Poseł Zawisza oskarżony o pobicie
Artur Zawisza, poseł Prawa i
Sprawiedliwości, przewodniczący sejmowej komisji śledczej
tropiącej afery w sektorze bankowym, ma proces o pobicie. Jednak
choć sprawa toczy się już od 4 lat, prawomocnego wyroku nie ma, bo
poseł nie pojawia się w sądzie - pisze "Dziennik Zachodni".
13.09.2006 | aktual.: 13.09.2006 05:54
Zawisza jest oskarżony z powództwa prywatnego przez Ryszarda K., mieszkańca Jaworzna, o to, że w maju 2002 r. uderzył w głowę K. podczas awantury przed przejściem granicznym w Łysej Polanie. Polityk PiS tłumaczył po wszystkim, że to była tylko "energiczna gestykulacja", jednak K. twierdzi, że Zawisza "zachowywał się jak karateka". W czerwcu 2005 r. polityk Prawa i Sprawiedliwości został uniewinniony przez Sąd Rejonowy w Jaworznie, ponieważ - jak uznała sędzia prowadząca sprawę - "jego zeznania są szczere".
Państwo K. złożyli apelację, ale Zawisza ponownie został parlamentarzystą i sprawa utknęła w miejscu. Od ponad roku proces nie może ruszyć z miejsca, bo oskarżony w sądzie się nie stawia i przysyła usprawiedliwienia, tłumacząc nieobecność obowiązkami w Sejmie. Co więcej, na kolejnych rozprawach nie pojawia się także pełnomocnik Zawiszy.
Sprawiedliwość jest różna dla różnych ludzi - żali się Ryszard K. Gdyby poseł został skazany, nie mógłby m.in. zasiadać w komisji śledczej ds. banków i nadzoru bankowego, której jest szefem. Tymczasem za półtora roku sprawa Zawiszy przedawni się.
Złożyliśmy w końcu skargę w Sądzie Okręgowym w Katowicach na przewlekłość - mówi Sławomir Kania, adwokat Ryszarda K. Zaskakujące jest także to, że przez cztery lata nie udało się ustalić nazwiska polskiego strażnika granicznego, który był świadkiem zajścia z maja 2002 r. O dokonanie takiego ustalenia wnosili państwo K.
Czy stało się tak dlatego, że w sprawie interweniował sam Ludwik Dorn, szef MSWiA, kolega partyjny Zawiszy, który był świadkiem posła na procesie w Jaworznie?
Zawisza jest zdziwiony. Nic o nowej sprawie nie wiem. Nie dostaję od sądu żadnych wezwań, a jedyne, co mniej więcej kojarzę, to fakt, że Sąd Okręgowy w Katowicach chciał przenieść sprawę - ze względu na dogodność dla świadków - do Sądu Okręgowego w Warszawie - mówi Artur Zawisza. (PAP)