Premier o sprawie Palikota: nie wpływałem na śledczych
Nie wyręczę instytucji, mających sprawdzać
legalność i rzetelność gromadzenia i wydawania środków w czasie
kampanii wyborczych - w ten sposób premier Donald Tusk
odpowiedział na pytanie o wątpliwości dotyczące kampanii posła PO
Janusza Palikota. Tusk zapewnił także, że nie wpływał w tej sprawie na działania śledczych.
"Rzeczpospolita" napisała, że kampanię lubelskiego przedsiębiorcy do Sejmu w 2005 r. finansowały osoby podstawione przez jego bliskiego współpracownika. Ma tak wynikać z akt śledztwa w tej sprawie.
- Są instytucje, które badają tego typu sprawy. To jest i prokuratura, i - jak wiadomo - sprawa miała swój przebieg przed prokuraturą - powiedział szef rządu.
Dodał jednocześnie, że "okrutniejszym, bardziej wnikliwym ciałem" zajmującym się kontrolą pieniędzy na kampanię niż prokuratura, CBA i ABW, jest Państwowa Komisja Wyborcza. - PKW dysponuje możliwościami kontroli niemalże każdej złotówki - zaznaczył premier
Przypomniał, że PKW nakładała na partie polityczne kary za wykroczenia - w jego ocenie - bez porównania lżejsze niż te, które zarzucane były Palikotowi.
Według "Rzeczpospolitej" z akt sprawy wynika, że na kampanię wyborczą Palikota w 2005 r. zrzuciło się 51 osób, które w sumie wpłaciły 856 700 zł. Kilkunastu studentów zeznało, że pieniądze - nawet po około 20 tys. zł - pochodzą z ich oszczędności, zarobków lub otrzymali je od rodziny. Według śledczych "podawane przez świadków źródła pochodzenia pieniędzy mogą nasuwać wątpliwości co do ich wiarygodności".
Na początku marca poinformowano, że śledztwo w tej sprawie zostało jednak umorzone. W jego trakcie prokuratura przesłuchała ponad 50 osób. Był wśród nich także Janusz Palikot, który zaprzeczył, by przekazywał pieniądze innym osobom, aby wpłacały je na konto jego kampanii wyborczej.