Premier czyści urzędy
W ostatnich dniach zmiana w urzędach publicznych goni zmianę. Dawniej premier nawet w sytuacjach wydawałoby się oczywistych nie był skory do podejmowania decyzji personalnych. Dziś wnioski o dymisje podpisuje prawie natychmiast po ujawnieniu afer - pisze w "Rzeczpospolitej" Eliza Olczyk.
30.05.2003 | aktual.: 30.05.2003 07:19
Jeżeli premier Leszek Miller cierpiał na paraliż decyzyjny - co zarzucił mu Józef Oleksy w słynnej pozantenowej rozmowie w Radiu ZET - to ostatnio wyraźnie zmienił sposób działania.
Dobrze poinformowani politycy SLD twierdzą, że wszystkie dymisje, choć zrealizowane niemal w tym samym czasie, są efektem zbiegu okoliczności, bo na przykład decyzja o usunięciu Montkiewicza zapadła przed trzema tygodniami, ale szukano odpowiedniego następcy. W pozostałych przypadkach zaś nie można było podjąć innej decyzji.
Według publicystki dziennika, jest to jednak nader fortunny dla premiera zbieg okoliczności. Trudno się bowiem oprzeć wrażeniu, że Leszek Miller realizuje plan poprawy wizerunku rządu i odbudowy zaufania społecznego przez szybkie i bezwzgledne usuwanie z urzędów publicznych ludzi, na których ciążą poważne zarzuty - bądź korupcyjne, bądź braku kompetencji.
Nie jest wykluczone, że premiera do działania zmobilizowała coraz głosniejsza krytyka płynąca nie tylko ze strony opozycji, ale i z kręgów lewicy, w tym z SLD.
Wśród działaczy SLD można usłyszeć pogląd, że w partii rośnie Millerowi elektorat negatywny i dobry kandydat na zasadzie negacji miałby duże szanse na przejecie przywództwa na bliskim już kongresie SLD - stiwerdza Eliza Olczyk. (mk)
Więcej: Premier czyści urzędy