Katastrofa w Niemczech. Nikt się tego nie spodziewał

Przerwane wały przeciwpowodziowe i tamy, ewakuowane wioski, sytuacja miejscami katastrofalna. Powodzie nadal nękają Niemcy południowe.

Powodzie w południowych Niemczech. Od 40 godzin na nogach
Powodzie w południowych Niemczech. Od 40 godzin na nogach
Źródło zdjęć: © Agencja Forum | Ayhan Uyanik / Reuters / Forum
oprac. BAR

Tobias Kunz jest w nieustannym stresie już od szóstej rano w sobotę. Burmistrz Nordendorfu, leżącej na północ od Augsburga gminy, w której mieszka około 2600 ludzi, desperacko walczy z powodzią rzeki Schmutter, długiego na niespełna sto kilometrów prawobrzeżnego dopływu Dunaju. Wraz z trzema setkami wolontariuszami stara się ratować lokalną szkołę podstawową.

- Wczoraj napełniliśmy 40 tysięcy worków piaskiem i zbudowaliśmy z nich ćwierćkilometrowy wał. Niektórzy z wolontariuszy byli na nogach bez przerwy przez 40 godzin. Ale przy tym ekstremalnym napływie wody, z jakim mamy tu do czynienia, nawet to było za mało - mówi w rozmowie z DW.

Wolontariusze pośpiesznie przerzucają czarne worki z piaskiem z jednego kąta w drugi, a Kunz koordynuję całą tę akcję. Niemal w każdej sekundzie jest bombardowany pytaniami. W ten poniedziałek zajęcia na pewno zostaną odwołane, zapewnia ze smutnym uśmiechem na twarzy. Ale szczególnie przygnębia go niemal błyskawicznie przegrana walka o nowe boisko sportowe, pękła bowiem tama.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.

- Nasze boisko szkolne zbudowane za prawie milion euro znalazło się pod wodą w ciągu kwadransa. Wszystko, co ma jakiś związek z infrastrukturą, jest zalane. Nie działa również kanalizacja, uczniowie nie mogliby nawet pójść do toalety - ubolewa.

Badenia-Wirtembergia i Bawaria pod wodą

Nordendorf przeżywa właśnie to, czego już doświadczyło wiele miast i wiosek w Niemczech południowych. Tamy i wały przeciwpowodziowe nie są w stanie utrzymać ogromnych mas wody, dziesiątki wsi muszą być ewakuowane. Pierwszy bilans jest taki, że w niektórych miejscach spadło w ciągu doby więcej deszczu niż średnio przez cały miesiąc, a wody wezbrały do poziomu, który osiągają raz na sto lat. W ten weekend szczególnie dotknięte były Badenia-Wirtembergia i Bawaria. W niektórych gminach ogłoszono stan alarmowy. Zginął jeden strażak, zaginęła co najmniej jedna osoba.

Powodzie w Niemczech
Powodzie w Niemczech© Deutsche Welle

Dla wielu rozmiar powodzi był absolutnym zaskoczeniem. Na przykład dla czterech młodych mężczyzn w odległym o kilka kilometrów dalej na południe Kühlenthalu. Nie bardzo wiedzą, co mają robić. Do domu, który wczoraj pośpiesznie bronili workami z piaskiem, nie mogą już dojść. Wioska była ewakuowana, a nie sposób się do niej dostać jedynie w kaloszach.

- To dom rodziców jednego z nas, którzy akurat są na wakacjach w Austrii. Jeszcze wczoraj próbowaliśmy ratować, co się dało. Ale woda płynęła naprawdę ze wszystkich stron. Przynajmniej udało nam się wyjechać dwoma autami na górę, gdzie były już bezpieczne - mówią w rozmowie z DW.

Lepiej przygotowani po katastrofie w dolinie Ahru

W Diedorfie, kilka kilometrów na zachód od Augsburga, sześciu właścicieli samochodów nie miało tyle szczęścia. Podziemny parking został całkowicie zalany, podobnie jak piwnice okolicznych domów. Używając specjalistycznego sprzętu pracownicy Federalnej Służby Ratownictwa Technicznego (Bundesanstalt Technisches Hilfswerk, THW) wypompowywali 10 tysięcy litrów brunatnej bryi na minutę.

W Diedorfie pękły wał przeciwpowodziowy i tama. Chociaż powódź już powoli ustępuje, a poziom wody opada, w małej remizie strażackiej nikt nie chce słyszeć, że już jest po wszystkim. Także Philipp Niegl, tak zwany pierwszy dowódca straży pożarnej. Podobnie jak wszyscy inni Niegl to strażak-ochotnik. Pracuje zaś w szkole zawodowej, jest nauczycielem. Może dlatego jest taki spokojny.

- Aplikacja ostrzegawcza Nina zadziałała tym razem bardzo dobrze, podobnie jak i syrena alarmowa. Po powodzi stulecia w dolinie Ahru jeszcze raz zmodernizowaliśmy nasz sprzęt, żeby być lepiej przygotowanym: Mamy teraz ciężarówkę, która potrafi pokonać nawet głęboką wodę. Tym razem udało się nam przetransportować wiele osób - mówi.

Schron w Augsburgu powstał w rekordowym tempie

Ewakuowani, którzy nie znaleźli noclegu u krewnych lub przyjaciół, mogli spędzić noc w pobliskiej hali sportowej w Diedorfie. W Augsburgu centralnym schronem dla wszystkich, którzy utknęli w mieście, jest ogromne centrum wystawowe. Noclegownia dla trzystu osób została utworzona w rekordowym czasie.

Augsburg ma doświadczenie w zarządzaniu katastrofami, podkreśla rzecznik prasowy miejskich organizacji pomocy Raphael Doderer, który przypomina, że na Boże Narodzenie 2016 roku miasto musiało ewakuować 54 tysiące osób z powodu bomby z czasów II wojny światowej.

- W nocy mieliśmy w schronie 170 osób, dziś w południe wciąż jeszcze 130, a teraz 80 – mówi Doderer w rozmowie z DW. - Większość z nich to starsi ludzie, którzy mieszkają w domach opieki, także pacjenci z demencją. Niektórych musieliśmy przewieźć unimogiem z domu na łódź (pod marką Unimog koncern Mercedes-Benz produkuje całą serię ciężarówek przystosowanych do poruszania się w trudnym terenie - red.), potem kolejnym unimogiem z łodzi na ląd i wreszcie karetką - relacjonuje.

Kilkoro starszych ludzi pozostało w ogromnym holu recepcyjnym, także rodzice Sabine Fischer oraz dwie przyjaciółki z sąsiedztwa. Dla rodziny Fischer noc dobiegła końca o drugiej nad ranem. Rzeka Schmutter, która normalnie wije się spokojnie za domem przez Kühlenthal i ma zaledwie 70 centymetrów szerokości, nagle rozlała się na cztery metry, a woda wdzierała się do piwnic.

- Czekamy i czekamy tutaj wciąż i nie wiemy, ile wody dostało się na naszą posesję. Dla nas było po prostu niewyobrażalne, że będzie aż tak źle. Naszym jedynym życzeniem jest jak najszybszy powrót do domu - mówi Fischer w rozmowie z DW.

Oliver Pieper

Przeczytaj także:

Źródło artykułu:Deutsche Welle
niemcypowódźbawaria
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (70)