Poseł musi powiedzieć kto mu pomaga
Posłowie mogą zatrudniać w swoich biurach
parlamentarnych kogo chcą. Identyczną swobodę mają również w
dobieraniu tzw. asystentów społecznych - osób, które pomagają im w
działalności, ale nie pobierają z tego tytułu wynagrodzenia -
czytamy w "Gazecie Krakowskiej".
Od niespełna miesiąca parlamentarzyści muszą jednak ujawniać, kim są ludzie z ich najbliższego otoczenia - taki obowiązek nałożyła na nich ustawa o działalności lobbingowej - przypomina dziennik.
Spośród 39 małopolskich posłów informacje o pracownikach i asystentach społecznych przekazało na razie 31. Ich pracownicy i współpracownicy to w sumie 103 osoby. Aż 28 osób, zanim trafiło pod opiekę posłów, bezskutecznie poszukiwało pracy.
Poseł LPR z Chrzanowa Leszek Murzyn, ma ośmiu pracowników i asystentów. Aż siedmiu z nich, zanim zaczęło pomagać Murzynowi, nie miało pracy lub przekroczyło wiek emerytalny.
To kompetentne osoby. Sympatyzują nie tylko z formacją polityczną, którą reprezentuję, ale również ze mną. Są godni zaufania - tłumaczy.
Na zaufanie i doświadczenie stawia również posłanka PiS z Krakowa Barbara Bubula. Z danych zamieszczonych na stronie internetowej Kancelarii Sejmu wynika, że pracownica jej biura - Katarzyna Onderka - poświęciła się głównie wychowywaniu czwórki dzieci i nigdy nie pracowała na etacie.
Wszyscy moi obecni pracownicy byli wcześniej bezrobotni, ale nie sądzę, że jest to jakiś problem. Zatrudniam dwie młode osoby, trzeba dać im szansę na rozpoczęcie pracy i zdobycie doświadczenia - mówi posłanka PiS Anna Paluch z Nowego Targu.
"Gazeta Krakowska" wymienia także nazwiska posłów, którzy do Kancelarii Sejmu nie dostarczyli jeszcze informacji o swoich pracownikach i współpracownikach. Są wśród nich m.in. Marek Kotlinowski (LPR), Jan Rokita (PO), Zbigniew Wassermann (PiS), Zbigniew Ziobro (PiS). (PAP)