ŚwiatPoroszenko kontra Kołomojski. Wojna oligarchów na Ukrainie

Poroszenko kontra Kołomojski. Wojna oligarchów na Ukrainie

"Jestem przekonany, że pozostanie pan patriotą Ukrainy i patriotą Dniepropietrowska" - tymi słowami prezydent Ukrainy Petro Poroszenko odprawił oligarchę Ihora Kołomojskiego, podpisując jego dymisję ze stanowiska gubernatora obwodu Dniepropietrowskiego. Tak zakończyła się ostatnia odsłona toczonego od zeszłego tygodnia konfliktu między dwoma z najbogatszych Ukraińców. Konfliktu, który postawił pod znakiem zapytania przyszłość podejmowanych przez Ukrainę reform - jak i stabilności całego państwa. Kołomojski jest bowiem kluczowym oligarchą wspierającym wojska ukraińskie, a od jego "patriotyzmu" może zależeć los wojny z Rosją.

Poroszenko kontra Kołomojski. Wojna oligarchów na Ukrainie
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Mykhailo Markiv
Oskar Górzyński

Poszło o naftę

Wszystko zaczęło się od wprowadzonej przez administrację Poroszenki ustawy zmieniającej zasady zarządzania spółkami akcyjnymi z udziałem skarbu państwa. Tymczasem Kołomojski - którego majątek obejmuje m.in. koncern medialny, największy ukraiński bank oraz klub piłkarski Dnipro - miał spory interes w tym, by do reformy nie doszło. Jest bowiem właścicielem ponad 40 proc. akcji Ukrnafty, spółki zajmującej się wydobyciem i handlem ropą naftową. Mimo że jest tam jedynie akcjonariuszem mniejszościowym, to według starych reguł (aby zwołać walne zgromadzenie, wymagana była obecność akcjonariuszy posiadających 60 proc. akcji) wystarczyło to, by mieć decydujący głos w spółce - a szczególnie w blokowaniu niekorzystnych dla niego decyzji. Nowe prawo ten przywilej mu ograniczyło. Na tym jednak niekorzystne zmiany się nie skończyły. Z posady innej ważnej spółki państwowej - Ukrtransnafty - usunięty został protegowany oligarchy.

Odpowiedź Kołomojskiego była gwałtowna. Bezpośrednio oskarżył Poroszenkę o działanie na jego szkodę, a w niedzielę siedzibę Ukrtansnafty zajęli uzbrojeni mężczyźni, którzy zablokowali wstęp do budynku, żądając przywrócenia prezesa spółki. Poroszenko nie przestraszył się groźby. Oznajmił, że na Ukrainie nie ma miejsca dla "prywatnych armii" oligarchów, opanował sytuację w siedzibie firmy i doprowadził do rezygnacji Kołomojskiego z posady gubernatora.

Potężny oponent

Konflikt z oligarchą wzbudził duże obawy o przyszłość kraju znajdującego się na progu bankructwa. Kołomojski odgrywał dotychczas bardzo ważną rolę w obecnym konflikcie na wschodzie Ukrainy. Osobiście utworzył batalion ochotniczy "Dniepr" i hojnie wspierał finansowo pozostałe oddziały ochotników, z "Azowem" i "Donbasem" włącznie. To właśnie one ponoszą największe ofiary, walcząc często na pierwszej linii frontu. Działania te, połączone z gorliwą patriotyczną retoryką dały mu reputację bohatera Ukrainy i spore poparcie w społeczeństwie.

- Zwolnienie Kołomojskiego było dla wszystkich sporym zaskoczeniem, bo oznacza to, że Poroszenko nie doszedł z nim do porozumienia - może to być więc rozpoczęcie wojny z oligarchami. W ostatnim czasie Kołomojski był jednym z najbardziej popularnych ukraińskich polityków, ze względu na jego zasługi w utrzymaniu Dniepropietrowska pod kontrolą Ukrainy - mówi WP Kateryna Kruk, ukraińska dziennikarka związana z ruchem Euromajdanu. - Ale minionego tygodnia Kołomojski wyraźnie przekroczył granice dozwolonego zachowania - dodaje.

