Port ostatniej szansy
Czy Rosjanie poprzez udział w prywatyzacji
polskiego sektora naftowego i po przejęciu Naftoportu chwycą nas
za gardło i podyktują swoje warunki dostaw ropy naftowej? Według
"Trybuny" - ta obawa blokowała ruchy resortu skarbu państwa przy
podejmowaniu decyzji w sprawie sprzedaży Rafinerii Gdańskiej.
Minister Wiesław Kaczmarek, który był zwolennikiem wpuszczenia Rosjan do tej branży, tłumaczy dzisiaj, że najpierw chciał rozwiązać problem Naftoportu. - Pan premier i wszyscy święci wiedzieli - powiedział "Trybunie" - że nie uda się dokończyć prywatyzacji Orlenu czy zacząć prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej, gdy sprawa Naftoportu nie zostanie jednoznacznie rozwiązana.
Choć Naftoport powstał na początku lat dziewięćdziesiątych, to infrastruktura przeładunkowa powstała wcześniej, przypomina gazeta. Autorem pomysłu na Naftoport był bowiem Edward Gierek. Gdy I sekretarz obrał kurs na Zachód, postanowił uniezależnić się od Wschodu. I choć do konstytucji wprowadził "wieczną przyjaźń ze Związkiem Radzieckim", to rurociąg Przyjaźń pozbawił monopolu na dostarczanie ropy dla kraju.
No i mamy teraz problem. Od wielu lat toczy się w Polsce dyskusja, czy dopuścić Rosjan do prywatyzacji naszego sektora naftowego, czy nie. Wiadomo nie od dziś, że chętnie kupiliby Rafinerię Gdańską. Sęk w tym, że rafineria jest udziałowcem w Naftoporcie, czyli sprzedając ją Rosjanom sprzedalibyśmy im poniekąd jedyną możliwość uniezależnienia się od dostaw rosyjskiej ropy.
"Trybuna" poprosiła o komentarz posła Socjaldemokracji Polskiej Marka Olewińskiego, zastępcę przewodniczącego sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Jego zdaniem, Rosjanie w taki czy inny sposób wejdą w polski sektor naftowy. Obecnie sprzedaż Rafinerii Gdańskiej - powiedział - to także sprzedaż części Naftoportu. To jest alternatywne źródło zasilania. To, co postanowił rząd, czyli uregulowanie sprawy Naftoportu przed drugim etapem prywatyzacji Orlenu, nie jest pozbawione racji. Powinniśmy jako państwo mieć kontrolę nad Naftoportem i jej nie tracić. (PAP)