Prawo i Sprawiedliwość: wojenki, chaos i zaskoczenie [ANALIZA]
Jeszcze we wtorek przed południem ryzyko utracenia większości sejmowej przez partię Kaczyńskiego było poważne, a w ugrupowaniu zrobiło się bardzo nerwowo. Wieczorem emocje nieco się uspokoiły, jednak wygląda na to, że tylko na chwilę. PiS boryka się z wewnętrznymi problemami: niezadowoleniem szeregowych posłów, wojenką Zbigniewa Ziobry z Mateuszem Morawieckim i tarciami na poziomie władz okręgów.
Gorąca linia między Kancelarią Premiera Mateusza Morawieckiego a centralą partii PiS na ulicy Nowogrodzkiej, pilne narady na komunikatorach Teams i WhatsApp, pielgrzymki i esemesy do posłów, których wytypowano jako osoby mogące odejść z klubu parlamentarnego PiS.
Wywiad Lecha Kołakowskiego, który w rozmowie z radiem RMF FM zapowiedział, że wraz z grupą kilku posłów odejdzie z PiS, wywołał zaskoczenie wśród czołowych polityków Prawa i Sprawiedliwości. - Dziś odchodzę z PiS. Nie jesteśmy uciekinierami, jesteśmy bohaterami. To grupa kilku osób. Rozmawiamy o nazwie koła – mówił poseł.
Jak wynika z informacji, które jako pierwszy przedstawił Marcin Dobski z "Wprost", wśród zbuntowanych posłów mieli znaleźć się m.in. były minister rolnictwa Krzysztof Ardanowski, Katarzyna Czochara i Teresa Hałas. Wszyscy oni, podobnie jak Kołakowski, znaleźli się w grupie piętnastu posłów PiS zawieszonych decyzją Jarosława Kaczyńskiego w prawach członków partii po głosowaniu w sprawie ustawy: "Piątka dla zwierząt".
- Szczerze mówiąc, kiedy Ardanowski powiedział szefowi klubu PiS Ryszardowi Terleckiemu, że ma listę kilkunastu parlamentarzystów, którzy są gotowi odejść wraz z nim, zostało to przez kierownictwo partii całkowicie zignorowane. Uznano to za szantaż i zbagatelizowano. We wtorek zapanowało spore zaskoczenie – mówi nam jeden z członków Komitetu Politycznego PiS.
Rozłam w PiS. "Jedyną drogą jest budowanie czegoś zdrowego"
"Szturm modlitewny" do zbuntowanych
Według naszych źródeł, przedstawiciele kierownictwa PiS we wtorek do późnych godzin popołudniowych prowadzili intensywne rozmowy z zawieszonymi parlamentarzystami, przekonując ich do pozostania w ugrupowaniu. Zarówno oficjalne, jak i nieoficjalne: do potencjalnych secesjonistów mieli dzwonić też ich partyjni koledzy, działacze terenowi, samorządowcy.
- To był prawdziwy szturm modlitewny. Czego dotyczyły rozmowy? Odwieszenia ich w prawach członków partii, totalnej rezygnacji z ustawy "Piątka dla zwierząt" i dymisji nowego ministra rolnictwa Grzegorza Pudy – twierdzi nasze źródło. I dodaje, że wstępnie rozmowy zakończyły się pewnym konsensusem.
- Nikt na razie pisma o odejściu z klubu nie złożył, a jeśli wszystko pójdzie tak, jak zakładamy, to z koła Ardanowskiego będzie co najwyżej kółko – słyszymy.
Ale jednocześnie Prawo i Sprawiedliwość przygotowywało się na wariant alternatywny, w którym rzeczywiście 4-5 posłów skupionych wokół Krzysztofa Ardanowskiego mogłoby odejść z klubu parlamentarnego PiS i założyć własne koło.
