"Pomyślałam, że to koniec, że umrę i poczułam potworne osamotnienie". Tak wyglądają ostatnie chwile, przed utonięciem

- Zapytałam go czy wszystko OK, ale nic nie odpowiedział, tylko patrzył. Powtórzyłam pytanie, zaniepokojona, a on zdążył powiedzieć tylko jedno słowo, zanim zniknął pod wodą: "koło". Topił się na moich oczach - opowiada nam Karolina Kieliba, która ratując swojego chłopaka, o mało sama nie utonęła.

"Pomyślałam, że to koniec, że umrę i poczułam potworne osamotnienie". Tak wyglądają ostatnie chwile, przed utonięciem
Źródło zdjęć: © unsplash.com
Nina Harbuz

02.08.2017 | aktual.: 03.08.2017 10:52

Wszystkie osoby, które opowiedziały mi o tym, jak tonęły, były wysportowane, a większość z nich świetnie umiała pływać. - Zawsze się zastanawiałem, jak to jest możliwe, że człowiek, który czuje się jak ryba w wodzie, może zacząć się topić - powiedział Jarek Pieniążek, który był instruktorem nurkowania, pływał od dziecka, trenował regularnie na basenie i który o mało nie utonął w oceanie w Australii.

- Gdyby do tego doszło, to wyłącznie z mojej głupoty i brawury - opowiadał Jarek. - Poszedłem na plażę popływać, a Australijczycy, którzy dobrze znają tamtejszą wodę, ostrzegali mnie przed silnym prądem znoszącym. Wiedząc jak dobrze umiem pływać, pomyślałem, czego dziś się bardzo wstydzę, "ja nie dam rady?!" i wypłynąłem - kontynuował.

Obraz
© Archiwum prywatne/ Jarosław Pieniążek | Jarosław Pieniążek

Oddalił się od brzegu 500, 600 metrów i zdecydował, że chce wrócić. Niestety, prąd, przed którym go ostrzegano zaczął ściągać Jarka w głąb oceanu. - Dostałem ataku paniki, zalewały mnie fale i zacząłem iść pod wodę - wspominał. - Nie ma mowy o żadnym machaniu rękami, wszystko dzieje się tak szybko. Raz czy dwa nawet spróbowałem zamachać, ale nie miało to żadnego sensu, bo tylko zachłystywałem się wodą, nie mówiąc o tym, że nikt mnie z plaży nie widział.

Tonęli w Bałtyku

Aleksandra Tabaczyńska miała 14 lat kiedy tonęła. To był pierwszy dzień wakacji w Kołobrzegu. Weszła do wody z bratem, rodzice kazali trzymać im się blisko brzegu. Płynęli, nie odwracając się za siebie. Kiedy w końcu zatrzymali się i popatrzyli na plażę, ludzie na niej byli już małymi punkcikami. - Nie mieliśmy siły wracać, tym bardziej, że fale były tak duże i silne, że trzymały nas w miejscu - opowiadała. - Na szczęście ojciec zauważył, że nas nie ma i zaczął płynąć w naszą stronę. Kiedy zrównał się z nami chwycił brata, bo z dwójką nie byłby w stanie płynąć. Wiedząc, że uczyłam się pływać dłużej niż brat, rzucił mi rękawek pływacki i krzyknął, żebym się trzymała i że zaraz po mnie wróci. A mnie zalewała woda, nie miałam sił.

Obraz
© Shutterstock.com | Patryk Kosmider

Karolina Kieliba żeglowała ze swoim chłopakiem i dwójką znajomych po Mazurach. Zeskoczyli z pokładu łódki do jeziora. Oboje świetnie pływali. - Odpłynęłam od Mateusza jakieś 10 metrów i kiedy się odwróciłam w jego stronę, zobaczyłam jak robi ruchy rękami, ale stoi w miejscu - wspominała Karolina. - Zapytałam go czy wszystko OK, ale nic nie odpowiedział, tylko patrzył. Powtórzyłam pytanie, zaniepokojona, a on zdążył powiedzieć tylko jedno słowo, zanim zniknął pod wodą: "koło". Topił się na moich oczach.

Od tej chwili wszystko toczyło się błyskawicznie choć we wspomnieniach Karoliny zapisało się jako wieczność. Próbowała chwycić znikającego pod wodą Mateusza w pasie, pod pachami. Chłopak, chcąc wynurzyć się, żeby złapać powietrze, ściągnął ją pod powierzchnię jeziora. Topili się oboje.

Obraz
© Shutterstock.com

Weszła do wody i nagle straciła grunt pod nogami

Karolina Wierzbińska po prostu weszła do wody i szła w głąb oceanu. To było w Hiszpanii, w Tarifie, mekce surferów. Gdy poczuła, że traci dno pod stopami, chciała od razu zawrócić, ale było za późno. Fale były tak silne, że zamiast przybliżać się do plaży, oddalała od niej. Spanikowała. Straciła kontrolę nad ciałem, fale ją zalewały. - Pomyślałam, że to koniec, że umrę i poczułam potworne osamotnienie - mówiła. Podobnie czuli pozostali. 14-letnia Aleksandra dryfując w wodzie pogodziła się z tym, że za chwilę umrze. Karolina Kieliba myślała tylko o tym, żeby uratował się jej chłopak.

Karolinę Wierzbińską uratowało to, że była wysportowana, biegała w ultramaratonach i doskonale znała swoje ciało. Przestała się szamotać w wodzie. Kiedy nadchodziła fala, rozluźniała się i pozwalała jej obracać sobą na wszystkie strony. Dawało jej to kilka sekund na rozluźnienie mięśni i odpoczynek. Niesiona w ten sposób przez wodę, w końcu poczuła grunt. Aleksandra, trzymając się dmuchanego rękawka cudem dopłynęła do falochronu. Do dziś ma blizny na ciele od uderzania w pale. Jarka uratowała myśl, która pojawił się nagle. - Chwyciłem się świadomości, że bycie pod wodą to sytuacja, którą dobrze znam jako nurek i to mnie uspokoiło, przez co przestałem walczyć z wodą i odzyskałem panowanie nad sytuacją - wspominał. Poddał się wodzie, między falami łapał oddech i zaczął płynąć miarowym tempem wzdłuż plaży, oddalając się od znoszącego w głąb oceanu prądu.

Karolinę i Mateusza uratowali znajomi, którzy dostrzegli z łódki niepokojące zachowanie w wodzie. Wiedzieli, że to, co widzą, to nie zabawa, tylko zagrożenie życia, tylko dlatego, że byli ratownikami wodnymi. Okazało się, że Mateusza złapał skurcz i dlatego zaczął nagle tonąć. Dla laika moment kiedy tonie człowiek jest zazwyczaj nie do rozpoznania. Ratownicy mówią, że można stać w wodzie, patrzeć na tonącego i nie reagować, bo nie ma się pojęcia, że coś się dzieje. To dlatego czasem dzieci topią się na oczach rodziców. Tonie się bez krzyków i wołania o pomoc, bez nerwowego machania rękami.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
pływanieoceanjezioro
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (204)