Posłowie wylatali sobie premie za nasze pieniądze
Aż 6,2 mln zł kosztowały nas, podatników,
darmowe bilety lotnicze dla naszych posłów w 2003 r. Choć za ich
przeloty płacimy my, politycy nie mają najmniejszych skrupułów, by
odkładać dla siebie specjalne, promocyjne punkty - pisze "Fakt".
PLL Lot oferuje specjalną promocje. Jeśli dużo latasz, możesz liczyć na nagrody. Latając, zbiera się punkty (tzw. mile( na specjalnej karcie Miles & More. Kiedy uzbiera się ich kilkanaście tysięcy, można liczyć nawet na darmowy bilet do każdego zakątka świata. Nasi posłowie nie mają skrupułów i choć za ich bilety płacimy my, bonusy chowają do własnych kieszeni - podaje gazeta.
"Mieszkam w Szczecinie, więc latam samolotami, bo to kawałek drogi od Sejmu. Zbieram punkty od niedawna - przyznaje się dziennikowi Elżbieta Romero z SdPl. I zaraz dodaje, że nie wie, ile ich ma. Policzyliśmy: jeśli Romero lata średnio trzy razy w miesiącu ze Szczecina do Warszawy, to za każdą podróż dostaje 2 tys. punktów. W sumie ma ich 12 tys. miesięcznie, mimo iż nie wydała ani złotówki. Jeśli dotąd nie wydała ani punktu ze swojej karty, ma już co najmniej jeden przelot do USA za darmo - informuje dziennik.
W zbieraniu dla siebie punktów nie widzi nic złego Michał Kamiński z PiS. "Pytałem, wszystko jest legalne. Na dodatek za moje przeloty do UE, gdzie jestem eurodeputowanym, nie płaci nasz budżet, tylko Unia - mówi "Faktowi" Kamiński.
Punkty zbiera też Alfred Owoc, który zasłynął już lotami, ale w całkiem inny sposób. Świadkowie twierdzą, że niezupełnie trzeźwy poseł awanturował się na pokładzie. "Zbieram, jak nie zapomnę. I tylko na liniach krajowych" - oświadczył gazecie Owoc.
Dwa lata temu w Niemczech Bundestag zdecydował, że promocyjne punkty deputowani muszą zwracać. Z nich funduje się kolejne przeloty niemieckich parlamentarzystów. Najwyższa pora, by takie rozwiązanie wprowadzić w Polsce. Z każdym rokiem nasi posłowie latają bowiem coraz więcej. W ub.r. wylatali 6,2 mln zł, a w 2002 - 5,4 mln - informuje dziennik. (PAP)