PolskaPorządzili, zarobili, wydali

Porządzili, zarobili, wydali



Blisko pół miliona złotych wpłynęło przez czteroletnią kadencję na konto każdego z 460 polskich posłów. Większość z nich udowodniła jednak, że to niedużo i szybko wydała te pieniądze. Tylko niewielu potrafiło coś odłożyć i zainwestować.

Porządzili, zarobili, wydali

03.06.2005 | aktual.: 03.06.2005 09:08

Wrocławscy posłowie nie mogliby służyć za wzór oszczędności. Przez ostatnie cztery lata większość z nich swoje wysokie pensje przeznaczała głównie na bieżące wydatki. Wśród nielicznych, którzy swój stan posiadania poprawili, jest wicemarszałek Sejmu Kazimierz Ujazdowski (PiS). 93-metrowe mieszkanie zamienił na 217-metrowy dom, wyceniany na blisko 600 tys. zł. a w 2002 roku kupił rocznego forda mondeo. Poseł ma także gospodarstwo (100 tys. zł.) z drewnianym domem. Spłacił wprawdzie dług zaciągnięty w 2001 r. na kampanię wyborczą, ale zaciągnął nowy – na budowę domu. Wśród dolnośląskich posłów prawdziwym fenomenem jest jednak Ryszard Bonda, dziś niezrzeszony, do Sejmu dostał się z legnickiej listy Samoobrony. Pod koniec ubiegłego roku jego majątek szacowany był na 52 miliony złotych. Podczas czterech lat posłowi nie tylko udało się go pomnożyć, ale jeszcze spłacił 25 milionów zł zobowiązań. Niestety Ryszard Bonda to prawdziwy poseł widmo. Nie wiadomo o nim nic, prócz tego, że ma poważne kłopoty z prawem –
prokurator zarzuca mu zagarnięcie zboża wysokiej wartości.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia – temu hasłu hołduje większość naszych parlamentarzystów, którzy pomimo wysokich zarobków, większą część zarobionych pieniędzy zwyczajnie przejadają. Ci, którym udało się coś odłożyć bądź zainwestować, stanowią chlubny wyjątek. Najbogatszym posłem naszego regionu od początku jest Ryszard Bonda, dziś niezrzeszony, a wcześniej związany z Samoobroną. Nie jest on posłem zawodowym, co oznacza, że może prowadzić działalność gospodarczą. Jego obecny majątek szacuje się na ponad 52 miliony złotych. Ale do Sejmu wchodził Bonda totalnie zadłużony – różnym instytucjom winny był ponad 25 milionów. Dziś po długach praktycznie nie ma już śladu. Zarobić na polityce potrafił też inny renegat z partii Andrzeja Leppera Franciszek Franczak. Przez ostatnie lata niemal podwoił swoje oszczędności (dziś ma 250 tys. zł) W czasie pełnienia mandatu spłacił też ponad 50 tys. zł kredytów. Gospodarować pieniędzmi potrafi z pewnością wrocławski poseł Jan Szymański z SLD. Podobnie jak Franczak, w latach
2001-2005 podwoił swoje oszczędności (z 50 tys. zł ,,zrobiło się” 95 tysięcy), a także – za 16 tys. zł – dokupił pokaźny pakiet obligacji. Dla wygody własnej i żony wymienił też auta. Wysłużoną toyotę i peugeota zastąpiły nowsze modele. Teraz on jeździ toyotą avensis, a małżonka corollą. Czy zatem na polityce da się zarobić? – To trudne pytanie, bo trzeba pamiętać, że to życie na dwa domy – we Wrocławiu i w Warszawie – mówi Szymański i – o dziwo – narzeka: – To nie są pieniądze, które gwarantowałyby poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Choć oczywiście, w porównaniu z zarobkami pielęgniarek robią wrażenie.

Jak mam, to wydaję Drugą grupę posłów stanowią ci, którzy przejadają całą pensję, ale przynajmniej nie popadają w długi. Przez cztery ostatnie lata zupełnie nie zmieniła się sytuacja finansowa legnickiego posła SLD Ryszarda Maraszka. Wprawdzie do odłożonych w 2001 roku dwóch tysięcy złotych dołożył kolejne 10 tys., ale ,,upłynnił” gdzieś walutę – na koncie nie ma już śladu po pięciu tysiącach dolarów, z którymi rozpoczynał kadencję. Maraszek mieszka w tym samym co w 2001 roku domu, wartym 920 tys. zł i jeździ tą samą toyotą. Nie ma za to żadnych długów. Pieniądze najwyraźniej nie trzymają się posła LPR Grzegorza Górniaka. Tak jak cztery lata temu nie ma on żadnych oszczędności i mieszka w tym samym domu, wycenianym na 100 tys. zł. Jedynym zakupem posła jest volkswagen passat, na co musiał wziąć zresztą 30 tysięcy zł kredytu. Nieco powiększył swój majątek inny reprezentant Ligi Janusz Dobrosz. Wciąż jeździ wprawdzie oplem astrą, ale do odłożonych na koncie 52 tysięcy dołożył podczas ostatniej kadencji
dziewięć kolejnych. Delikatne podejście do wydawania to zresztą cecha większości prawicowych posłów. Dla Antoniego Stryjewskiego z Ruchu Katolicko-Narodowego jedyną ekstrawagancją był zakup samochodu daewoo. Mało, mało... Większość z naszych posłów nie potrafi jednak gospodarować pieniędzmi. Tak przynajmniej wynika z analizy ich oświadczeń majątkowych. Teresa Jasztal nie dość, że nic nie odkłada, topnieją jej oszczędności (z 40 tys. na początku kadencji do 15 tysięcy zł), wyprzedaje papiery wartościowe, to jeszcze musi pożyczać! W ubiegłym roku posłanka uzyskała 15 tys. zł pożyczki z funduszu socjalnego dla posłów. – Oczywiście w porównaniu do mojej nauczycielskiej emerytury, poselska pensja jest spora, ale ja mam wnuka i pozwalam sobie na jego rozpieszczanie – przyznaje pani poseł. Dużo gorzej w stosunku do początku kadencji wygląda też sytuacja szefa dolnośląskiego SLD Janusza Krasonia. Kiedy wchodził do Sejmu, miał odłożone na lokatach bankowych 35 tysięcy. Dziś nie ma już po tych pieniądzach śladu. Poseł
wciąż spłaca zaciągniętą w 2000 roku pożyczkę na budowę domu – do oddania ma jeszcze 14 tys. euro. •

Poselskie pieniądze Parlamentarzyści zawodowi oprócz nieopodatkowanej diety poselskiej w wysokości 2,3 tysiąca złotych otrzymują pensje – 9,5 tys. zł brutto. Dodatkowo każdy poseł miesięcznie ma do swojej dyspozycji 10 tys. zł na prowadzenie biura poselskiego. Posłowie bezpłatnie podróżują samolotami – nie płacą za lot z miejsca zamieszkania do Warszawy, do Sejmu. Nie kupują też biletów komunikacji miejskiej i biletów PKP. W Warszawie do dyspozycji mają bezpłatne miejsce w sejmowym hotelu.

Jacek Harłukowicz

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)