HistoriaPoznański Czerwiec '56

Poznański Czerwiec '56

• Czerwiec '56 nazywa się niekiedy ''ostatnim polskim powstaniem narodowym''
• Wydarzenia poznańskie stały się katalizatorem procesu destalinizacji Polski
• Czerwiec '56 otworzył w PRL epokę wiary w ''socjalizm z ludzką twarzą''

Poznański Czerwiec '56
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

''Zauważyłem leżące na chodniku i jezdni metalowe beczki z płynnym paliwem - chyba była to benzyna - oraz platformę z takimi beczkami. Z owych beczek nalewano płyn do butelek. Młodzi chłopcy zapalali je i rzucali z ukrycia zza narożnikowego domu mieszkalnego na gmach UB. W miejscu, gdzie był trawnik obok domu, między chodnikiem a domem mieszkalnym, stał zbity tłum. Stojąc w owym tłumie chłopców i nieco starszych osób, w najbardziej wysuniętym punkcie 'linii frontowej', od czasu do czasu, podobnie jak inni, z zainteresowaniem wychylałem się by zobaczyć, jakie są skutki wyrzucanych zapalonych butelek. Spostrzegłem, że część owych butelek dochodziła celu. Na parterze gmachu UB paliły się wówczas firanki, okna oraz futryny drewniane. [...] Rzuty butelkami, z których nie wszystkie były celne, co chwila były ponawiane przez chłopców czekających na swoją kolejkę do rzutu. Po pewnym czasie [...], chyba z baraków padła seria wystrzałów w naszym kierunku. Obok mnie, z lewej strony mojego ramienia, stał młody chłopak.
Nie rzucał butelkami zapalającymi, a utrwalił się w mojej pamięci z tego powodu, że był ładnie ubrany. Dostał postrzał w głowę, włosy na jego głowie zawirowały i upadł. W ułamku sekundy wszyscy padliśmy na trawnik, nie wiedząc co się stało. Padły następne serie strzałów, a kule odbijały się o ścianę budynku mieszkalnego''.

W ten sposób zapamiętał oblężenie siedziby poznańskiej bezpieki w czwartek 28 czerwca 1956 r. Eugeniusz Goliński. Był to najbardziej dramatyczny moment w trakcie poznańskiej rewolty, zapoczątkowanej przez robotników z Zakładów im. J. Stalina w Poznaniu (ZISPO) - dzisiejszych Zakładów H. Cegielskiego (HCP) żądających wypłaty należnych im wynagrodzeń. Walki wokół gmachu Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Kochanowskiego trwały przez kilka godzin, bowiem demonstranci w opanowanym wcześniej więzieniu przy ul. Młyńskiej zabrali z magazynu broni jeden ręczny karabin maszynowy, 37 karabinów, 21 pistoletów maszynowych, 29 granatów i ponad 20 tysięcy sztuk amunicji. Jednak chaotyczność działań i brak odpowiedniego przygotowania sprawił, że gmachu bezpieki nie udało im się zdobyć. Nawet wtedy, gdy protestujący zdobyli kilka czołgów, które bez wsparcia piechoty wjechały wczesnym popołudniem do centrum Poznania. Jeden z przejętych czołgów strzelał z karabinu maszynowego stale w to samo miejsce
(około pół metra nad głównym wejściem do gmachu), ponieważ nikt z siedzących w nim ludzi nie potrafił go poprawnie obsługiwać.

Ostatnie polskie powstanie?

O Poznańskim Czerwcu ’56 pisze się niekiedy jako o ostatnim polskim powstaniu narodowym. W takiej ocenie jest sporo przesady, przede wszystkim z uwagi na całkowicie spontaniczny wybuch protestu i brak jakiegokolwiek kierownictwa w późniejszej jego fazie. Zarazem jednak bilans walk w Poznaniu, trwających niewiele ponad dobę, był wyjątkowo krwawy, bowiem śmierć poniosło 57 osób (w tym 8 ubeków i żołnierzy), zaś rannych zostało blisko 600. Zaciętości walk dowodzi także zniszczenie w ich trakcie ponad 30 czołgów oraz samochodów wojskowych.

