PolskaPoseł PiS Paweł Szałamacha dla "Wprost": będzie na nas presja

Poseł PiS Paweł Szałamacha dla "Wprost": będzie na nas presja

Ustawę o pomocy frankowiczom, utworzenie Ministerstwa Energetyki, niższe podatki dla małych firm, prywatyzację LOT po debiucie spółki na giełdzie i budowę elektrowni atomowej - zapowiada poseł PiS Paweł Szałamacha w rozmowie z Szymonem Krawcem i Bartoszem Marczukiem z "Wprost".

Poseł PiS Paweł Szałamacha dla "Wprost": będzie na nas presja
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Kaliński

14.10.2015 | aktual.: 19.10.2015 18:23

Beata Szydło ogłosiła, że Jarosław Gowin będzie w jej rządzie szefem MON. Pan jaki resort obejmie?

- Nie wyciągniecie ode mnie odpowiedzi. Moje nazwisko pojawia się wśród tych spekulacji, ale to nic nie znaczy.

Mówi się, że może pan stanąć na czele Ministerstwa Gospodarki, Skarbu albo zostać szefem Rady Gospodarczej przy premierze.

- Naprawdę za wcześnie, żeby o tym mówić.

Ale pomysł na własne ministerstwo pan już ma. Jest pan zwolennikiem utworzenia Ministerstwa Energetyki.

- To jest pomysł nie mój, ale całego ugrupowania. Powstałoby z połączenia części zadań Ministerstwa Skarbu, czyli nadzoru nad spółkami energetycznymi, Ministerstwa Środowiska, tj. polityki klimatycznej, i Ministerstwa Gospodarki, tj. polityki energetycznej.

Czym taki resort miałby się zajmować?

- Po pierwsze funkcjonowaniem węgla kamiennego w polskiej energetyce. Byłby również odpowiedzialny za inwestycje w przesyle energii elektrycznej w kraju. Tak żeby w Polsce nie powtórzyła się sytuacja z tegorocznych wakacji, kiedy prywatnym firmom odcinano prąd. Ten cel wymaga poniesienia wielomiliardowych kosztów. Ministerstwo Energetyki wzięłoby też na siebie realizację programu nuklearnego, który teraz wlecze się na jałowym biegu.

Czyli chcecie budować elektrownię atomową?

- Za parę lat pojawi się u nas dodatkowe zapotrzebowanie na energię. Krajowe siłownie nie dadzą rady, więc w Polsce mamy miejsce na co najmniej dwa bloki nuklearne.

Kiedy zostałyby zrealizowane?

- Takie inwestycje trwają latami. Kraje, które mają duże doświadczenie w stawianiu elektrowni nuklearnych, pokazują, że od momentu wbicia pierwszej łopaty pod budowę do jej ukończenia mija średnio osiem - dziesięć lat.

Co w takim razie z górnictwem? Prywatyzacja, restrukturyzacja, dalsze dotowanie z kasy państwa?

- Temat górnictwa jest pieczony tak, żeby był mocno gorącym kartoflem podrzuconym rządowi powstałemu po wyborach. Oprócz naprawy sektora, co oznacza np. przenegocjowanie umów, którymi wyciekają pieniądze z kopalni, trzeba odbudować rynek węgla w Polsce. Jednym z pomysłów są inwestycje w branżę ciepłowniczą. Ludzie palą teraz w domach czym tylko się da, przez co mamy problem ze smogiem i kwaśnymi deszczami.

Ale prywatyzacji kopalni czy innych spółek Skarbu Państwa pan się boi. Powtarza pan, że w Polsce nie ma już na nią miejsca.

- Prywatyzacja ma sens jedynie tam, gdzie jest duża i realna konkurencja. W przypadku branży energetycznej takiej konkurencji nie ma. Proszę spojrzeć na to, co się stało z brytyjskim sektorem energetycznym, po tym jak wystawiono tamtejsze firmy z branży na sprzedaż. Kupili je Francuzi i teraz oni dostarczają prąd do Londynu.

No ale PKP, Poczta Polska, LOT? To przecież nie jest energetyka.

