Posner: W Niemczech nikt nie poniósł kary za pomaganie Josefowi Mengelemu
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Amerykański prawnik i dziennikarz Gerald Posner spędził pięć lat na poszukiwaniach w światowych archiwach dokumentów na temat Josefa Mengele. Jak pisze, nazistowski "lekarz" z Auschwitz "był prawdziwym wcieleniem zła".
Josef Mengele uciekł z Auschwitz na dziesięć dni przed wkroczeniem Armii Czerwonej, zabierając ze sobą dokumentację swoich pseudomedycznych eksperymentów. Po wojnie ukrywał się przez cztery lata w Niemczech, a potem w Argentynie, Paragwaju i Brazylii.
Nigdy nie został schwytany i ukarany, choć za jego głowę wyznaczono nagrodę wysokości 10 mln marek. Zmarł w 1979 roku w Brazylii, dostał udaru podczas kąpieli w morzu. Przez całe życie pozostał wierny swoim nazistowskim poglądom i nigdy nie czuł się winny. Wręcz przeciwnie: swojemu synowi Rolfowi tłumaczył, że nie ponosi odpowiedzialności za to, co się działo w obozie, ponieważ to nie on stworzył Auschwitz.
Amerykański prawnik i dziennikarz Gerald Posner spędził pięć lat na poszukiwaniach w światowych archiwach dokumentów na temat Josefa Mengele. Efektem tych badań jest książka "Mengele. Polowanie na Anioła Śmierci z Auschwitz", którą napisał razem z Johnem Ware. Skupia się w niej na powojennych losach Mengelego, próbuje odpowiedzieć na pytania: dlaczego poszukiwany przez Mosad i inne służby zbrodniarz nigdy nie został schwytany i co tkwiło w umyśle tego człowieka.
Agnieszka Maj: Przed wojną Josef Mengele był obiecującym naukowcem. Kochał kwiaty, muzykę poważną, poezję, miał powodzenie wśród kobiet. Jak można wyjaśnić jego okrutne zachowanie w Auschwitz?
Gerald Posner: Josef Mengele urodził się w bogatej rodzinie przedsiębiorców, był inteligentny, jako młody człowiek zaczął robić karierę naukową. Dla badaczy zajmujących się nim, a także innymi nazistowskimi zbrodniarzami, frustrujące jest to, że nie znaleźli w ich dzieciństwie, ani młodości niczego, co mogłoby wytłumaczyć, dlaczego tak się zachowywali w czasie wojny.
Mengele nie był naczelnym lekarzem Auschwitz, nie był także jedynym, który w obozie przeprowadzał okrutne eksperymenty na ludziach. Dlaczego właśnie on stał się najbardziej znany?
- Inni nazistowscy lekarze przeprowadzali nawet straszniejsze eksperymenty niż Mengele. Jednak to na nim skupiła się cała uwaga. Myślę, że są dwa powody. Pierwszy to taki, że udało mu się uciec i uniknąć odpowiedzialności. Drugi powód jest taki, że przeprowadzał eksperymenty na dzieciach. Szukał bliźniaków, a większość bliźniaków, które trafiły do Auschwitz, to były dzieci. Dla nas zadawanie bólu dzieciom jest zawsze czymś gorszym niż zadawanie bólu dorosłym.
Mengelemu całe życie udawało się uniknąć odpowiedzialności. A mógł zostać przecież ujęty już w obozie amerykańskim, do którego trafił tuż po wojnie. Tymczasem Amerykanie nie rozpoznali go i wypuścili.
- Wielu nazistom udało się uciec tuż po wojnie. Głównie z tego powodu, że cała uwaga Amerykanów i Brytyjczyków skupiła się na poszukiwaniu nazistowskich dowódców. Nie szukali wtedy lekarzy z obozów koncentracyjnych. To nie był dla nich priorytet. Poza tym wielu nazistów używało wtedy fałszywego nazwiska, jak Mengele. Potem, kiedy Ameryka znalazła się w zimnej wojnie z ZSRR, Amerykanie starali się odnaleźć nazistowskich specjalistów od rakiet, od wywiadu. Oni byli przez pewien czas pod ich opieką, dopóki byli potrzebni. Wtedy nikt za bardzo nie interesował się Mengelem. Jego prace, pod względem naukowym, były bezużyteczne.
Mengele uciekł z Europy do Argentyny. Choć finansowo pomagała mu rodzina, to sam też zarabiał na swoje utrzymanie. W pewnym momencie chciał wejść w spółkę z żydowskim biznesmenem. I to mimo tego, że całe życie był wierny swojej rasistowskiej ideologii. Co go do tego skłoniło?
