Powrót ośmiornicy - największa afera korupcyjna w Polsce.
Policjanci zatrzymali 30 osób. Sąd aresztował siedem z nich. Wśród podejrzanych są m.in. lekarze sądowi i orzecznicy ZUS-u, prawnicy, pracownice Sądu Okręgowego w Świdnicy i były wojewoda wałbrzyski. Wszyscy mieli za łapówki załatwiać renty.
To największa afera korupcyjna w Polsce. – Odkryliśmy dopiero wierzchołek góry lodowej. Przełamaliśmy zmowę milczenia. Zarzuty postawiono już 70 osobom. Ale podejrzanych będzie dużo, dużo więcej – opowiada Krzysztof Schwartz z Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu. To on prowadzi śledztwo. Na razie nie chce jednak zdradzać szczegółów afery. Jego zdaniem, na oszustwach podejrzanych w tej sprawie Skarb Państwa stracił wiele milionów złotych. Wczoraj do aresztu trafiły dwie pracownice świdnickiego sądu, lekarz z Wałbrzycha, były dziekan Okręgowej Izby Radców Prawnych w Wałbrzychu mecenas Aleksander S. i trzy osoby, które dawały łapówki bądź dzięki nim korzystały już z rent. Za pomyślne załatwienie sprawy trzeba było zapłacić od tysiąca do 10 tysięcy zł.
Wśród zatrzymanych jest wiele znanych i szanowanych osób. Na przykład wałbrzyski adwokat Jerzy Ś. Niedawno bronił byłych członków zarządu Wałbrzycha, oskarżonych o doprowadzenie do nieprawidłowości przy budowie obwodnicy miasta. Chodziło o wydanie niezgodnie z przeznaczeniem ponad 2,5-milionowej dotacji od ówczesnego wojewody wałbrzyskiego. Mecenas Ś. był w latach 1990-96 wojewodą wałbrzyskim, pierwszym, którego poparła Solidarność. Swego czasu szefował wałbrzyskiemu kołu Unii Wolności. W rządzie Jerzego Buzka był dyrektorem generalnym w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Drugi zatrzymany prawnik to Wojciech K., adwokat prowadzący wiele poważnych spraw. Był związany z SLD i Markiem Dyduchem (byłym posłem i sekretarzem generalnym SLD; gdy zasiadał w Sejmie, w zeznaniu podatkowym przyznał, że pożyczył od mecenasa K. pieniądze na kupno mieszkania). Wojciech K. za rządów lewicy w wałbrzyskim ratuszu prowadził obsługę prawną magistratu. Radcy, lekarze i inni Zatrzymano także Aleksandra Sz., radcę prawnego, byłego dziekana Okręgowej Izby Radców Prawnych. – Policja zatrzymała również dwie nasze urzędniczki – przyznał sędzia Tomasz Białek z Sądu Okręgowego w Świdnicy. – Jedna jest sekretarką prezesa, druga urzędniczką wydziału świadczeń społecznych. Wśród zatrzymanych lekarzy jest Ewa Sz., ordynator oddziału internistycznego szpitala im. Sokołowskiego w Wałbrzychu. Prawdopodobnie w lekarskiej grupie jest więcej wałbrzyszan, ale prokuratura nie ujawnia szczegółów.
ZUS: to bzdury
– Co za bzdura – skomentowała doniesienia o aferze Bogumiła Woszczyk, zastępca dyrektora wałbrzyskiego ZUS-u. – Wszyscy nasi orzecznicy stawili się we wtorek do pracy. Na etacie mamy 38 lekarzy, w tym pięciu kontrolujących wydawanie decyzji. Są zastępcami głównego lekarza orzecznika. Oni też byli w pracy. – Wiem tylko o zatrzymaniu jednej pracownicy z działu ubezpieczeniowo-rentowego – dodaje pani dyrektor. – W poniedziałek policjanci zabrali ją zza biurka. Wcześniej je przeszukali. – Jeśli okaże się, że ona lub ktokolwiek z pracowników ZUS-u złamał prawo, to straci pracę – podkreśla Przemysław Przybylski, rzecznik głównego inspektora ZUS-u. Bogumiła Woszczyk przypuszcza, że prokuratura zatrzymała lekarzy, którzy tylko wykonywali badania na zlecenie ZUS-u, ale nie byli pracownikami tej instytucji. – Może być tak, jak przy poprzedniej ośmiornicy. W świat poszło, że dotyczy lekarzy wałbrzyskiego ZUS-u, a nikt z nich nie został oskarżony – wyjaśnia.
