Popłoch w toruńskich akademikach
Z lęku przed policją toruńscy studenci wywozili z akademików sprzęt i nielegalne programy - donoszą kujawsko-pomorskie "Nowości".
Według gazety, noc z czwartku na piątek upłynęła im na nerwowym formatowaniu twardych dysków, wynoszeniu komputerów i chowaniu w bezpiecznym miejscu tego, co mogłoby uchodzić za nielegalne. Panika ogarnęła wszystkie akademiki i nie minęła aż do piątkowego wieczoru.
Wszystko zaczęło się w Domu Studenckim nr 5 od nocnego telefonu. Ktoś ostrzegł o planowanym nalocie policji na akademiki. Mieli szukać pirackich, ściągniętych z sieci plików i programów. Straszono wysokimi karami: dziesiątkami tysięcy złotych. Wieść rozeszła się szybko pocztą pantoflową, e-mailami, telefonicznie - relacjonują "N".
W środku nocy urywały się telefony do firm taksówkowych, studenci masowo wywozili komputery do znajomych mieszkających na stancjach. Policja nie pojawiła się w żadnym z domów studenckich. Przez cały piątek jednak emocje nie opadły - pisze gazeta.
Zgodnie z ustawą o szkolnictwie wyższym, policja może wejść na teren uniwersytetu tylko i wyłącznie za zgodą rektora. Z władzami uniwersytetu nikt się nie kontaktował - oświadczyła zastępca dyrektora administracyjnego UMK Justyna Morzy. - Nigdy nie było i nie będzie zgody na rewizję w 200-300 pokojach na podstawie jakichś niejasnych, telefonicznych przesłanek - dodała w rozmowie z "N". Jej zdaniem, to był tylko głupi kawał. (PAP)