Premier Turcji: jest gotowy projekt zmian wprowadzających system prezydencki
• Premier Turcji Binali Yildirim oświadczył, że jego partia zakończyła prace nad zmianami konstytucji
• Zmiany te mają wprowadzić prezydencki system władzy
• Wysiłki władz idą w kierunku znacznego zwiększenia uprawnień prezydenta
• Do tego właśnie dąży od dawna urzędujący szef państwa Recep Tayyip Erdogan
• Nieudana próba wojskowego zamachu stanu z 15 lipca pozwoliła Erdoganowi wzmocnić swoją pozycję w kraju - uważają eksperci
01.11.2016 | aktual.: 01.11.2016 12:46
Premier Turcji Binali Yildirim oświadczył we wtorek, że jego konserwatywno-islamska Partia Sprawiedliwości i Rozwoju zakończyła pracę nad propozycjami zmian konstytucji, które mają zmienić system władzy w Turcji z parlamentarno-gabinetowego na prezydencki.
Jesteśmy gotowi, by przedłożyć projekt w parlamencie - mówił Yildirim na spotkaniu z członkami swojego ugrupowania.
Premier zaznaczył, że aby uzyskać niezbędną większość i wprowadzić proponowane zmiany w konstytucji, "ważne jest poparcie nacjonalistycznej opozycji". Zmiany te zwieńczyłyby długotrwałe wysiłki władz, by zmienić turecką konstytucję i znacznie zwiększyć uprawnienia prezydenta, do czego od dawna dąży urzędujący szef państwa Recep Tayyip Erdogan.
W połowie października turecki minister sprawiedliwości Bekir Bozdag mówił, że "z wypowiedzi szefa MHP (Nacjonalistycznej Partii Działania, Devleta) Bahcelego wnioskuje, iż ugrupowanie poparłoby w głosowaniu w parlamencie propozycję wprowadzenia systemu prezydenckiego". MHP dysponuje 40 mandatami w liczącym 550 miejsc parlamencie, w którym AKP ma 317 deputowanych. Jednocześnie zapowiadanej zmianie systemu sprzeciwiają się dwa największe ugrupowania opozycyjne - Partia Ludowo-Republikańska (CHP), mająca 134 mandaty w parlamencie, oraz prokurdyjska Ludowa Partia Demokratyczna (HDP; 59 mandatów).
Premier odniósł się we wtorek również do krytyki działań tureckich władz ze strony przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Martina Schulza. W poniedziałek policja w Turcji zatrzymała dziennikarzy opozycyjnego tureckiego dziennika "Cumhuriyet", co zostało ocenione przez społeczność międzynarodową jako łamanie wolności prasy. Szef PE na Twitterze określił te działania jako przekroczenie "kolejnej czerwonej linii".
- Turcja nie zwraca uwagi na europejskie "czerwone linie" dotyczące wolności prasy - oświadczył Yildirim, dodając, że "to ludzie wytyczają czerwone linie". - Jakie znaczenie ma wasza czerwona linia? - pytał, po czym zapewnił: "w Turcji nie ma problemów z wolnością prasy. W tym nie możemy się zgodzić z naszymi europejskimi przyjaciółmi. Oni zawsze przywołują kwestie wolności prasy, gdy mowa o naszych działaniach w walce z terroryzmem".
Według ekspertów nieudana próba wojskowego zamachu stanu z 15 lipca pozwoliła oskarżanemu o autorytaryzm Erdoganowi wzmocnić swoją pozycję w kraju. Po próbie puczu, za którym stała część armii, uznającej się za strażniczkę świeckości republiki, Ankara rozpoczęła czystki na bezprecedensową skalę - ok. 100 tys. osób zostało zawieszonych w obowiązkach bądź straciło pracę. Zwolnienia objęły wojsko, policję, sądownictwo, urzędy państwowe, edukację, media, służbę zdrowia.