Warto pamiętać, że w pierwszych godzinach protestu zarysowała się wyraźna ewolucja postaw jego uczestników. Do chwili zajęcia siedziby Komitetu Wojewódzkiego PZPR tłum zachowywał się pokojowo, a skandowane hasła dotyczyły żądań socjalnych. Ponieważ jednak nikt ze spanikowanych władz Poznania nie podjął próby dialogu z protestującymi, ludzie zaczęli się szybko radykalizować. Przejawem tego były skandowane hasła: ''Precz z bolszewikami'' czy ''Żądamy wolnych wyborów''. Postawa poznańskich władz wynikała z instrukcji płynących z Warszawy, gdzie I sekretarz KC PZPR Edward Ochab bardzo szybko zaakceptował propozycje przedstawione mu przez ministra obrony, sowieckiego marszałka Konstantego Rokossowskiego. ''Zaproponował, aby użyć oddziałów wojskowych przeciw uzbrojonym awanturnikom, atakującym urzędy państwowe'' – wspominał po latach Ochab. ''I prosił, by mu zostawić wolną rękę, a on tę sprawę załatwi. Zgodziłem się bo należało działać szybko, a nie trzeba przecież dwóch generałów do operacji, w gruncie rzeczy
małej, jeśli rozpatrywać ją wyłącznie pod względem militarnym''.

Poznański Czerwiec stał się katalizatorem gwałtownie przyspieszającym proces destalinizacji, po którym system komunistyczny w Polsce nigdy już nie powrócił do stadium masowego terroru i skrajnej ideologizacji wszystkich dziedzin życia społecznego. Wprawdzie natychmiast po pacyfikacji zbuntowanego Poznania premier Józef Cyrankiewicz, w wygłoszonym wieczorem 29 czerwca przemówieniu radiowym, groził, że każdy, kto odważy się ''podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewien, że mu tę rękę władza odrąbie w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji'', ale epoka wielkiego strachu miała się już ku końcowi.

Gomułka: ''Przyczyny tragedii tkwią w nas''

Skalę osłabienia reżimu, jaką przyniósł 1956 r., najlepiej ilustruje gwałtowne kurczenie się tajnej policji i jej sieci agenturalnej. Na przestrzeni tego roku szeregi bezpieki opuściła połowa z ponad 30 tys. jej funkcjonariuszy, a liczba konfidentów stopniała o ponad dwie trzecie, osiągając na początku 1957 r. najniższy w dziejach PRL poziom 11,5 tys. Znikły też najbardziej rażące przejawy zależności od Kremla w postaci sowieckich generałów dowodzących Wojskiem Polskim oraz dostaw węgla do ZSRR za ułamek jego wartości rynkowej. Rozwiązano większość z 10 tys. spółdzielni produkcyjnych, stworzonych w czasach Bieruta przez sterroryzowanych chłopów. Do kilku diecezji mogli powrócić usunięci z nich biskupi z prymasem Wyszyńskim na czele. Wszystko to było efektem przełomu październikowego, pod który cztery miesiące wcześniej fundament położyli poznańscy robotnicy. Przyznał to, choć bez entuzjazmu, nawet Władysław Gomułka, któremu poznańska rewolta wydatnie ułatwiła powrót do władzy. ''Przyczyny tragedii
poznańskiej – mówił na plenum KC PZPR na którym wybrano go I sekretarzem – tkwią w nas, w kierownictwie partii, w rządzie. Materiał palny zbierał się całe lata''.

Poznań ‘56 tworzy symboliczny początek dwudziestoletniej epoki środkowego PRL-u, odznaczającej się złagodzeniem terroru, wiarą w możliwość zreformowania systemu komunistycznego i jego faktyczną stabilizacją. Stabilizacją, której towarzyszyła szeroka społeczna akceptacja dla wielu jego założeń z przewodnią rolą PZPR włącznie. Nie jest sprawą przypadku, że ani podczas protestów studenckich w marcu 1968 r., ani też w trakcie rewolty grudniowej 1970 r. na Wybrzeżu, ich uczestnicy nie podważali fundamentów ustroju realnego socjalizmu, domagając się od władz PRL jedynie przestrzegania deklarowanych przez nie – chociażby w konstytucji – zasad egalitaryzmu i swobód obywatelskich. Zupełnie inaczej było w 1956 r. w Poznaniu, gdzie zrewoltowany tłum chciał upadku reżimu, a nie jego reformowania. Do podobnego stanu świadomości Polacy stopniowo powrócili po wybuchu solidarnościowej rewolucji, której zdławienie przez stan wojenny ostatecznie wybiło z głowy większości z nich marzenia o nadaniu istniejącemu reżimowi tzw.
ludzkiej twarzy.

Poznańska rewolta robotnicza zmieniła bieg naszej historii najnowszej. Jak wskazują przykłady sąsiedniej Czechosłowacji czy NRD, bez determinacji okazanej przez poznaniaków, stalinizm bez Stalina mógł trwać w Polsce nawet 10 lat dłużej. Gdyby tak się stało, polscy komuniści zdołaliby przypuszczalnie zlikwidować całkowicie prywatne rolnictwo oraz autonomię Kościoła, mocno już nadwerężoną po internowaniu prymasa Wyszyńskiego w 1953 r. PRL stałaby się wówczas – jak sąsiednie kraje – niemal stuprocentową kopią sowieckiego pierwowzoru.

###Prof. Antoni Dudek dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)