- Na dzisiaj jest tak, że posłowie "rolnicy" są mocno wkurzeni na sposób, w jaki ich potraktowano, ale jeśli Kaczyński wycofa się zarówno ze starej, jak i nowej, czyli tej projektowanej "piątki", to z wyjątkiem plus-minus pięciu osób zostaną, bo faktycznie nie mają gdzie iść - mówił nam informator związany z grupą niezadowolonych parlamentarzystów. - Ardanowski jest bardziej zdeterminowany, bo gra na bycie wewnętrznym lub zewnętrznym koalicjantem, z którym musiano by uzgadniać wszystkie sprawy rolnicze - dodawał nasz rozmówca.
We wtorek wieczorem poseł Krzysztof Sobolewski, przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS, poinformował o umorzeniu postępowania dyscyplinarnego wobec 13 z 15 "zbuntowanych” posłów. Wśród zawieszonych zostali Kołakowski i Ardanowski.
- Liczymy na rozsądek pana ministra Ardanowskiego i posła Kołakowskiego, na to, że emocje opadną, będziemy mogli rozmawiać i dalej dobrze współpracować – powiedział mi poseł Sobolewski.
Wojenki na dwóch frontach
O tym, czy i kto - jeżeli w ogóle - odejdzie z Prawa i Sprawiedliwości, zadecydują zapewne najbliższe dni. Jednak jak słyszymy w kuluarach partii, i jak wynika z emocji, jakie wzbudziło oświadczenie posła Kołakowskiego o możliwym odejściu, zakończenie rekonstrukcji rządu nie wygasiło bynajmniej wewnętrznych wojen w Zjednoczonej Prawicy.
- To jeden z elementów nieuchronnego procesu odśrodkowego w Zjednoczonej Prawicy, przypominającego lata '90. Niedawna wolta Gowina pokazała, że jest taka możliwość, by się zbuntować przeciw Kaczyńskiemu, że można na wojenkach wymierzonych we własny obóz budować pozycje i nie ponieść konsekwencji - ocenia prof. Rafał Chwedoruk, politolog Uniwersytetu Warszawskiego.
Obóz rządzący ma jednak problem, bo wewnętrzne wojenki stały się nie tylko udziałem koalicjantów PiS, ale także i działaczy samego ugrupowania.
- Jest duże niezrozumienie i niezadowolenie w klubie z polityki władz PiS. To walka o wpływy i to zarówno na poziomie sejmowym, jak i lokalnym. Im bliżej Kongresu PiS, tym więcej będzie się działo, bo coraz więcej działaczy i posłów czuje się niedocenionych, odsuwanych czy zagrożonych – twierdzi jeden z parlamentarzystów PiS. Nasz rozmówca dodaje też, że coraz częściej w partii słychać pytanie, kiedy - i czy w ogóle - Jarosław Kaczyński walnie pięścią w stół i powie "koniec tej zabawy".
Front krajowy
Na razie Jarosławowi Kaczyńskiemu nie udało się, mimo osobistego wejścia do rządu, zakończyć waśni między Zbigniewem Ziobrą, Jarosławem Gowinem i Mateuszem Morawieckim. Kiedy szef rządu zapowiadał zawetowanie budżetu unijnego, natychmiast Ziobro zorganizował konferencję prasową i ogłosił, że szef rządu robi w zasadzie wyłącznie to, czego on sam od niego oczekuje i żąda.
- Zbyszek gra bardzo nieuczciwie. My, zgodnie z umową, powstrzymujemy się od oceniania jego działalności, nam nie wolno, natomiast on sam lub za pomocą swoich ludzi nieustannie nas atakuje. Co gorsza, narzuca narrację, która spycha nas do prawego narożnika – mówi nam jeden z bliskich współpracowników Mateusza Morawieckiego. - Mamy kryzys pandemiczny, ale nie mówimy o rozwiązaniach gospodarczych, o pomysłach dla biznesu, tylko za sprawą ekipy Ziobry prowadzimy destrukcyjną dla nas dyskusję jak nie o LGBT, to o aborcji – dodaje nasz rozmówca.
