Premier: nie traktuję Lecha Kaczyńskiego jako potwora
Premier Donald Tusk powiedział podczas spotkania ze studentami różnych uczelni na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, że nie traktuje prezydenta Lecha Kaczyńskiego jako
"jakiegoś potwora, który pojawił się na świecie tylko po to, żeby
mu utrudniać życie i pracę". Dodał jednak, że nie warto być prezydentem, jeżeli jedyną bronią
jest weto.
Tusk wygłosił krótki wykład i niemal przez dwie godziny odpowiadał na pytania, z których wiele dotyczyło bieżącej sytuacji politycznej, m.in. wetowania ustaw przez prezydenta.
Na pytanie jednego ze studentów, czy jest sens tylko administrować państwem w sytuacji, gdy Lech Kaczyński wetuje ważne ustawy Tusk odparł, że nie traktuje prezydenta jako "jakiegoś potwora, który pojawił się na świecie tylko po to, żeby mu utrudniać życie i pracę".
- To nie jest tak - mówił. - Jeśli pan oczekuje ode mnie odpowiedzi, że ponieważ prezydent wetuje, to ja przepraszam i wracam do Sopotu, to nie sądzę, żeby to była uzasadniona konkluzja - podkreślił szef rządu.
Jak zaznaczył, nie może też z góry zakładać, że prezydent będzie w jakiś "taki zaciekły" sposób wetował wszystkie ustawy przygotowane przez rząd. - Prezydent wetuje teraz częściej niż na początku naszej trudnej kohabitacji, ale my szukamy sposobów, tak jak przy emeryturach pomostowych, aby to weto nie było groźne w skutkach - mówił Tusk.
Dodał, że nie wszystko w życiu można sobie zaplanować. - Trudno, tak się zdarzyło, że w 2005 roku wygrał Lech Kaczyński, w 2007 roku wygrał Tusk i że to się kiepsko skleja. Mówić tutaj o synergii byłoby dużą przesadą. Raczej jest to energia, którą często trudno razem dopasować - ocenił.
Jednak - zastrzegł - jest to trudna kohabitacja, która zdarza się w wielu demokracjach, tam gdzie ustrój jest podobny.
Tusk przyznał, że sam też "powoli się uczy", gdzie warto ustąpić w kontaktach z prezydentem. Jako przykład podał sytuację z samolotem rządowym przed październikowym szczytem UE w Brukseli. - Też staram się uczyć, dopasowywać, żeby to jakoś współgrało - mówił szef rządu.
Premier dopytywany później zaznaczył, że prezydent, który korzysta z prawa weta "zbyt często" podejmuje się "misji samobójczej w jakimś sensie". Bo - jak dodał - Polacy nie akceptują polityki polegającej na przeszkadzaniu czy blokowaniu.
Tusk był pytany czy opowiada się za zmianą ustroju w Polsce na wzór kanclerski w Niemczech.
- Jak ja bym miał tutaj powiedzieć, że w Polsce wprowadzę system niemiecki, to by Kaczyńscy mieli ubaw - żartował. Jednak - jak mówił - jemu system niemiecki akurat nie bardzo odpowiada ze względu na skomplikowaną ordynację wyborczą.
Ale - jak zaznaczył - jest "zwolennikiem czystego modelu". - Jestem gotów zgodzić się na zmiany konstytucji, które by szły w stronę albo silnego ustroju prezydenckiego, albo silnego ustroju gabinetowego, gdzie premier miałby silniejszą jeszcze pozycję niż dzisiaj - powiedział Tusk. Dodał, że nie chce narzucać ostatecznej drogi: czy ma być system prezydencki czy premierowski. Bo - jak argumentował - jeśli powie, że prezydencki, to będą mówić, że dlatego, iż Tusk chce być prezydentem i "szykuje pod siebie zmiany w konstytucji". Jeśli powie, że premierowski, to dlatego, że jest szefem rządu - zaznaczył.
- Mnie jest obojętne, jaki model przyjmiemy, byleby wreszcie uwolnić prezydenta, dzisiaj Lecha Kaczyńskiego, ale także innych, od tej pokusy, która jest de facto balastem, że jego władza tak naprawdę wyłącznie negatywna - powiedział Tusk. Jak podkreślił, prezydent zgodnie z konstytucją, ma "jedno narzędzie ostre jak brzytwa, to jest weto".
W jego ocenie, nie warto być prezydentem, jeżeli jedyną bronią jest weto. Tusk przypomniał, że w polskiej tradycji historycznej weto źle się kojarzy.
Premier powiedział także, że kiedy patrzy na niektóre weta dzisiaj, to liberum weto mu się przypomina. Jak ocenił, na szczęście tylko prezydent, a nie każdy szlachcic ma prawo wetowania, ale skutki bywają podobne.
Tusk zapowiedział też, że wytrwa w "twardości" wobec protestujących, wtedy gdy wie, że działa słusznie. Odpowiedział w ten sposób na pytanie, co zamierza zrobić z protestami m.in. przeciw rządowym planom likwidacji emerytur pomostowych.
- Dobrze wiem, że tego typu decyzje (likwidacja emerytur pomostowych) kosztują, a nie przynoszą profity polityczne - powiedział szef rządu.
Jak dodał, "spaliby się ze wstydu", gdyby - tak jak jego poprzednicy - "ugiął" się przed protestującymi, tylko dlatego, że jest ich dwa tysiące, a nie tysiąc.
- Ale nie chcę nikomu imponować, że nie ulegam takiej przemocy ulicznej, czy to są kibole, czy blokujący przejście graniczne, czy demonstranci łamiący przepisy - zapewnił Tusk.