Premier Japonii oddaje hołd poległym w II wojnie światowej
Premier Japonii Junichiro
Koizumi złożył wczesnym rankiem wizytę w świątyni
Yasukuni w Tokio, gdzie upamiętnieni są Japończycy, którzy zginęli
w czasie drugiej wojny światowej, ale także japońscy przywódcy
polityczni i dowódcy wojskowi odpowiedzialni za zbrodnie wojenne.
15.08.2006 | aktual.: 15.08.2006 08:42
Jest to kolejna, piąta już wizyta japońskiego premiera w tej świątyni, upamiętniającej 2,5 mln japońskich ofiar wojny. Coroczne odwiedziny szefa japońskiego rządu w kontrowersyjnym sanktuarium wojennym wywołują gwałtowne protesty w innych krajach, przede wszystkim w Korei i Chinach, gdzie Japończycy popełnili najwięcej zbrodni w czasie wojny.
Tym razem po raz pierwszy Koizumi przybył do świątyni w rocznicę podpisania przez Japonię kapitulacji i zakończenia drugiej wojny światowej.
Wizyta premiera Japonii Junichiro Koizumiego w świątyni Yasukuni w Tokio wywołała natychmiast nie tylko protesty za granicą, przede wszystkim w Chinach i Korei, ale także głosy krytyczne w kraju.
Z krytyką decyzji Koizumiego w sprawie odwiedzin miejsca, gdzie upamiętnieni są Japończycy, którzy zginęli w czasie drugiej wojny światowej, ale także japońscy przywódcy polityczni i dowódcy wojskowi odpowiedzialni za zbrodnie wojenne, pośpieszył Takenori Kanzaki, przywódca opozycyjnej partii Nowa Komeito, trzeciej siły w parlamencie Japonii.
Decyzję własnego premiera skrytykował też minister finansów w jego gabinecie Sadakazu Tanigaki, uważany za rywala szefa rządu i możliwego kandydata na jego miejsce po zbliżających się wyborach.
Natomiast Shinso Abe, obecny sekretarz gabinetu i główny rzecznik rządu, uważany za najpewniejszego kandydata na stanowisko szefa rządu, ponownie odmówił deklaracji, czy będzie odwiedzał Yasukuni, gdy ewentualnie zostanie premierem po zapowiadanej na wrzesień zmianie u szczytu władzy.
Koizumi broni decyzji o wizycie w świątyni upamiętniającej 2,5 mln japońskich ofiar wojny, podkreślając, że nie powinna ona przynieść uszczerbku stosunkom z sąsiadami, bowiem w sanktuarium modlił się tylko za poległych żołnierzy. Premier sprzeciwił się też stanowczo opiniom, że wizyta wpłynie na pogorszenie stosunków z najbliższymi sąsiadami, przede wszystkim z Chinami i Koreą.
Już we wczesnych godzinach rannych Chiny pośpieszyły z potępieniem wizyty premiera Japonii Junichiro Koizumiego w śwątyni Yasukuni. Krok ten zaszkodzi naszym stosunkom - oświadczono w Pekinie.
"Rząd Chin wyraża stanowczy sprzeciw wobec tego kroku, poważnie raniącego uczucia osób, które padły ofiarą japońskiego militaryzmu podczas drugiej wojny światowej, i naruszającego podstawy polityczne stosunków między Chinami i Japonią" - stwierdza się w oświadczeniu chińskiego MSZ, opublikowanym w Internecie, a także przez oficjalną agencję prasową XINHUA.
Wizyta japońskiego premiera "narusza zasady międzynarodowej sprawiedliwości oraz depcze poczucie humanitaryzmu" - napisano w oświadczeniu.
Tuż po złożeniu przez Koizumiego wczesnym rankiem (czasu miejscowego) wizyty w budzącej kontrowersje świątyni w Tokio, w Pekinie wokół ambasady japońskiej przedsięwzięto nadzwyczajne środki zapobiegawcze, w celu przeciwdziałania ewentualnym czynnym protestom chińskich demonstrantów.
W pobliżu wejść do ambasady rozmieszczono 20 policjantów chińskich wyposażonych z grube uniformy ochronne, tarcze i pałki, a w pobliżu zaparkowano kilka autobusów z dalszymi oddziałami policyjnego wsparcia. Wkrótce pojawili się też pierwsi demonstranci.
W ubiegłym roku chińscy demonstranci powybijali szyby w oknach i drzwiach do ambasady japońskiej w Pekinie i konsulatu w Szanghaju, protestując przeciwko polityce Tokio wobec własnej przeszłości wojennej i sprzeciwiając się próbom uzyskania przez Japonię stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Chińczycy, którzy jako jedni z pierwszych padli ofiarą japońskiej agresji i wiele wycierpieli przez długie lata okupacji, sprzeciwiają się szczególnie stanowczo trwającym już od pięciu lat corocznym wizytom japońskiego premiera w świątyni Yakasuni, gdzie poza 2,5 milionem japońskich ofiar wojny upamiętnionych jest też indywidualnie 14 wojskowych i polityków japońskich uznanych po wojnie za zbrodniarzy.
Również najwyższe władze Korei Południowej - prezydent Ro Mu Hiun i rząd - potępiły niezwłocznie wizytę japońskiego premiera w świątyni Yasukuni. Władze południowokoreańskie uważają, że ta wizyta, złożona w dniu 61. rocznicy kapitulacji Japonii i zakończenia drugiej wojny światowej, wykazuje całkowity brak poszanowania władz japońskich dla krajów niegdyś kolonizowanych - ogłoszono w Seulu.
Prezydent Ro Mu Hiun w przemówieniu z okazji 61. rocznicy zakończenia wojny i trwającej przez 35 lat (1910-1945) okupacji japońskiej powiedział, że Japonia ma jeszcze do przebycia długą drogę, zanim będzie mogła zmienić swą obecną, pacyfistyczną konstytucję. Zapowiedział też, że jego kraj będzie nadal dążył usilnie do wzmocnienia własnych sił zbrojnych.
Wizyta premiera Japonii w świątyni Yasukuni świadczy o całkowitym braku poszanowania dla rządu i narodu koreańskiego, zwłaszcza, że dzieje się to w dniu obchodów naszej niepodległości i zakończenia drugiej wojny światowej - powiedział południowokoreański minister spraw zagranicznych Ban Ki Mun, przebywający w stolicy Australii Canberrze.
Cały naród koreański i cały rząd są poruszone i niezadowolone z powodu tej wizyty - powiedział szef południowokoreańskiej dyplomacji, podkreślając, że wizyta stanowi przejaw braku poszanowania dla apeli płynących również z innych krajów azjatyckich, na przykład z Chin.
Południowokoreański MSZ bezpośrednio po złożonej wczesnym rankiem wizycie Koizumiego w kontrowersyjnym sanktuarium wojennym zapowiedział przekazanie oficjalnego protestu dyplomatycznego.
Podobne kroki dyplomatyczne zapowiedziały też władze Chin, które także potępiły wizytę Koizumiego w świątyni upamiętniającej osadzonych zbrodniarzy obok 2,5 miliona poległych japońskich żołnierzy i cywilów.
Decyzję własnego premiera skrytykował też minister finansów w jego gabinecie Sadakazu Tanigaki, uważany za rywala szefa rządu i kandydata na objęcie po nim funkcji.
Koizumi broni decyzji o wizycie w świątyni upamiętniającej 2,5 mln japońskich ofiar wojny, podkreślając, że nie powinna ona przynieść uszczerbku stosunkom z sąsiadami, bowiem w sanktuarium modlił się tylko za poległych żołnierzy.