Premier: nie udowodniono nam żadnej złotówki z korupcji
Włodzimierz Cimoszewicz swoje tezy o tym, że ja i mój brat byliśmy symbolem korupcji formułuje w taki sposób, żeby nie można mu było wytoczyć procesu. To prawda, że byliśmy oskarżani, ale nikt nigdy nie był w stanie udowodnić nam nawet jednej złotówki – mówił w „Sygnałach Dnia” premier Jarosław Kaczyński.
11.09.2007 | aktual.: 18.09.2007 16:22
Sygnały Dnia: Panie premierze, pierwsze dni kampanii za nami, PiS rozpoczął w Poznaniu, wcześniej było przemówienie Jacka Kurskiego w Sejmie. Czy wrażenie dążenia do polaryzacji z LiD-em, z obozem Aleksandra Kwaśniewskiego to jest przypadek, czy to jest pewna taktyka, świadomy wybór, żeby zderzyć się z tą formacją właśnie?
Jarosław Kaczyński: My przede wszystkim w tej chwili postrzegamy scenę jako podzieloną w ten sposób, że z jednej strony jest PiS, a z drugiej strony jest koalicja LiD-PO w istocie z Samoobroną i z LPR-em, które, oczywiście, są w nieco innej sytuacji, ale tak naprawdę, kiedy doszło do zagrożenia oligarchii w Polsce, to tę koalicję zawarły. No, proszę przypomnieć, że w trakcie tej kadencji dwuletniej PO trzykrotnie zawierało koalicje z tymi formacjami. Najpierw kiedy chcieliśmy rozwiązać Sejm już w imię 2006 roku, te partie zgodnie ze sobą współpracowały; później kiedy wyrzuciliśmy Leppera z rządu i dążyliśmy do albo innej koalicji, albo wyborów, znów okazało się, że te partie są w stanie z sobą zgodnie współpracować; no i wreszcie teraz po raz trzeci. Przy czym ten trzeci raz jest najbardziej symptomatyczny, bo powtarzam: gdy doszło do zagrożenia oligarchii, panowie są natychmiast razem, nagle wszystkie oskarżenia nawzajem stawiane okazują się nieważne, mamy pana Giertycha i to w roli przywódcy, mamy pana
Tuska, mamy pana Leppera i mamy pana Olejniczaka. I to jest istota tej sytuacji. Powtarzam: jest PiS, czyli polityka zmian, kontynuacji zmian, odrzucenia oligarchii, odrzucenia wszechwładzy korupcji, a z drugiej strony mamy pozostałe partie, którym ten system najwyraźniej odpowiada i którego bronią. Niektóre wprost histerycznie, inne w sposób nieco bardziej zniuansowany, zręczniejszy, ale w istocie go bronią. I to jest dzisiaj jasne – albo my wygramy i wtedy Polska będzie szła do przodu, albo oni wygrają i wtedy będzie (...).
Panie premierze, do polityki wraca Włodzimierz Cimoszewicz, no, zgodnie z hasłem: „Wszystkie ręce na pokład!” i stwierdza: „Nadchodzące przedterminowe wybory będą najważniejsze od 1989 roku”, po czym dodaje: „Kaczyńscy na początku lat 90. byli symbolem korupcji”.
- Tak, to są najważniejsze wybory, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Natomiast jeżeli chodzi o ten symbol korupcji, to powiem tak: była przeciw nam prowadzona wściekła kampania zmierzająca do tego, żeby jedynym ludziom, którzy wtedy walczyli z korupcją, jedynej formacji politycznej (skądinąd mój brat do nie należał, ale ją wspierał) przypisać korupcję. To był taki typowy chwyt „łapać złodzieja!” i pan Cimoszewicz z całą pewnością to wie. Formułuje swoje tezy też w taki sposób, żeby mu nie można było skutecznie wytoczyć procesu, bo gdyby powiedział, że my byliśmy skorumpowani, no to mógłby taki proces, jak sądzę, łatwo przegrać, natomiast ponieważ mówi, że byliśmy o to oskarżani, bo taki jest sens... No tak, byliśmy oskarżani, pan Urban, cała ta prasa spod znaku Urbana, a niekiedy także inne środki masowego przekazu, tak to wtedy przedstawiały, chociaż nikt nigdy nie był w stanie udowodnić nawet jednej złotówki i to nawet nie tylko w trybie procesowym, tym takim najbardziej rygorystycznym, nawet w
takim trybie, można powiedzieć, zdroworozsądkowym. Proszę pokazać, gdzie była najmniejsza przesłanka do tego, żeby twierdzić, że ja czy mój brat wzięliśmy od kogokolwiek pięć złotych w sposób nieuprawniony.
Panie premierze, czy ze strony PiS-u nie pojawia się przesada chwilami? Poseł Adama Hofman w reakcji na artykuł, na wypowiedź Aleksandra Kwaśniewskiego, wywiad, w którym ten mówił o potrzebie zaostrzenia polityki niemieckiej w wypadku ponownego zwycięstwa PiS-u, za które zresztą Aleksander Kwaśniewski przeprosił, poseł Hofman mówi: „Za takie wypowiedzi, za takie czyny za okupacji golono głowy”. Czy to nie był krok za daleko?
- To było bardzo ostre, ale proszę pamiętać, że za inne czyny za okupacji likwidowano, skazywano na śmierć i rozstrzeliwano, bywało, że wieszano, a za takie mniejsze uczynki, haniebne, a to był haniebny uczynek, golono rzeczywiście głowy. Powtarzam, ja nie jestem zwolennikiem ostrej retoryki z tego względu, że opozycja doprowadziła do takiej dewaluacji słowa, że nie warto się w to wpisywać, bo to jest kosztem polskiego życia publicznego, polskiej kultury politycznej i nie tylko politycznej. I ja jestem przekonany, że historycy będą opisywali działania opozycji z tego dwulecia jako po prostu niebywale wręcz szkodliwe i haniebne. Powtarzam: nie dam się sprowokować i mogę swoich młodszych kolegów nawet jakoś tam pouczać, żeby w ten ton nie wpadali, ale jest prawdą, że bardzo znany polityk, były prezydent państwa, wzywający inne państwo do tego, żeby zaostrzyło politykę wobec jego ojczyzny, zachowuje się w sposób niebywały i haniebny.
Przeprosiny zamykają sprawę?
- Nie zamykają sprawy, bo to nie pierwszy przypadek tego rodzaju. Zamknie sprawę sytuacja, w której postkomunistów nie będzie na polskiej scenie.