Poszukiwania zaginionych po katastrofie w Kolonii
W Kolonii trwają poszukiwania dwóch osób zaginionych po zawaleniu się budynku Historycznego Archiwum Miejskiego oraz dwóch sąsiednich kamienic - poinformował dyrektor straży pożarnej Stefan Neuhoff. Archiwum i dwa sąsiednie domy, położone w południowej części centralnej dzielnicy Kolonii, runęły we wtorek około godz. 14.
Zaginieni to dwaj mężczyźni, którzy mieszkali na ostatnim piętrze sąsiadującego z archiwum budynku i nie zgłosili się dotąd do ekip ratowniczych. - Mamy nadzieję, że tych dwóch osób nie było w tym miejscu w chwili katastrofy - poinformował Neuhoff. Dodał, że w przeciwnym wypadku raczej nie mieliby szans na przeżycie. Pracownicy oraz użytkownicy archiwum zdołali opuścić budynek, w którym tuż przed zawaleniem dało się słyszeć trzaski. Straty oszacowano na 400 milionów euro.
Bezpowrotnemu zniszczeniu ulec mogły przechowywane w archiwum dokumenty na temat liczącej dwa tysiące lat historii miasta. W kolońskich archiwum przechowywano m.in. spuściznę pisarza Heinricha Boella i wielu kompozytorów. - Chodzi o pamięć całego regionu Nadrenii i dużo więcej - powiedział kierownik miejskiego wydziału kultury Georg Quander.
Wiele wskazuje na to, że przyczyną katastrofy były prowadzone od kilku lat prace budowlane w tunelu metra pod ulicą Severinstrasse, gdzie mieścił się zbudowany na początku lat 70. budynek Historycznego Archiwum Miejskiego Kolonii. Na ścianach budynku zauważalne były rysy, które wiązano z pracami w tunelu metra. Jak relacjonowali pracownicy archiwum, jeszcze w zeszłym roku nadzór budowlany uznał jednak, że pęknięcia nie były groźne.
Burmistrz Kolonii Fritz Schramma powiedział w telewizji ARD, że kontynuacja budowy linii metra północ-południe stanęła pod znakiem zapytania. - W niejednym budynku zauważono rysy i szkody - powiedział. Dodał, że nawet w ratuszu stwierdzono pewne uszkodzenia. W 2004 r. w wyniku podziemnych robót przechyliła się wieża kościoła, stojącego na linii tunelu metra. Zdaniem burmistrza kontynuacja zakrojonych na wielka skalę prac byłaby "prawie nieodpowiedzialnością".
Anna Widzyk