Nie ulega wątpliwości, że obóz Zjednoczonej Prawicy rzeczywiście w ostatnich miesiącach mocno skręcił w prawo i prowadzi narrację głównie światopoglądową. Tyle że jak zauważa np. w mediach społecznościowych część komentatorów życzliwych PiS – sprzyja to głównie budowie Solidarnej Polski.
Wśród części polityków PiS pojawiła się też teoria, że bunt kilku "posłów Ardanowskiego" też mógł mieć ciche poparcie krytycznie oceniających "Piątkę dla zwierząt" ziobrystów. W innym przypadku szeregowi, bliżej nieznani posłowie nie ryzykowaliby kariery politycznej, grożąc odejściem z partii. - Dzisiaj obowiązuje zakaz transferów między koalicjantami, ale jeśli Zjednoczona Prawica by się rozpadła, to kto przygarnąłby ich na listy? - mówi nam jeden z posłów.
Zwolennicy Zbigniewa Ziobry też nie ukrywają, że rozejmu między nimi a ludźmi Morawieckiego już nie ma.
- Morawiecki nie panuje nad niczym, mamy chaos covidowy, tracimy punkty poparcia, a on wierząc, że prezes ogłosi go swoim delfinem, skupia się wyłącznie na budowie własnej pozycji. Dzisiaj wszyscy są przeciw Morawieckiemu, nawet Gowin czuje się przez niego oszukany - uważa jeden ze stronników Zbigniewa Ziobry.
Front terenowy
Na te swary nakłada się też sytuacja w terenowych strukturach PiS - emocje podsyciła tam lipcowa zapowiedź Jarosława Kaczyńskiego o dokonania znaczących zmian organizacyjnych w lokalnych strukturach. Szefami struktur prawdopodobnie zostaliby ludzie, którzy dziś nie pełnią żadnych funkcji we władzach centralnych partii, rządzie lub parlamencie.
- Jeżeli Jarosław zrobi "rzeź" na kongresie, a takie były zapowiedzi w odniesieniu do struktur, gdzie miał stawiać na młodych, to takich Kołakowskich może być nie 5 czy 15, a 30 – uważa jeden z działaczy Zjednoczonej Prawicy.
Jak wojna w terenie przekłada się na sytuację PiS w parlamencie, widać chociażby po wydarzeniach ostatnich dni. Posłanka Katarzyna Czochara, która – według nieoficjalnych doniesień - mogłaby ewentualnie znaleźć się w kole z Ardanowskim i Kołakowskim (gdyby takie powstało), była niedawno szefową PiS na Opolszczyźnie. Odkąd straciła stanowisko na rzecz Violetty Porowskiej, tarcia między nimi przeniosły się także na lokalne struktury samorządowe.
- Porowska jest związana z dawnym "zakonem PC", z kolei Czochara "gra" w polskim sejmiku z Januszem Kowalskim z Solidarnej Polski przeciw niej. I tak to się toczy w niejednym regionie – słyszymy od polityków PiS. I podają kolejne przykłady. - Kołakowski, zawsze lojalny wobec Kaczyńskiego, wściekł się, kiedy został zdjęty z szefa łomżyńskich struktur. A tam od dawna wojna w strukturach każdego z każdym – mówią.
Zdaniem ekspertów dziś Prawo i Sprawiedliwość potrzebuje nowego otwarcia, by zatrzymać wewnętrzny proces destrukcji.
- Potrzebuje nowej formuły, nowych pomysłów, bo jeśli dekompozycja Zjednoczonej Prawicy będzie postępować, to w pewnej perspektywie czasowej pojawi się próba tworzenia nowej większości sejmowej, ale już bez udziału Prawa i Sprawiedliwości – uważa prof. Chwedoruk.
Wojciech Wybranowski dla WP Opinie