Sprawdzą renty – Jeśli okaże się, że wiele rent przyznano na podstawie nieprawdziwych zaświadczeń, uzyskanych za łapówki, trzeba będzie wszystko zweryfikować. Jeszcze raz zbadać ludzi, którzy dostali pieniądze – podkreśla prokurator Schwartz. Jak się dowiedzieliśmy, w dwóch przypadkach renty stałe, przyznane po wypadkach, zostały już cofnięte. Co i komu zarzucają
Wśród zatrzymanych jest 10 lekarzy, dwie pracownice sądu w Świdnicy, urzędniczka ZUS-u w Wałbrzychu, dwóch adwokatów i były dziekan Okręgowej Izby Radców Prawnych w Wałbrzychu, pośrednicy i osoby, które uzyskały rentę dzięki łapówkom. Postawiono im m.in. zarzuty: wręczania bądź przyjmowania łapówek, poświadczenia nieprawdy w dokumentach, pomocy w oszustwie. Jak twierdzi prokurator Schwartz, lista zarzutów zapewne się wydłuży.
Pierwsze podejście
Cztery lata temu prokuratura oskarżyła 260 osób z Wałbrzycha za branie i dawanie łapówek za załatwienie renty czy zaświadczenia zwalniającego od służby lekarskiej. Głównymi oskarżonymi byli: Anna B., była pracownica służby zdrowia, która miała przekazywać łapówki lekarzom, psychiatra Wiesława K. oraz chirurg-ortopeda Władysław Ż. Z ustaleń prokuratury wynika, że najmniej, 50 zł, trzeba było zapłacić za zwolnienie z pracy. Najwięcej, 6 tys. zł, kosztowało załatwienie renty w ZUS-ie na podstawie fałszywych zaświadczeń lekarskich. Anna B. przyznała się do przekazywania łapówek, lekarze do przyjmowania – nie. Podobnie było z dającymi pieniądze. Część dobrowolnie poddała się karze, część nie. W tej sprawie zapadły wyroki od pół roku do trzech lat. Wszystkie w zawieszeniu.
Nie boję się, robię swoje
Rozmowa z prokuratorem Krzysztofem Schwartzem
Czy afera korupcyjna w wałbrzyskim ZUS-ie to ciąg dalszy afery tzw. lekarskiej ośmiornicy, o której było głośno dwa lata temu?
– Oczywiście. Ale skala tamtej afery była dużo mniejsza, choć oskarżyliśmy wtedy 260 osób. Nie udało się jednak postawić zarzutów żadnemu orzecznikowi ZUS-u. Teraz na jaw wyszły nowe wątki, dzięki którym można będzie wrócić do tamtej historii.
Od ilu lat pracuje Pan nad tą sprawą?
– Siedzę w niej od 2000 roku, gdy pojawiała się po raz pierwszy sprawa lekarskiej ośmiornicy. Policjanci rozpracowywali ją przez cztery lata. Samo wgryzienie się w dokumety ZUS-u jest wielką sztuką. Teraz przy śledztwie pracują nowi funkcjonariusze, oddelegowani tylko do tej afery. Ja przez tych kilka lat prowadziłem również inne sprawy.
Jak długo trwa proceder wyłudzania rent w wałbrzyskim ZUS-ie?
– Mamy dowody, że od 1995 roku. Wcześniej zapewne też, ale nie możemy tego udowodnić. Proceder istnieje nadal i ma się dobrze.
Czy wreszcie udało się uciąć głowę ośmiornicy?
– Nie wiemy, czy ucinamy właśnie głowę czy dopiero kolejną mackę. Pierwsza afera w Wałbrzychu nikogo niczego nie nauczyła. Wręcz przeciwnie, stawki poszły w górę. Nie wiem, jak jest w innych ZUS-ach. Mogę się tylko domyślać.
