Premier rozczarowany: skończył się czas rozmów
Premier Donald Tusk powiedział, że jest rozczarowany treścią listu od prezydenta Lecha Kaczyńskiego w sprawie szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego. Premier nie wybiera się na spotkanie z prezydentem w tej sprawie.
24.02.2010 | aktual.: 24.02.2010 16:06
- Jestem oczywiście rozczarowany treścią listu, bo liczyłem na to, że i ja, i opinia publiczna dowie się tak naprawdę o co chodzi, jeśli mówimy o jakichś pretensjach, czy zastrzeżeniach pana prezydenta, czy jego brata, do Radosława Sikorskiego - powiedział premier.
Tusk - jak zaznaczył - jest rozczarowany tym, że komuś zabrakło odwagi, albo rzeczywistych faktów, które miałyby być upublicznione. Zapowiedział, że będzie się domagał od wszystkich, niezależnie od zajmowanych funkcji, mówiących, że wiedzą coś bardzo złego na temat jakiejś osoby, by mieli odwagę podzielić się swoją wiedzą publicznie. W ocenie premiera, list głowy państwa do niego jest ucieczką od odpowiedzialności za nieostrożnie wypowiedziane słowa przez szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
- Jeśli istnieje jakikolwiek zarzut pod adresem ministra Sikorskiego, albo innej osoby publicznej, trzeba mieć cywilną odwagę i o tym głośno mówić, dlatego będę oczekiwał od pana prezydenta publicznej wypowiedzi na ten temat - dodał szef rządu.
List prezydenta do Donalda Tuska opublikowała na swojej stronie internetowej kancelaria premiera. Lech Kaczyński napisał, że zastrzeżenia dotyczące Radosława Sikorskiego nie odbiegają od tych, o których mówił premierowi w listopadzie 2007. Prezydent zadeklarował w liście, że jest gotów do ponownej rozmowy z Tuskiem na ten temat.
Mimo tej deklaracji szef rządu nie ma zamiaru spotykać się z Lechem Kaczyńskim, by wyjaśniać tę sprawę. Jak podkreślił, "skończył się czas prywatnych rozmów, z których później robi się insynuacyjny użytek w kampanii politycznej". - Ja między innymi po to nie kandyduję, żeby w tego typu przedsięwzięciach dość dwuznacznych nie uczestniczyć - oświadczył premier.
Tusk zaznaczył, że nie jest w stanie ujawnić żadnych faktów z rozmowy z prezydentem z 2007 roku na temat Sikorskiego, bo takich faktów Lech Kaczyński wówczas nie podał. - Nie mam w zwyczaju powtarzać rozmów, w których zamiast faktów pojawiają się emocjonalne oceny. Pan prezydent w tej rozmowie oceniał ministra Sikorskiego, ale raczej pod kątem swoich sympatii i antypatii politycznych. Nie mogę państwu przedstawić faktów, bo ich nie było - podkreślił.
Premier oświadczył, że jest gotów ujawnić każdy szczegół, "pod warunkiem, że on jest". Jak tłumaczył, zastrzeżenia do konkretnych osób powinni wygłaszać ci, którzy je mają. - Nie jestem w stanie niczego ujawnić, bo niczego nie wiem, co by kompromitowało Radosława Sikorskiego. Pan prezydent nie przedstawił mi żadnych faktów, żadnej informacji, która by dyskwalifikowała go, czy to w roli ministra, czy to kandydata na prezydenta. Gdyby było inaczej, nie podjąłbym decyzji o nominacji ministra Sikorskiego - powtórzył swoje wcześniejsze oświadczenie Tusk.
- Państwo pytacie mnie o coś, czego nie jestem autorem, za co nie mogę brać odpowiedzialności. Proszę naprawdę zwrócić się z takim konsekwentnym, natarczywym pytaniem do tych, którzy są autorami insynuacji, żeby wyjaśnili o co chodzi. Ja nie mam w tej sprawie nic do dodania - powiedział premier.
Jak ocenił, wszyscy w Polsce mamy dość poważny problem z politykami, którzy "puszczają takie publiczne sygnały, że wiedzą coś straszliwego na temat polityków konkurentów, a później się okazuje, że nie wiedzą nic takiego, co mogliby przedstawić" jemu lub opinii publicznej.
Sprawa ma związek z wypowiedziami prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na temat Radosława Sikorskiego. W niedawnym wywiadzie dla "Newsweeka" prezes PiS przypomniał, że w końcu 2007 roku prezydent Lech Kaczyński wyrażał wątpliwości co do zasadności powołania Sikorskiego na stanowiska ministra spraw zagranicznych, o czym rozmawiał z Tuskiem.
Na pytanie, czy jest jakaś konkretna wiedza, czy też konkretne wydarzenie, które dyskredytuje Sikorskiego, J.Kaczyński odparł: "Tak". Jak dodał, chodzi o wydarzenie, które nastąpiło po tym, jak Sikorski został ministrem obrony w rządzie PiS. J. Kaczyński przyznał, że z tego powodu Sikorski został zdymisjonowany w lutym 2007 r.; zastrzegł jednocześnie, że "do dymisji doszło z pewnym opóźnieniem".