Premier: podejrzliwy to ja nie jestem
Teraz w polityce personalnej będziemy uważnie lustrować kandydatów . Oskarża się nas o chorobliwą podejrzliwość. A w przypadku pana Kaczmarka tej podejrzliwości zabrakło. Ja akurat podejrzliwy nie jestem – mówił w „Sygnałach Dnia” premier Jarosław Kaczyński.
05.09.2007 | aktual.: 05.09.2007 11:17
Sygnały Dnia: Panie premierze, pan mówiąc o Januszu Kaczmarku już jakiś czas temu, podobnie prezydent, przyznawaliście, że to był błąd, błąd personalny, braliście ten błąd na siebie. No i w związku z tym pytanie: czy w odniesieniu do polityki personalnej jakieś wnioski będą wyciągnięte? Będzie uważniejsza lustracja kandydatów?
Jarosław Kaczyński: Tak, z całą pewnością. To znaczy co zawiodło? Okazało się, że nie można stawiać na ludzi, którzy mają przeszłość PRL-owską, nawet jeżeli to jest wydawałoby się przeszłość, powiedzmy sobie, niewielka, krótkotrwała, jakieś tam kandydowanie do partii. Jeśli ktoś taki jest, to trzeba go przynajmniej bardzo dokładnie zbadać. Bo ja nie chcę, oczywiście, z góry wykluczać, że tacy ludzie mogą też uczciwie działać, ale tutaj nie można nigdy wierzyć na słowo. To jest ten wniosek najbardziej podstawowy, który trzeba z tego wyciągnąć. Nas nieustannie się oskarża o podejrzliwość czy wręcz chorobliwą podejrzliwość. Niestety, ale tej podejrzliwości tutaj zabrakło, tak zresztą jak i w braknie w innych sytuacjach, bo co jak co, ale podejrzliwy akurat nie jestem.
To paradoks, że Polacy zobaczyli, jak wygląda układ, jak działają takie systemy powiązań nieformalnych, no, zobaczyli na przykładzie także rządu Prawa i Sprawiedliwości.
- Tak, ale to było bardzo instruktywne, bo to pokazuje ten bluszcz, o którym profesor Zybertowicz pisze, ten bluszcz, który obrasta wszystkie rządy. Ja to ujmowałem w innych słowach, wszystkie rządy były uwikłane. Okazało się, że ten rząd też to uwikłanie miał, tylko że to nie było świadome, że to nie było akceptowane. Kiedy żeśmy to stwierdzili, natychmiast rozpoczęliśmy proces bardzo twardej eliminacji tego. Ale to pokazuje też siłę układu, siłę tego, co w Polsce przez te kilkanaście lat w istocie decydowało. No i mamy pierwszy rząd, który się potrafi przed tym obronić, to znaczy dochodziło do błędów, ale jednocześnie była też twarda obrona i była i jest czysta intencja, żeby rządzić całkowicie poza układem, wbrew układowi, przeciw układowi.
Panie premierze, w tej sprawie Janusza Kaczmarka, przecieku nie wiemy, jakie były motywy głównych postaci. To jest pytanie, które zadają dziennikarze. Nie ma odpowiedzi. Pańskim zdaniem gdzie należy szukać odpowiedzi o motywy zarówno Janusza Kaczmarka, który informuje Ryszarda Krauze (załóżmy tę wersję prokuratury), jak i motywy Ryszarda Krauze, który wysyła posłańca do Andrzeja Leppera? To musiała być duża stawka, no bo obaj ryzykowali wszystko.
- Panie redaktorze, ja sądzę, że myśmy przed chwilą mówili o tym. To jest właśnie układ. Układ broni swoich ludzi, to jest, wydaje mi się, oczywiste. Natomiast jakie były takie zupełnie konkretne przyczyny, poza tą generalną, że się broni swoich? Są różne teorie, są takie, które są związane z różnego rodzaju przedsięwzięciami giełdowymi, które były w tym samym czasie, obawą przed jakimś wstrząsem, który może to jakoś uniemożliwić, to, co planowano. Ale skądinąd niektórzy analitycy giełdowi mówią, że to zupełnie błędne rozumowanie, bo wydarzenia polityczne nie mają większego wpływu na giełdę. Wydaje mi się, że sprawa była prosta – uznano, że po prostu wpadka, ewentualna wpadka, bo nie mogę tutaj niczego rozstrzygnąć, Andrzeja Leppera będzie pewnym ciosem właśnie dla tego układu.
Wątek międzynarodowy pan bierze pod uwagę?
- Biorą pod uwagę, ale, oczywiście, o takich sprawach można mówić tylko wtedy, kiedy ma się bezpośrednie dowody, a ja w tej sprawie po prostu ze względów oczywistych (tajemnica państwowa) nie mogę się wypowiadać.