Ujawniacie aferę, w której chodzi o wielkie pieniądze. Boi się Pan?
– Nie. Pracuję w wydziale walki z przestępczością zorganizowaną, więc nie mogę się bać.
Szeryf z Wrocławia
Krzysztof Schwartz ma 37 lat. We wrocławskiej Prokuraturze Apelacyjnej jest od lutego tego roku. Pracuje w wydziale do walki z przestępczością zorganizowaną. Od kilku dni pełni też funkcję rzecznika prasowego prokuratury. Pochodzi ze Świdnicy. Zanim trafił do Wrocławia, pracował od 2000 r. w wydziale śledczym świdnickiej Prokuratury Okręgowej. Ambitny i bardzo skuteczny. Jego pasją jest praca. Mimo młodego wieku, może pochwalić się sporymi sukcesami zawodowymi. Jednym z nich jest ujawnienie w latach 2000-2004 afery z wyłudzaniem rent w ZUS-ie w Wałbrzychu, tzw. lekarskiej ośmiornicy. Inne głośne śledztwo dotyczyło tzw. gangu bokserów, który zajmował się m.in. przemytem i handlem narkotykami. 30 podejrzanych w tej sprawie trafiło do aresztu. Nieoficjalnie wiemy, że w związku z jednym ze śledztw, kilka lat temu była próba zamachu na niego.
Czarne owce
Rozmowa z Bolesławem Piechą, wiceministrem zdrowia
Dlaczego orzecznicy biorą łapówki za przyznanie renty? Czy lekarze nie czują powołania zawodowego?
– Większość z nich czuje. Nie można generalizować. Nie chciałbym ferować wyroku przed orzeczeniem sądu, ale sądzę, że mamy do czynienia z nierzetelnością wykonywania profesji. Zarejestrowanych jest ponad 100 tysięcy lekarzy. W tym środowisku, jak w każdym, zdarzają się czarne owce. Boleję nad tym, że mamy teraz tego przykład.
Branie pieniędzy za poświadczanie nieprawdy nie musi świadczyć o tym, że lekarz jest słabym fachowcem. Może wystarczy ukarać go finansowo za lepkie ręce, odsunąć od orzecznictwa i pozwolić mu leczyć ludzi?
– Odpowiedź na to pytanie jest prosta: nie. Orzekanie czegoś niezgodnie z prawdą to złamanie prawa. Kara powinna być surowa. Łącznie z wydaleniem z zawodu.
Lekarze dorabiający na boku tłumaczą się czasem, że nie robiliby tego, gdyby zarabiali więcej. Pana zdaniem jest to jakieś usprawiedliwienie takiego zachowania?
– Żadne. Nie ma zasady: kto mało zarabia, bierze duże łapówki. Korupcja powinna być tępiona w każdej profesji. Przy takim myśleniu każdy, kto zarabia 1000 zł, mógłby zakładać, że mu się należy coś ekstra.
Ale może tym lekarzom naprawdę głód zaglądał w oczy? Na utrzymaniu bezrobotna żona, kilkoro dzieci?
– Nie wierzę. Gdyby przejrzeć majątek tych osób, z pewnością okazałoby się, że nie należą do najuboższych. Po prostu etyka zawodowa jest im obca.
Efekt ciężkiej pracy
Janusz Kaczmarek, prokurator krajowy
To wielki sukces prokuratury w ogóle, a w szczególności wrocławskiej Prokuratury Apelacyjnej. Postępowanie w tej sprawie trwało parę miesięcy, a seria zatrzymań jest tylko efektem tej pracy. Więcej informacji będziemy mogli udzielić dopiero wtedy, gdy wszyscy podejrzani zostaną zatrzymani i będzie można im przedstawić zarzuty. Na razie nie mamy żadnych informacji, które wskazywałyby na to, że prokuratorowi Schwartzowi cokolwiek grozi. Jeśli pojawią się takie sygnały, prokuratura krajowa na pewno pomoże.
Eliza Głowicka, Alina Gierak, Anna Gabińska