Posypią się mandaty. Policja już szuka kierowców z S7
Mandat do 400 zł i pięć punktów - to kara dla kierowców, którzy zablokowali "korytarz życia" po tragicznym wypadku pod Gdańskiem. Samochody utrudniły przejazd karetkom. - Kierowcy naruszyli przepisy. Będą mandaty - mówi WP asp. Karina Kamińska z pomorskiej policji.
26.07.2018 | aktual.: 26.07.2018 15:06
Tragedia miała miejsce we wtorkowe popołudnie za węzłem Lipce na południowej obwodnicy Gdańska, części trasy ekspresowej S7. Samochód osobowy, którym podróżowała pięcioosobowa rodzina, najechał na tył ciężarówki stojącej na pasie awaryjnym. Na miejscu zginęło dwoje dzieci (w wieku 3 lat i 1,5 roku).Trzy pozostałe osoby, w tym dziecko, zostały ciężko ranne.
Po wypadku trasa była zablokowana, a kierowcy utknęli w potężnym korku między węzłami Gdańsk Południe i Gdańsk Port. Kierowcy utworzyli tzw. korytarz życia dla służb ratowniczych, ale - niestety już kolejny raz - nie wszyscy myśleli o życiu i zdrowiu innych.
"To, co widzicie, jest dla mnie niezrozumiałe. Tym korytarzem zaczęły jechać auta pod prąd blokując korytarz" - napisał słuchacz Radia Gdańsk i przesłał stacji nagranie. Zaznaczył, że część kierowców miała pretensje, że byli nagrywani. Tłumaczyli, że mają małe dzieci i muszą szybko wrócić do domu.
Policja: będą mandaty, mamy numery rejestracyjne
Tym razem kierowcy nie pozostaną bezkarni. Policjanci już w środę wieczorem zapisali na swoich komputerach nagranie, a w czwartek rano dotarli do dwóch kolejnych.
- Funkcjonariusze uznali, że kierowcy naruszyli przepisy ruchu drogowego. Zabronione jest bowiem, zawracanie na drodze ekspresowej oraz wykonywanie tego manewru, jeśli mogłoby zagrozić bezpieczeństwu ruchu na drodze lub ten ruch utrudnić - wyjaśnia nam rzeczniczka policji w Gdańsku.
Zobacz także
Za takie wykroczenie taryfikator przewiduje mandat w wysokości od 200 do 400 zł i pięć punktów karnych.
- Ta kara dotyczy co najmniej sześciu kierowców, których auta zostały nagrane po wypadku. Wszystko zależy jednak od zeznań autora nagrania i zapisanej daty - dodaje asp. Karina Kamińska.
Ratownicy: musieliśmy zawrócić
Przesłuchani zostaną również pracownicy pogotowia z Pruszcza Gdańskiego. Jeden z ratowników mówi, że sam korytarz życia był prowizoryczny.
- Nie utworzono jednego, ciągłego pasa, trzeba było zjeżdżać raz na prawo, raz na lewo - wyjaśnia. W drodze powrotnej, kiedy jechali z poszkodowanym, musieli zawrócić i pojechać jezdnia pod prąd.
Z relacji świadków wynika, że jeden z kierowców wyjechał na pas "korytarza życia" wprost przed pojazd pogotowia.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl