Prawnicy: sądy kierują się prawem, panie premierze!
Sądy kierują się przede wszystkim prawem - tak rzecznik Sądu Najwyższego prof. Piotr Hofmański odniósł się do wypowiedzi premiera Jarosława Kaczyńskiego. Premier powiedział podczas pobytu we wsi Narty, że w sprawach poniemieckiej własności sądy powinny kierować się polską racją stanu i interesem narodowym.
Premier mówił we wsi Narty, że musimy przeciwstawić się destabilizacji polskiej własności na ziemiach północnych i zachodnich dodał: sądy nie kierują się niestety - a mówię tu przede wszystkim o Sądzie Najwyższym - polską racją stanu i zasadą pierwszeństwa interesów polskich obywateli.
Polską racją stanu jest, by sądy działały zgodnie z prawem i tak się dzieje. Cóż więcej dodawać - powiedział dr Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, komentując wypowiedź premiera. Sądy kierują się racją stanu, bo działają zgodnie z prawem - stosują konstytucje oraz ustawy - mówił.
Jeśli ustawodawca wymyśli inne prawo dotyczące nieruchomości, sądy będą stosować inne. A póki jest takie jakie jest - sądy mają je stosować i nie widzę powodu, by były za to krytykowane - powiedział Bodnar.
Według prof. Piotra Hofmańskiego, gdyby uznać, że wypowiedź premiera to nawoływanie do łamania prawa przez sądy, byłby to skandal. Hofmański powiedział, iż po tej wypowiedzi nie planuje żadnego oficjalnego komunikatu, czy innego wystąpienia - chyba że prezes SN postanowi inaczej. Sędziowie w orzekaniu kierują się w pierwszej kolejności prawem, a w drugiej sumieniem - dodał, przytaczając przepis ustawy.
Już pewien czas temu I prezes Sądu Najwyższego Lech Gardocki wyjaśniał na łamach "Rzeczpospolitej" najgłośniejszą sprawę odzyskania tzw. poniemieckiej nieruchomości w Nartach. Przed II wojną światową była ona własnością ojca Agnes Trawny. Należał on do ludności Prus Wschodnich, uważającej się za Polaków i opierających się germanizacji, których po wojnie nazywano autochtonami, a potocznie - Mazurami.
Gardocki podkreślał, że po wojnie ci, którzy czuli się Polakami, uzyskiwali stwierdzenie narodowości polskiej, nabywali obywatelstwo polskie i w rezultacie zachowywali własność nieruchomości należących do nich przed 1945 r. Tak właśnie było z ojcem pani Trawny, który mieszkał w Polsce do śmierci w 1954 r., a nieruchomość odziedziczyła po nim żona i dzieci.
Gardocki przypominał, że gdy pojawiła się możliwość wyjazdu do RFN w ramach tzw. łączenia rodzin, wielu autochtonów wyjechało, rezygnując z polskiego obywatelstwa. Wyjeżdżając, tracili oni własność nieruchomości, uprzednio zachowaną wskutek uzyskania polskiego obywatelstwa - ale dotyczyło to jednak tylko tych, którzy spełniali łącznie trzy warunki: byli właścicielami nieruchomości 1 stycznia 1945 r.; uzyskali stwierdzenie narodowości polskiej i obywatelstwo polskie oraz utracili następnie to obywatelstwo w związku z wyjazdem z Polski.
"Gdyby więc z Polski wyjechał pan Trawny - utraciłby sporną nieruchomość na rzecz Skarbu Państwa. Wspomniany przepis nie dotyczył jednak następców prawnych, tj. osób, które nie były właścicielami nieruchomości w styczniu 1945, lecz nabyły ją później (w przypadku pani Trawny przez dziedziczenie)" - pisał Gardocki. Konkludował, że Agnes Trawny nie straciła, w świetle ustawy, prawa własności i wobec tego niezależnie od aktualnego obywatelstwa, zgodnie z prawem nieruchomość odzyskała.
I prezes SN podkreślał, że jeśli ktoś poniósł szkodę z winy polskich władz, pochopnie uznających taką nieruchomość za stanowiącą własność państwową - to państwo polskie powinno ją naprawić. "Natomiast współczucie dla ludzi, wprowadzonych przez władze w błąd, nie upoważnia jednak nikogo do nakłaniania sądów, by łamały prawo" - dodawał Gardocki.