Pożar na USS Miami: podłożył ogień na okręcie, bo chciał wyjść z pracy
To cywilny pracownik marynarki doprowadził do pożarów na atomowym okręcie podwodnym USS Miami w maju tego roku, a miesiąc później w dokach stoczni, gdzie stacjonowała jednostka - informuje "Daily Mail". Mężczyzna miał się zdenerwować SMS-ami od swojej dziewczyny i podłożyć ogień, by... "wyjść wcześniej z pracy". W pożarze okrętu zostało rannych siedem osób, a straty szacuje się na 400 mln dolarów.
24.07.2012 | aktual.: 24.07.2012 12:30
Jak podaje portal Portsmouth-nh Patch, 24-letniemu Casey'owi Jamesowi Fury'emu postawiono dwa zarzuty "świadomego i złośliwego podłożenia ognia" na USS Miami oraz w stoczni w pobliżu okrętu. Do tych zdarzeń doszło 23 maja, gdy trwała przebudowa USS Miami w stoczni amerykańskiej marynarki wojennej Portsmouth Naval Shipyard w Kittery w stanie Maine, oraz 16 czerwca, gdy ogień zauważono w suchym doku.
Zobacz zdjęcia: Dramatyczne sceny na atomowym okręcie.
Fury pracował dla marynarki jako malarz i piaskarz. Początkowo wziął odpowiedzialność jedynie za drugie podpalenia. Po badaniu na wykrywaczu kłamstw przyznał się także do podłożenia ognia na okręcie. Pożar na USS Miami trwał 12 godzin, a straty, które spowodował, są oceniane na 400 mln dolarów.
24-latek tłumaczył, że był zestresowany i chciał wyjść wcześniej z pracy, podpalił więc zapalniczką szmaty na jednej z prycz. W czerwcu zdenerwowały go z kolei wiadomości od jego dziewczyny, więc po raz kolejny postanowił spowodować pożar. Drugie podpalenie nie spowodowało większych strat.
Fury zeznał, ze bierze sporą ilość leków, m.in. na depresję oraz tabletki nasenne, a wydarzenia z maja wydają mu się "niewyraźne".
Mężczyźnie grozi dożywocie i grzywna w wysokości 250 tys. dolarów