Choć większość komentatorów jest zgodna, że na przeciwstawieniu się oligarsze Poroszenko zyskał polityczne zwycięstwo, to nie należy spodziewać, by był to ostatni akt w sporze między miliarderami.

- To nie koniec, ale wręcz początek tego konfliktu - mówi w rozmowie z WP Jewhen Worobiow, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - Nie jestem na tyle naiwny, by sądzić że chodzi tu tylko o idealistyczną walkę o praworządność. Owszem, Poroszenko nie ma osobiście żadnego interesu w energetyce, ale mają go jego sojusznicy. Nie sądzę, by Kołomojski pogodził się ze stratą pozycji. To może spowodować sporo nieprzyjemnych dla Ukrainy skutków - twierdzi analityk.

Ekspert zwraca przede wszystkim uwagę na konsekwencje, jakie może wywrzeć na sytuacji obronnej Ukrainy.

- Poroszenko popełnił duży błąd nazywając bataliony "prywatną armią" Kołomojskiego. Przyjął w ten sposób retorykę rosyjską i obraził tym tych, którzy w nich walczą. Rozmawiałem z tymi ludźmi i wiem, że oni nie walczą za Kołomojskiego, tylko za Ukrainę - komentuje.

Mimo to, Worobiow nie spodziewa się, by dniepropietrowski oligarcha wycofał się ze wspierania ukraińskich ochotników. Bardziej prawdopodobne jest utworzenie przez niego partii politycznej i rywalizacja z Poroszenką na tym polu. Sprawdzianem dla jego potencjału politycznego ma być zwołany przez zwolenników oligarchy wiec.

- Jego ekipa ma spore poparcie w regionie, szczególnie w tej bardziej patriotycznie nastawionej części mieszkańców i w klasie średniej. Nie można zapomnieć, że Kołomojski ma też dostęp do mediów - zarówno lokalnych, jak i krajowych. Można się spodziewać, że Poroszence urośnie poważny oponent - mówi Worobiow.

Co z reformami?

Konflikt na szczycie postawił pod znakiem zapytania przyszłość reform z mozołem wprowadzanych przez administrację Poroszenki.

- Bez wątpienia Kołomojski dysponuje wystarczającymi zasobami finansowymi i ludzkimi, żeby stworzyć poważne problemy dla Kijowa, więc jeśli postanowi aktywnie destabilizować region, to może mieć to wpływ na przebieg reform - przyznaje Kruk. Dziennikarka uważa jednak, że odsunięcie oligarchy od władzy może Ukrainie wyjść na dobre.

- Kijów może wykorzystać fakt starcia z najpotężniejszym oligarchą, żeby pokazać wszystkim mniejszym, że takiej walki się nie boi. Jeżeli Kijów zdoła utrzymać taki przekaz, to to tylko polepszy możliwość reformowania kraju - twierdzi Kruk - Jeżeli nie, to wskaże drogę innym oligarchom do rozszerzenia strefy ich wpływów.

Podobnego zdania jest analityk PISM, który zauważa, że Ukrainie już udało się - choć jak dotąd w ograniczonym stopniu - ukrócić potęgę oligarchów. Podaje przykład najbogatszego Ukraińca, Rinata Achmetowa, który dzięki przeprowadzonym reformom w systemie podatkowym został zmuszony do odprowadzania podatków od swoich zysków z firm metalurgicznych, lub Dmytro Firtasza, oligarchy ściganego przez FBI, którego kontrola nad przemysłem energetycznym została ograniczona.

- Niestety, ludzie tacy jak Firtasz są zdolni nawet z Wiednia [Firtasz oczekuje tam na decyzję o ekstradycji do USA za korupcję - przyp.red.] wywierać wpływ na sądownictwo w kraju. Niestety, rola oligarchów to ciągle jest na Ukrainie problem - podsumowuje Worobiow.

Oskar Górzyński, Wirtualna Polska
Zobacz również: Walki we wschodniej Ukrainie nie ustają
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (118)