PolskaPomysłowy Dobromir

Pomysłowy Dobromir


W biały dzień, z uśmiechem na twarzy - uliczni oszuści zbierają pieniądze wykorzystując ludzkie uczucia. Jednak gotówka nie trafia na żaden zbożny cel, tylko do kieszeni spryciarzy. Bydgoska policja prowadzi dochodzenie przeciwko przedsiębiorstwu z Żyrardowa, które pod przykrywką działalności charytatywnej wyłudza pieniądze od przechodniów. Mimo to proceder kwitnie nadal. Firma nazywa się "Stowarzyszenie Pomocy Charytatywnej Dobromir".

- W marcu tego roku wszczęliśmy dochodzenie w sprawie nielegalnego rozprowadzania krzyżówek na terenie Urzędu Miasta przez tę firmę - informuje Ewa Przybylinska, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy. Mimo trwającego dochodzenia, "Dobromir" działa nadal. Wczoraj krótko przed godziną 12.00 na ulicy Długiej przy Domu Ekonomisty spotkaliśmy szubiniankę Violettę S., która miała legitymację tego stowarzyszenia, a także wystawione przez nie upoważnienie do sprzedaży krzyżówek. Kobieta nie miała jednak najważniejszego dokumentu - decyzji zezwalającej na prowadzenie zbiórki publicznej.

Takie zezwolenie mogą wydać cztery organy, w zależności od zasięgu zbiórki: minister spraw wewnętrznych i administracji, marszałek województwa, starosta powiatowy oraz wójt czy burmistrz gminy albo prezydent miasta. - To trzeba mieć takie zezwolenie? Przecież ja tylko sprzedaję krzyżówki... - udaje zdziwienie trzydziestoparoletnia kobieta. Mówi, że pieniądze ze sprzedaży trafiają cel charytatywny, ale nie potrafi go sprecyzować, bo jest tylko pośredniczką: - Kupuję krzyżówki po 2,80 zł sztuka od takiego chłopaka w Szubinie, a sprzedaję ze złotówką przebicia. Dziennie schodzi mi 10-15 sztuk.

Pytamy, czy nie ma kłopotów ze strażą miejską czy z policją.
- Żadnych. Strażnicy i policjanci przechodzą nieraz, ale o nic się nie pytają - mówi z rozbrajającą szczerością sprzedawczyni krzyżówek.
Wkrótce po naszej rozmowie z Violettą S. skończyła się jednak radosna działalność krzyżówkowej "wolontariuszki". Na ul. Długiej pojawił się radiowóz. Jak poinformowała nas Ewa Przybylinska, kobieta została zatrzymana do wyjaśnienia.

Na przeszczep mięśni

Szubinianka to tylko kolporterka, jedna z wielu działających w całym kraju. Większość pieniędzy trafia do szefostwa organizacji. Kiedy zadzwoniliśmy pod numer telefonu Stowarzyszenia "Dombromir", odezwała się automatyczna sekretarka. Młody męski głos poinformował, że "biuro czynne jest w poniedziałki w godzinach 10-14". Udało nam się skontaktować ze Zbigniewem Mazurkiem z Lublina, który przedstawia się jako członek zarządu stowarzyszenia "Dobromir" i prezes "Składnicy Lubelskiej", która drukuje krzyżówki. Mężczyzna mówi, że pieniądze ze sprzedaży krzyżówek służą finansowaniu przeszczepów mięśni, a w 2002 roku firma zebrała 350 tys. zł.

- Kolportaż nie jest zbiórką publiczną i wystarczy do tego zwykły wpis do rejestru działalności gospodarczej. Dziennie ze trzy razy muszę to tłumaczyć policjantom z różnych komisariatów w całej Polsce. Wysłuchują moich wyjaśnień, mówią "aha" i na tym się kończy - twierdzi prezes.

Wystarczy jednak zapoznać się z "Rozporządzeniem ministra spraw wewnętrznych i administracji z dnia 6 listopada 2003 roku w sprawie sposobów przeprowadzania zbiórek publicznych oraz zakresu kontroli nad tymi zbiórkami", aby stwierdzić, że prezes Mazurek mija się z prawdą. Zgodnie z rozporządzeniem "zbiórka publiczna ofiar w gotówce" może być przeprowadzona również w formie sprzedaży przedmiotów. Czyli - również krzyżówek. Być może więc bydgoska sprawa nie zakończy się na zwykłym "aha".

Kilkanaście zezwoleń

Proceder wyłudzania pieniędzy pod pozorem zbiórek na cel dobroczynny kwitnie w najlepsze. W Wydziale Spraw Obywatelskich Urzędu Miasta, który wydaje zgody na zbiórki publiczne, usłyszeliśmy, że większość osób, które kwestują na bydgoskich ulicach, robi to nielegalnie.

- Rocznie wydajemy zaledwie kilkanaście zezwoleń, o które zwracają się do nas zwykle te same, znane nam organizacje. Poza tym na terenie Bydgoszczy zbiórki prowadzą instytucje o zasięgu ogólnopolskim, na przykład Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy czy Fundacja "Pajacyk". One legitymują się zezwoleniem z MSWiA - mówi Agnieszka Jędrzejczak z Wydziału Spraw Obywatelskich, która poinformowała w marcu policję o oszustach sprzedających krzyżówki.

15 złotych od puszki

Z "dobroczynności" można w Polsce uczynić niemal profesjonalny interes. Wczorajszy "Super Express" opisał przypadek Krzysztofa H. z Wybrzeża, który stworzył dobrze prosperującą grupę złożoną z około 50 wolontariuszy. Każdy z nich płaci mu po 15 zł dziennie. W zamian wolontariusz dostaje puszkę i plombę na każdy dzień. Wszystko, co danego dnia zbierze do pojemnika, należy do wolontariusza. Jeden z nich twierdzi, że zarabia na tym 3 tysiące zł miesięcznie. Sam Krzysztof H. podobno "wyciąga" nawet 20 tys. zł miesięcznie.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)