyć ubranie oraz bieliznę osobistą dokładnie taką, jaką im wskazano. Oczekiwały na klientów, odbierały telefony, informowały o usługach, cenach. Maksymalny czas usługi trwał 45 minut. W recepcji widniał katalog ze zdjęciami i charakterystyką każdej z dziewcząt. Cena za nie wynosiła od 300 peso do 3 tysięcy peso zależnie od usługi.
Ana nie jest w stanie określić liczby swoich klientów. Było ich wielu, ale żaden z nich nie zaproponował jej ucieczki z tego piekła. Niektórzy twierdzili, że się w niej zakochali, ale nie mogą jej pomóc, bo są żonaci.
Ana niewiele może powiedzieć o innych dziewczętach. Prawie nie kontaktowały się ze sobą, bo było to zakazane. Dziewczęta były obserwowane przez cały czas, nawet w łazience były kamery. Zmuszano ich do używania narkotyków: marihuany, cracku, kokainy. Obecnie Ana jest na odwyku.
Pamięta, że pewnego razu wyniesiono w czarnej torbie ciało dziewczyny. Klient ją zabił. Zanim została wyniesiona, pokazano jej ciało innym dziewczynom mówiąc, że czeka je to samo, jeśli nie będą posłuszne.
Tak mijały dni, miesiące i nic się nie zmieniało. W dniu, w którym zorientowała się, że znajduje się w mieście blisko stolicy uciekła i odnalazła swojego wujka. On zawiózł ją do domu, do matki i brata.
Ana nic nie wie o porywaczach. Nie jest w stanie określić w jakie miejsca ją przewożono i kto ją kupił.
Po powrocie do domu matka zapisała ją do szkoły prowadzonej przez zakonnice, ale po krótkim czasie Ana porzuciła szkolę, bo nie potrafiła żyć w zamknięciu. Kilka dni później znalazła się w fundacji "Casa de las Mercedes" i poznała psychologów, którzy bardzo jej pomogli. Ana nie chce pamiętać o przeszłości.
Nie ma ścisłych informacji na temat sprzedaży kobiet w Meksyku, ale fundacja mówi, że są tysiące tego typu przypadków.
- Można opowiadać historie tragiczne, ale to nie zmieni sytuacji - podkreśla dyrektorka. Meksykańskie dziewczynki i nastolatki zostały odnalezione w barach w Tokio i w Nowym Jorku.
Ana chce studiować prawo. Chce w przyszłości pomagać nastolatkom i dzieciom, które los skrzywdzi tak, jak ją.
Monika Dunajecka specjalnie dla Wirtualnej Polski z Meksyku