Pracownicy NIK zeznawali w sprawie mobbingu
Pracownicy Najwyższej Izby Kontroli zeznawali przed Sądem Okręgowym w Warszawie w procesie o mobbing, jaki prezesowi Izby Mirosławowi Sekule wytoczyła jedna z pracownic, Danuta Bodzek. Żąda ona przeprosin i pół miliona zł odszkodowania, m.in. za to, że - choć jest głównym specjalistą NIK - została skierowana do porządkowania akt w kancelarii i archiwum NIK.
03.04.2007 | aktual.: 03.04.2007 18:16
Sprawa jest wielowątkowa. Wszystko zaczęło się od kontroli NIK w stołecznym szpitalu przy ul. Niekłańskiej w 2002 r. Wtedy Bodzek wykryła nieprawidłowości we współpracy szpitala z instytucjami działającymi na jego terenie - m.in. Poradnią Chorób Sutka. Prowadziła ją - nie mając uprawnień do świadczenia usług zdrowotnych - firma Andrzeja K., byłego pracownika szpitala, w 2001 r. powołanego na prezesa Polfy Tarchomin.
W 2003 r. Andrzej K., w skardze do Sekuły, zarzucił kontrolerom brak obiektywizmu oraz przekazywanie wstępnych ustaleń m.in. mediom.
Niechęć prezesa
W 2003 r. NIK wszczęła postępowanie dyscyplinarne wobec Bodzek za ujawnienie tajemnicy kontrolerskiej. Z kolei ona sama opisała w notatce służbowej, że Andrzej K. ją straszył, a potem próbował przekupić, podczas jej kontroli w Polfie Tarchomin. Andrzej K. miał powoływać się m.in. na znajomości wśród kierownictwa NIK.
Zarzuty Bodzek potwierdził w większości przed sądem Wojciech Jadacki, który jako dyrektor departamentu spraw osobowych NIK wyjaśniał sprawę skargi Andrzeja K. Według jego ustaleń nie było powodów do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego odnośnie Danuty Bodzek. Jednak, jak dodał, "prezes Sekuła nie podzielił tego stanowiska".
Jadacki przyznał ponadto, że prezes Sekuła bardzo interesował się przebiegiem postępowania wobec Danuty Bodzek, a zainteresowanie to "na pewno nie wynikało z przychylności i troski" o pracownika.
Jego zdaniem Sekuła oczekiwał podjęcia skutecznych działań "zmierzających do pozbycia się Danuty Bodzek z pracy". Niechęć prezesa do Bodzek, w opinii Jadackiego, zaczęła się od momentu, gdy pracownica w swojej notatce służbowej poinformowała o sugestiach Andrzeja K. - szczególnie tych dotyczących znajomości K. z przedstawicielami kierownictwa Izby.
Po lekturze akt osobowych powódki mogę stwierdzić, że była pracownikiem wyróżniającym się, otrzymującym nagrody, a na podstawie kontroli, które przeprowadzała jako główny specjalista NIK kierowano sprawy do prokuratury - powiedział Jadacki oceniając Bodzek.
14 dni w pracy w 2005 roku
Natomiast pracownice kancelarii NIK, gdzie została przeniesiona Bodzek, powiedziały, że nie zauważyły, aby Bodzek była izolowana od innych pracowników. Nie słyszały także, aby powódka zgłaszała zastrzeżenia, że musi wykonywać prace przy porządkowaniu akt. Jednocześnie jednak dodały, że nikomu innemu z tak wysokim stopniem zawodowym nie były zlecane podobne prace przy archiwizacji dokumentów.
W kwietniu 2006 roku prezes NIK Mirosław Sekuła zeznał w tej sprawie przed sądem, że do żadnych przejawów dyskryminacji i mobbingu wobec Bodzek nie dochodziło. Dodał, że w 2005 r. kobieta była w pracy jedynie przez 14 dni, pozostałą część roku spędziła zaś na zwolnieniach bezpłatnych i urlopie. Prezes zaznaczył, że w tym czasie komisja dyscyplinarna 40 razy próbowała zająć się jej sprawą, lecz kobieta za każdym razem była nieobecna.
Odnosząc się do zarzutów stawianych mu przez Bodzek powiedział, że odsunięcie jej od pracy kontrolnej w NIK nie jest wynikiem dyskryminacji, lecz postępowań dyscyplinarnych - dodał, że pracownik nie może pełnić odpowiedzialnej funkcji, dopóki ciążą na nim ciężkie zarzuty złamania tajemnicy i fałszerstwa.
Przesłuchania kolejnych pracowników Najwyższej Izby Kontroli sąd będzie kontynuował 21 czerwca. 18 kwietnia rusza natomiast przed sądem rejonowym w Warszawie proces b. prezesa Polfy SA Andrzeja K. Został on oskarżony w 2005 r. o próbę przekupienia kontrolerki oraz o groźby wobec niej. Grozi mu do 10 lat więzienia.