Powiedz Kerry, gdzieś ty był? - Komentarz Internauty
Dużo słyszy się ostatnio na temat rychłej porażki Busha. Wiele
chwalebnych pieśni odśpiewano o Kerrym. Jednak niewielu
wybitnych komentatorów skupia się na analizowaniu tego,
co sądzą zwykli wyborcy. Przeciętny Amerykanin nie
wie o Kerrym nic ponad to, że przymusowo odsłużył w Wietnamie
krótki okres czasu i teraz ten obywatelski obowiązek odmienia
przez przypadki jako przykład szczytu ludzkiego altruizmu.
10.08.2004 | aktual.: 10.08.2004 13:32
Przeciętny Amerykanin nie wie wiele, żeby nie powiedzieć nic, o konkurencie obecnego prezydenta. Tak jak w każdym kraju, ludzie są już tak znudzeni politycznymi niejasnościami, że nie mają siły ani ochoty zagłębiać się w ideologiczne przesłanki programów wyborczych kogokolwiek. A John Kerry nie zachęca ich do tego wcale.
Jego wystąpienia opiewają jedynie szczytne plany: "Jeśli mnie wybierzecie zrobię to i tamto, a moja żona zrobi tamto i siamto". Ktoś powinien w końcu zapytać: "Co pan do tej pory zrobił? Gdzie pan był, gdzie pracował, jak przyczynił się do poprawienia bytu społeczności amerykańskiej?"
Jeśli, tak jak Kerry twierdzi, na sercu leży mu mesjańsko pojmowane niesienie pokoju i dobrobytu Ameryce, to na pewno działał już w tym względzie wcześniej. Czy ktoś, kto wykazuje tyle zapału do pracy na rzecz społeczeństwa mógł zapałać do tej koncepcji dopiero teraz? Bush w przeciwieństwie do niego zrobił wiele. Już jako gubernator Teksasu przyczynił się do poprawy sytuacji najbiedniejszych warstw. Kerry przymusowo odsłużył swoją dolę w Wietnamie. Niech dostanie za to medal, a nie fotel prezydencki.
Na domiar złego demokratyczny kandydat jest postacią niezwykle bezbarwną, pragmatycznie ostrożną i pełną obaw. Jest typem człowieka, który wkłada swoje tezy wyborcze w usta żony i innych kolegów partyjnych. Dlaczego to robi? Może to być próba asekuracji. W razie złego przyjęcia programu można będzie obciążyć konsekwencjami kogo innego.
Inna opcja - Kerry odwołuje się do przyziemnych ludzkich instynktów. Kiedy racjonalne argumenty stają się wątłe, co podbije serca wyborców bardziej niż przesłodzona scenka udawanego uwielbienia? Nie ma wszakże niczego bardziej rozczulającego niż ukochana żona mówiąca pozytywnie o mężu. No, może tylko niepełnosprawne dziecko siedzące na wózku i odczytujące jego program z łezką w oku. Na szczęście Kerry ma jeszcze na tyle godności osobistej, aby pozostać jedynie przy szacownej małżonce.
Agnieszka Idzik