- Wiemy, jak wygląda rynek przewozów lotniczych. Są przykłady linii, które są całkowicie państwowe i świetnie sobie radzą: fińskie Finnair albo tureckie Turkish Airlines. Ale jest też mnóstwo prywatnych. Pewnie jeszcze lepiej zarządzanych.

Kiedy w latach 90. nastąpił boom na prywatyzację linii lotniczych, te z Europy Środkowej, które zostały sprzedane w 100 proc., nie przeżyły – jak bułgarskie linie Balkan albo węgierskie Malév.

To w takim razie jaki ma pan pomysł na LOT?

- Najpierw trzeba uzyskać jak najwięcej z tego, co mamy obecnie. Uporządkować procesy wewnątrz spółki, zwiększyć efektywność. Wprowadzić ją na giełdę, żeby pozyskać kapitał na rozwój. Dopiero później zacząć rozmowy z jakimś dużym przewoźnikiem albo grupą lotniczą, żeby wynegocjować wewnątrz niej miejsce dla LOT.

Jakie to miejsce?

- Nie chcę, żeby stało się tak, że nowy właściciel zdecyduje, że nie będzie latał przez Warszawę. Tak było w przypadku sprzedaży hiszpańskiej Iberii British Airways. Madryt został wtedy odcięty od połączeń z Azją, a Hiszpanie latali do krajów azjatyckich przez Londyn. Powinniśmy tak wynegocjować rolę dla LOT, żeby warszawskie Lotnisko Chopina stało się łącznikiem między zachodnią Europą a krajami bałkańskimi albo Azją Środkową.

To, co jest na stole, czyli fundusz Indigo Partners, który chce przejąć LOT, nie wchodzi w grę?

- To jakaś nieprzemyślana strategia, żeby się z nimi łączyć. Polski rząd powinien zainteresować swoim pakietem akcji kogoś dużego. Na przykład właścicieli British Airways, Air France albo holenderskie KLM. Ale najpierw trzeba mieć jakieś atuty, żeby móc z nimi rozmawiać.

Pana zdaniem spółki w rękach państwowych są dobrze zarządzane?

- Nie są. Przynajmniej w energetyce. W wielu przypadkach najpierw zaczynano jakieś projekty, później je porzucano. Jak budowa nowego bloku w elektrowni w Ostrołęce, który najpierw miał powstać, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.

A nie jest przypadkiem tak, że biznes w rękach państwowych będzie zawsze gorzej zarządzany?

- Nie. Kiepska jakość rządzenia PO nie oznacza kiepskiej jakości rządzenia w ogóle. Nie można mówić, że skoro miałem złe doświadczenia z lekarzem, to odrzucam całą medycynę.

Od państwa tej nowej jakości się oczekuje. Frankowiczom będą państwo próbowali ponownie pomóc?

- To, co do tej pory PO zaproponowało kredytobiorcom zadłużonym w obcej walucie, jest według nas niewystarczające. Chcemy to ryzyko wyeliminować z gospodarki na stałe. Musi powstać ustawa, która da kredytobiorcom możliwość zamienienia kredytów walutowych na złotówkowe. Ewentualną stratę z tego tytułu powinny wziąć na siebie banki.

To jeden cios dla banków. Drugim będzie podatek bankowy, który proponujecie.

- Nie chcemy uderzać dwukrotnie. Banki, które rzeczywiście poniosłyby straty z tytułu przewalutowania, mogłyby płacić wtedy mniejszy podatek bankowy.

Nad pomocą dla frankowiczów pracuje też prezydent. Jeżeli wygracie wybory, do Sejmu trafią dwie konkurencyjne ustawy: partyjna i prezydencka?

- Myślę, że w tej sprawie prezydent zostawi pierwszeństwo rządowi. Większe zasoby analityczne i administracyjne posiada zawsze rząd, więc to logiczne, żeby zajął się tym przyszły premier.

Jeżeli wygracie wybory, to projekt pomocy dla frankowiczów pojawi się jeszcze w tym roku?

- Chcemy, żeby ustawa powstała jak najszybciej. Na ten problem będzie na pewno silna i szybka presja.

Wasze pomysły biją w banki, a w mediach krążą spekulacje, że fotel ministra finansów miałby objąć Mateusz Morawiecki, prezes banku BZ WBK. Nie wydaje się to panu dziwne, że bankowiec miałby tworzyć ustawy przeciwko bankom?

