PolskaPremier: było przekonanie, że do "sprawy Jaruckiej" doprowadzili Miodowicz i Brochwicz

Premier: było przekonanie, że do "sprawy Jaruckiej" doprowadzili Miodowicz i Brochwicz

Było "powszechne przekonanie" świata polityki, że Konstanty Miodowicz i Wojciech Brochwicz doprowadzili do sprawy Anny Jaruckiej, ale nie jest to moja "szczególna wiedza" - zeznał premier Jarosław Kaczyński na cywilnym procesie wytoczonym przez Miodowicza Tomaszowi Nałęczowi.

05.12.2006 | aktual.: 05.12.2006 16:31

Premier zeznał też, że Miodowicz "uczestniczył w inwigilacji prawicy".

Premier Jarosław Kaczyński zakończył krótko przed godz. 16 zeznania w cywilnym procesie, wytoczonym przez Konstantego Miodowicza Tomaszowi Nałęczowi, b. szefowi sztabu wyborczego Włodzimierza Cimoszewicza, za jego wypowiedzi o roli posła PO w tzw. sprawie Jaruckiej.

Według Jarosław Kaczyńskiego, Nałęcz miał prawo pytać o analogie między sprawą Jaruckiej a sprawą spreparowanej "lojalki" J. Kaczyńskiego. W apogeum kampanii prezydenckiej Nałęcz mówił: Jak patrzymy na sprawę pani Jaruckiej, to jest dokładnie ten sam mechanizm, co przy lojalce, przy niby-lojalce, pana (Jarosława) Kaczyńskiego. Tak samo podrobiony podpis, ten sam mechanizm. Ja pytam publicznie, choć nie mam żadnych dowodów, ale pytam Donalda Tuska: proszę wyjaśnić rolę pułkownika Miodowicza we wszystkich tych sprawach.

Nigdy nie złamałem prawa - powiedział sądowi Miodowicz. Dodał, że ubolewa, iż premier bez dowodów odreagowuje na nim swe "traumatyczne przeżycia z lat 90.".

Sąd Okręgowy Warszawa-Praga wezwał premiera na świadka na wniosek strony pozwanej, która chce, by Jarosław Kaczyński powiedział, co wie o roli Miodowicza w sprawie Jaruckiej. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" w 2005 r. Jarosław Kaczyński mówił, że Miodowicz oraz Wojciech Brochwicz "utkali sprawę Anny Jaruckiej".

W sierpniu 2005 r. Jarucka - była asystentka Włodzimierza Cimoszewicza jako szefa MSZ w 2002 r. - przekazała komisji śledczej ds. PKN Orlen kserokopię rzekomego upoważnienia do zamiany oświadczenia majątkowego, jakie w 2002 r. miał jej wystawić Cimoszewicz. Prokuratura uznała, że dokument jest sfałszowany - co podkreślał sam Cimoszewicz. Jarucką czeka w styczniu 2007 r. proces m.in. za posługiwanie się fałszywym dokumentem.

Miodowicz przyznał, że to on prosił ją, by napisała oświadczenie dla komisji śledczej, bo "prywatnie zwierzyła się przypadkiem jego znajomemu" o sprawie (był nim Wojciech Brochwicz). We wrześniu 2005 r. Cimoszewicz zrezygnował z kandydowania na prezydenta.

Miodowicz (szef kontrwywiadu UOP w latach 90.) zaprzeczył swemu udziałowi w sfabrykowaniu rzekomej lojalki Kaczyńskiego ze stanu wojennego i udziałowi w spreparowaniu dokumentu o oświadczeniach majątkowych Cimoszewicza. Pozwał Nałęcza, żądając przeprosin. Poseł PO mówi, że miał obowiązek doprowadzić do zeznań Jaruckiej przed komisją - inaczej można by mu zarzucić ukrywanie świadka.

W czerwcu tego roku J. Kaczyński ujawnił swą teczkę, w której są dwa sfałszowane - jego zdaniem - w 1992 lub 1993 r. w UOP dokumenty, opisujące rzekome podpisanie przez niego tzw. lojalki ze stanu wojennego. Lider PiS jest przekonany, że przygotował ją zespół Lesiaka. Zaprzecza temu sądzony za inwigilację opozycji w latach 90. przez UOP płk Jan Lesiak. Trwa śledztwo w sprawie tego fałszerstwa. Sąd już w 1998 r skazał Marka Barańskiego z "Nie" na grzywnę za wydrukowanie "fałszywki". Sąd uznał, że Kaczyński nie podpisywał w 1981 r. żadnej "lojalki".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)