PolskaPowódź pozwów

Powódź pozwów

– Wielka fala zabrała mi wszystko. Odbiłam się od dna. Wielkim wysiłkiem i bez odszkodowania. Teraz chyba wystąpię o pieniądze – mówi Anna Barton, właścicielka wrocławskiej lodziarni.

Powódź pozwów

09.11.2005 | aktual.: 09.11.2005 08:13

Sąd Najwyższy 4 listopada rozpatrzył sprawę przedsiębiorstwa ogrodniczego w Siechnicach. Firma pozwała Skarb Państwa, domagając się 12 milionów odszkodowania za zatopione w czasie powodzi szklarniowe uprawy kwiatów i pomidorów. Postępowanie toczyło się długo. Wreszcie sędziowie uznali, że jeśli 9 lipca 1997 roku wiadomo było, że do Wrocławia nadciąga woda, to niepowiadomienie w porę o zbliżającym się niebezpieczeństwie świadczy o winie funkcjonariuszy państwowych.

Czy Skarb Państwa zacznie wypłacać odszkodowania dziesiątkom innych przedsiębiorców? – Ten wyrok może wywołać lawinę pozwów – uważa mecenas Anna Ślęzak. – Sąd uznał, że urzędnicy nie ostrzegli na czas o niebezpieczeństwie siechnickiego zakładu. To oznacza, że inni też dowiedzieli się za późno. Anna Barton, choć dziś odbudowała już w innym miejscu swoje lodowe królestwo, zawsze pamiętać będzie, jak trudne były chwile po powodzi. Nigdy nie dostała żadnego odszkodowania. Może teraz ma szansę?

Każdą tego typu sprawę sąd rozpatrzy indywidualnie, ale orzeczenie Sądu Najwyższego z pewnością będzie brane pod uwagę.

Kolejka po odszkodowanie

Anna Barton miała firmę na Kozanowie. Przed powodzią kupiła na kredyt za ponad 300 tys. zł nowe maszyny. Woda zniszczyła je kompletnie. – A kredyt trzeba było dalej spłacać. Nie dostałam żadnego odszkodowania czy rekompensaty. Teraz chyba muszę skorzystać z tego przykładu i pójść do sądu – mówi Anna Barton. – Udało mi się nadludzkim wysiłkiem podźwignąć z kłopotu, ale zaadaptowałam na lodziarnię własny dom i tu zaczęłam na nowo. Nad walką o odszkodowanie zastanowi się zarząd fabryki 3 M z Kwidzyńskiej, czyli dawnego Viscoplastu. – To interesujące. Przekażę informację naszym prawnikom, niech się wypowiedzą, czy mamy podstawy do starań – mówi dyrektor Zbigniew Jarzębowski. Producent plastrów stracił w wyniku powodzi ponad 8 mln zł. Pod wodą znalazły się budynki, należące do spółki drogi, maszyny i urządzenia oraz zapasy.

Równie duże straty poniosła Kompania Spirytusowa Wratislavia Polmos. Jednak, jak informuje rzeczniczka firmy Bogumiła Woźniak, wcześniej zadbano o polisy ubezpieczeniowe od skutków powodzi i straty zostały zrekompensowane. Wrocławski Polifarb po powodzi był biedniejszy o niemal 12 mln zł. Pod wodą znalazły się sypkie farby, puste puszki i plastikowe kubełki, czekające na napełnienie, maszyny i urządzenia oraz pomieszczenia biurowe. W Polifarbie jeszcze nikt nie zastanawiał się, czy trzeba pójść do sądu – zarząd firmy wyjechał do Amsterdamu na posiedzenie grupy firm działających w spółce.

Trudne decyzje w szpitalu

Doktor Tomasz Turek w noc, gdy woda zalewała Wrocław, miał dyżur w Szpitalu Specjalistycznym im. Marciniaka na ul. Traugutta. – Nigdy tego nie zapomnę – opowiada lekarz. – Obkładaliśmy sprzęt workami z piaskiem. Ratowaliśmy, co się dało. Ale tomograf komputerowy został całkowicie zniszczony. Tylko dzięki hojności sponsorów udało się kupić nowy. Pieniędzy starczyło jeszcze na rezonans magnetyczny. Dr Turek przyznaje jednak, że nawet gdyby w szpitalu wcześniej wiedziano o powodzi, decyzja o przeniesieniu specjalistycznego sprzętu byłaby trudna. – To są urządzenia, z którymi trzeba się ostrożnie obchodzić – wyjaśnia lekarz. – Przenoszenie mogłoby je uszkodzić. Nowy tomograf jest na kółkach i w każdej chwili można go wywieźć z pomieszczenia.

Procesy dla cierpliwych?

Wojewoda, który reprezentuje Skarb Państwa, nie obawia się lawiny pozwów. Jego rzecznik uważa, że procesy o odszkodowanie będą toczyć się latami, a odszkodowania mogą być niższe od kosztów procesowych. – Trudno będzie udowodnić przed sądem, że straty są skutkiem zbyt późnego powiadomienia o nadchodzącej fali powodziowej – uważa Paweł Czuma, rzecznik wojewody dolnośląskiego. – Wydaje mi się, że trudno było wówczas przewidzieć to, co się stało. To była katastrofa, której rozmiary zaskoczyły wszystkich. Jeśli poszkodowani pójdą do sądu walczyć o odszkodowania za zniszczone mienie, wojewoda będzie występował w interesie Skarbu Państwa. •

Wyrok Sądu Najwyższego z 4 listopada 2005 może być wskazówką dla sądów. Choć nie przyznaje określonej kwoty, bo ma ona być jeszcze ustalona w innym procesie, wiadomo, że siechnickiemu przedsiębiorstwu należą się pieniądze. Sąd stanął po stronie poszkodowanej firmy, ale nie tylko przedsiębiorstwa mogą zwrócić się do wymiaru sprawiedliwości. Każdy, kto poniósł wielkie straty, a nigdy nie dostał żadnego odszkodowania za majątek utracony pod wodą, może ubiegać się o zwrot poniesionych później nakładów na odbudowę swojej firmy czy domu. Urzędnicy nie obawiają się lawiny pozwów, ale kilka lat temu to oni właśnie popełnili błąd zaniechania, za który dzisiaj możemy zapłacić wszyscy.

Barbara Chabior, Katarzyna Tokarska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)