- Zrozumiał, że Niemcy przegrali wojnę i w przeciwieństwie do wielu nazistów był realistą. Nie wierzył w to, że pojawi się nowy Hitler. Wtedy było coś ważniejszego niż jego opinia na temat Żydów: chciał po prostu przeżyć.
Mimo tego, że Mengele znalazł się na liście poszukiwanych nazistów, w latach 50. w Brazylii poczuł się bezpiecznie. Do tego stopnia, że powrócił do swojego nazwiska. W dodatku ambasada zachodnioniemiecka w Buenos Aires wydała mu bez problemów dowód osobisty i paszport na jego prawdzie nazwisko. Jak to możliwe, że niemieccy urzędnicy popełnili taki błąd?
- To jeden z najciekawszych momentów w jego historii powojennej. W tym okresie Mengele nie jest już nieznaną osobą, jest poszukiwany, choć jeszcze nie oskarżony o zbrodnie. Pojawiają się już zeznania na jego temat. Jest więc zdumiewające, że w tym okresie tak po prostu idzie do niemieckiej ambasady i dostaje paszport. Urzędnikom powiedział, że przez siedem lat żył w Argentynie pod przybranym nazwiskiem i chciałby wrócić do prawdziwego. I nikt w ambasadzie nie zapytał go, dlaczego używał przybranego nazwiska, nikt nie sprawdził, czy jest na liście poszukiwanych nazistów. Już wtedy powszechnie wiadomo było, że wielu nazistów uciekło do Ameryki Południowej. W takiej sytuacji pierwsze pytanie urzędnika do Mengelego powinno więc brzmieć „co robiłeś w czasie II wojny światowej?”.
Może w niemieckiej ambasadzie też pracowali sympatycy nazizmu i chcieli mu pomóc?
- Starałem się dowiedzieć, jak do tego doszło, ale nie udało mi się dotrzeć do ludzi, którzy pracowali wtedy w ambasadzie. Jeden już nie żył, drugiego nie mogłem znaleźć. Być może oni byli sympatykami nazistów, możliwe także, że nie chcieli się w nic mieszać, nie chcieli nic wiedzieć. Poza tym niektórzy Niemcy po wojnie uważali, że ich naród już został wystarczająco ukarany. Nie potrafię tego udowodnić, ale mam pewne podejrzenia. Mengele był bardzo ostrożny. Nie sądzę więc, żeby poszedł do niemieckiej ambasady i poprosił o wydanie paszportu na swoje nazwisko, gdyby wcześniej nie wiedział, że na pewno nikt go nie wyda. Może wiedział, że trafi na zaufanego człowieka, a może to zaufanie zostało opłacone.
Za znalezienie Mengelego zostały wyznaczone wysokie nagrody. Wielu ludzi znało jego prawdziwą tożsamość, ale nikt go nie zdradził. Dlaczego?
- W Niemczech o tym, gdzie był, wiedziało niewielu ludzi: jego najbliższa rodzina i kilku przyjaciół: w sumie dziewięć osób. W Ameryce Południowej dla niektórych nazistów było zaszczytem pomaganie Mengelemu. Ukrywała go także węgierska rodzina w Brazylii. Oni nie byli zafascynowali nazizmem, ich lojalność była według mnie kupiona, zapłaciła za nią rodzina Mengele. To wystarczyło, aby utrzymali tajemnicę.
Dlaczego Mengele nigdy nie czuł się winny, nie przyznał się, że popełnił zbrodnie?
- Kilku nazistów popełniło samobójstwo, kiedy uświadomili sobie, co zrobili. Mengele miał diaboliczne usprawiedliwienie dla swojego zachowania w obozie. Powiedział do swojego syna, że kiedy ludzie wychodzili z pociągu na rampie w Auschwitz, to i tak wszyscy mieli zostać zgładzeni. Niektórzy szybciej, bo byli od razu wysłani do gazu. Inni po jakimś czasie, kiedy ich praca została wykorzystana dla dobra Rzeszy. To był obóz śmierci. Więc z założenia nikt nie miał prawa go przeżyć. On uważał, że bliźnięta, które nie poszły od razu do gazu, tylko wybrał je na swoje eksperymenty, powinny mu być wdzięczne, że je ocalił. Mówił: tylko dlatego żyją, że je wybrałem na rampie. To tylko pokazuje, do jakiego stopnia starał się myśleć dobrze o tym, co zrobił.
Mengelemu nie udałoby się uniknąć odpowiedzialności, gdyby nie siatka chroniących go osób. Czy ktoś z nich został za to ukarany?
- W Brazylii Wolfgang Gerhard, który organizował mu kolejne kryjówki, był przesłuchiwany i miano mu postawić oskarżenia, ale nigdy do tego nie doszło. W Niemczech również nikt nie zapłacił za pomaganie Mengelemu. Jest to więc zbrodnia, za którą nikt został pociągnięty do odpowiedzialności.