Poważny kryzys w MSZ
Decyzje podejmowane miesiącami,
nieobsadzone ambasady i drżący o swą przyszłość dyplomaci - to
efekt rządów Anny Fotygi, podaje "Gazeta Wyborcza".
Opozycja i eksperci zgadzają się, że gmach na Szucha (siedziba
MSZ) przeżywa poważny kryzys. MSZ działa siłą bezwładności, od
skurczu do skurczu - mówi jeden z urzędników, weteranów polskiej
dyplomacji.
Na szczęście w firmie jest wielu bardzo dobrych ludzi i istnieje coś takiego jak instytucjonalna ciągłość - dodaje.
Już dawno Europa nie widziała jednak liczącej się inicjatywy polskiej dyplomacji - pisze dziennik. "Wielkie projekty" zagraniczne PiS, np. "pakt muszkieterów" dotyczący bezpieczeństwa energetycznego, powstał poza resortem.
Co paraliżuje MSZ? Jak mówią rozmówcy "GW" związani z ministerstwem, zabójcza jest kombinacja urzędniczego strachu przed zmianami personalnymi z polityczną podejrzliwością kierownictwa MSZ.
Pierwsze piętro, gdzie gabinety ma minister Anna Fotyga i wiceministrowie, nazywane jest czarną dziurą, bo jak coś tam wpadnie, to przepada - mówi jeden z dyplomatów. Inny dodaje, że kiedyś uzyskanie tzw. ministerialnej parafki (podpisu pod ważnym dokumentem) zajmowało dwie godziny, a teraz bywa, że czeka się na nią ponad tydzień.
Klasycznym przykładem przeciągania procedur była nominacja obecnej wiceminister Barbary Tuge-Erecińskiej na ambasadora w Londynie. Choć pierwsze decyzje zapadły grubo pół roku temu - przyspieszenie w podpisywaniu niezbędnych papierów nastąpiło niedawno, ale najpewniej tylko dlatego, że na początku listopada prezydent Lech Kaczyński jedzie do Londynu i ktoś musi przygotować jego wizytę. W czwartek min. Tuge-Erecińska odebrała nominację ambasadorską od prezydenta.
Wszystko to nie jest winą samej min. Fotygi - podkreśla dziennik. Jako osoba wierna prezydentowi (złośliwi mówią o niej "pani pałacu") czeka we wszystkich kluczowych sprawach na inicjatywę Pałacu Prezydenckiego. Ponieważ prezydent nie wykazuje specjalnej aktywności w dziedzinie polityki zagranicznej, MSZ pozostaje bierne i to zarówno w sprawach merytorycznych, jak i kadrowych - pisze "Gazeta Wyborcza". (PAP)