Prawo antylobbingowe nie kontroluje 1500 asystentów parlamentarzystów
W sejmowych korytarzach można - oprócz posłów - spotkać ponad 1500 osób, które dzięki przepustkom mają swobodny dostęp do prac nad ustawami. To asystenci parlamentarzystów. Według "Dziennika" nikt w Sejmie nie ma nad nimi kontroli, bo antylobbingowe prawo, które miało umożliwić nadzór, jest wadliwe.
11.06.2008 | aktual.: 11.06.2008 04:29
Poselskim asystentem, który może swobodnie działać w budynku na Wiejskiej, może być każdy. Wystarczy, że zaproponuje mu to poseł, a kandydat na asystenta wypełni odpowiedni druczek - tak zwane oświadczenie. Potem ma nieograniczony dostęp do Sejmu - stałą przepustkę. To oznacza bezpośredni wgląd w prace nad ustawami i kontakt z politykami.
Posłem-rekordzistą, otoczonym wianuszkiem 30 asystentów, jest Piotr Tomański z PO. Na drugim miejscu plasuje się Tadeusz Motowidło z Lewicy - ma 23 asystentów. Tuż za nim jest posłanka Lewicy z Konina Elżbieta Dembińska-Streker - 20 asystentów. Inny lewicowy poseł z Konina Tadeusz Tomaszewski ma 15 asystentów. Ale są również posłowie, którzy asystentów nie mają i tacy, którzy w tym charakterze zatrudniają... rodzinę. Lidia Staroń z PO ma społeczną asystentkę, którą jest jej córka, Tadeuszowi Rossowi z PO asystuje syn, a Gabrieli Masłowskiej z PiS - córka i mąż.
Posłowie składają informacje o swoich pracownikach i asystentach społecznych. Ale nie dowiemy się z nich, ani czy ci ludzie nie byli karani, ani czym tak naprawdę się zajmują - powiedziała "Dziennikowi" Grażyna Kopińska z Fundacji Batorego. Nie wiadomo też, czy ich działalność nie jest w sprzeczności z działalnością posła czy rządu i czy nie zachodzi tu konflikt interesów - dodała. (PAP)