- Kolejne spekulacje, które krążą? Dlaczego mam się do tego odnosić? Czy Robert Lewandowski po przejściu do Bayernu Monachium z Borussii Dortmund nie strzela Borussii bramek? Jeśli ma zagrać przeciwko swojej byłej drużynie, to prosi trenera, żeby go nie wpuszczał na boisko?

A co zrobicie, kiedy Andrzej Duda skieruje do Sejmu swój projekt ustawy o obniżce wieku emerytalnego?

- To jest pytanie do Beaty Szydło. Ale w związku z tym, że Andrzej Duda był naszym kandydatem, nie sądzę, żebyśmy go nie poparli.

Ale prezydent Duda nigdy nie zapowiadał tak głębokich zmian. Chce przywrócić wszystkie przywileje emerytalne, w tym dla prokuratorów, sędziów, ubezpieczonych w KRUS.

- To projekt prezydencki. Mamy konsekwentne stanowisko co do wieku emerytalnego jako partia i nie zamierzamy go zmieniać.

A jaki macie pomysł na podatki? Oprócz zapowiedzi podwyższenia kwoty wolnej od podatku nie mówicie o głębszych zmianach.

- Samo podwyższenie kwoty wolnej jest bardzo dużym wyzwaniem. Są kraje, gdzie na przykład wszystko jest opodatkowane. Tak jak na Węgrzech.

Ale tam jest bardzo wysoka ulga na dzieci.

- Polak powinien mieć szansę chociaż zarobić na podstawowe potrzeby bez konieczności kontaktu z fiskusem. Oprócz podniesienia kwoty wolnej zaproponowaliśmy też niższą, 15-procentową stawkę CIT dla mniejszych firm. Chcemy stworzyć dla nich ścieżkę wzrostu, żeby małe przedsiębiorstwa szybko przekształcały się w średnie i duże. Ta obniżona stawka ma im dać taką szansę, bo na razie polscy przedsiębiorcy boją się inwestować w kraju. Analizy pokazują, że na ich kontach znajduje się od 150 do 200 mld zł zgromadzonego kapitału.

Może lepiej byłoby przestać dotować zagranicznych inwestorów, którym państwo oferuje granty, wakacje podatkowe, darmowe grunty pod inwestycje. Polscy przedsiębiorcy na takie luksusy liczyć nie mogą.

- Trudno jest tworzyć poważną strategię gospodarczą, nie uruchomiając krajowych zasobów. Polski kapitał dyskryminuje się na przykład w zamówieniach publicznych. Tak konstruuje się specyfikację przetargu, że polska firma nie ma szans go wygrać.

Przykład?

- Faworyzowanie zagranicy pojawia się w terminach dostaw jakiegoś produktu. Państwo nie chce czekać i dawać szansy polskim firmom na stworzenie produktu, który mógłby być tak samo dobry jak ten z zagranicy. Tak było w przypadku pociągów Pendolino. Kiedy już przyjechały do Polski, okazało się, że polskie firmy mogłyby równie dobrze skonstruować taki sam pojazd.

Na co będą mogli liczyć polscy przedsiębiorcy pod rządami PiS?

- Chcemy powołać, tak jak w Finlandii, rządowy think tank, który poszukiwałby ciekawych projektów w konkretnych branżach. Będzie dostarczał kapitał na jakiś ciekawy projekt. Przedsiębiorca będzie miał pewność, że rząd wyciągnie do niego rękę, kiedy będzie stał przed podjęciem jakiejś przyszłościowej decyzji.

Mamy już spółkę Polskie Inwestycje Rozwojowe, która miała odgrywać podobną rolę. Były prezes w ciągu półtorarocznej kadencji zdążył zarobić ponad milion złotych i podpisał tylko jedną umowę.

- PIR leżał do góry brzuchem i czekał, aż biznes sam do niego przyjdzie. My chcemy działać na odwrót i sami poszukiwać projektów, które wróżą dobrze na przyszłość. Pojawiać się na imprezach branżowych, współpracować z prywatnymi funduszami. Działać aktywnie, a nie biurokratycznie.

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (101)