"Premier stosuje te same chwyty, co jego przeciwnicy"
W walce z korupcją polski rząd zlekceważył
zasadę rozdziału władz i naruszył granicę, której w systemie
demokratycznym nie wolno przekraczać. Teraz premier Jarosław Kaczyński
sięga on po te same metody, które krytykował u swoich
przeciwników - twierdzi w konkluzji Urban - uważa warszawski
korespondent dziennika "Sueddeutsche Zeitung" Thomas Urban.
"Nie ma wątpliwości: w koniecznej walce z korupcją polskie kierownictwo pobłądziło. Zlekceważyło granicę, której w demokracji nie wolno przekraczać: granicę rozdziału władz" - czytamy w komentarzu opublikowanym w piątkowym wydaniu największej opiniotwórczej gazety w Niemczech.
Koncepcję podziału władz ustawodawczej, wykonawczej i sądowej, które winny być niezależne od siebie i równoważyć się, opracował w XVIII wieku Monteskiusz. Zasada ta uznawana jest za fundamentalną cechę ustroju demokratycznego.
Przyjmijmy - pisze Urban - że kanclerz Angela Merkel, szef MSW Wolfgang Schaeuble, minister sprawiedliwości Brigitte Zypries, prokurator generalna Monika Harms i szefowie Federalnego Urzędu Kryminalnego oraz Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji rozmawiają o zatrzymaniu pani polityk z lewicy, która jest jakoby wmieszana w aferę korupcyjną.
"Zypries proponuje, by sfilmować dla wiadomości telewizyjnych akcję, którą przeprowadzi jednostka antyterrorystyczna. Pani kanclerz zastrzega z kolei, żeby podejrzanej nie zakładać kajdanek, bo to w przypadku kobiety nieładnie wygląda" - czytamy w komentarzu.
"Takiego tajnego spotkania nie można sobie wyobrazić ani w Berlinie, ani też w Londynie, Paryżu czy Rzymie" - podkreśla komentator, dodając, że w Warszawie, która "domaga się równouprawnienia z największymi krajami UE", takie spotkanie miało miejsce. "W dodatku kontrwywiad przeprowadzał sfingowane akcje przeciw nielubianym politykom, a więc stosował prowokację, która miała skłonić politycznych przeciwników do popełnienia czynów karalnych" - przypomina korespondent "SZ".
Zdaniem komentatora, niepokojące jest nie tylko użycie urzędników państwowych do walki z politycznymi przeciwnikami, lecz także "letnie" reakcje polskich mediów. Prasa jest uczestnikiem kampanii wyborczej, w której nieudowodnione oskarżenia i oszczerstwa należą do codzienności - dodaje.
"Premier Jarosław Kaczyński nie jest przyczyną tego zła, ponieważ brudne chwyty stosowano już przed jego kadencją. Jednak teraz sięga on po te same metody, które krytykował u swoich przeciwników" - twierdzi w konkluzji Urban.
Jacek Lepiarz