Pomyśl, zanim zamieścisz zdjęcie swojego dziecka w internecie
Pedofilowi chodzi o to, żeby dziecko było słodkie i niewinne. Wcale nie musi być nagie lub półnagie. On może masturbować się nawet przy zdjęciu noworodka.
Półnagie bliźniaki opalające się na jednej z polskich plaż; dziewczynka bawiąca się swoimi drobnymi loczkami; wypięta do obiektywu jędrna pupa w obcisłych slipkach; nagie ciało zażywające pierwszą w swoim życiu kąpiel – od takich zdjęć aż roi się w internecie. Specjaliści przestrzegają, że zdjęcie raz wrzucone nie ginie. Jest powielane, zapamiętywane w przeglądarkach, kopiowane, ściągane, przesyłane, rozpowszechniane, a nieraz – jeśli spotka się z większym zainteresowaniem internautów – może stać się przedmiotem złośliwych memów.
Jak wynika ze statystyk Fundacji Dzieci Niczyje (FDN) do publikowania zdjęć swoich dzieci nago lub w bieliźnie przyznaje się co czwarty rodzic dziecka do 10 roku życia. To dane za rok 2010, jednak specjaliści utrzymują, że ten trend utrzymuje się lub wręcz wzrasta. Podobnym fotografiom szczególnie sprzyja okres wakacyjny, kiedy częściej i chętniej robimy zdjęcia. Dla nas dziecko beztrosko bawiące się piaskiem na plaży, w oczach pedofila jest jednak młodym, półnagim, ubranym jedynie w obcisłe slipki, obiektem zainteresowania seksualnego.
Seksuolog dr Wiesław Ślósarz przestrzega, że wcale nie musi chodzić o zdjęcie dziecka rozebranego. O tym, czy dana fotografia wzbudzi zainteresowanie pedofila decyduje, czy dziecko jest w typie urody, który pedofila akurat podnieca. Mogą o tym decydować z pozoru błahe rzeczy, jak uśmiech, spojrzenie, kształt i kolor oczu, a nawet proporcje w stosunku do siebie różnych części ciała. Przy czym nie można tu wykluczyć żadnej grupy wiekowej. – Są i tacy, którzy podniecają się na widok zdjęcia noworodka – mówi seksuolog. Tymczasem wielu rodziców, zamieszczając zdjęcie na profilu społecznościowym swojego nowo narodzonego dziecka, zwykle wybiera taką fotografię, na której dziecko wygląda słodko i niewinnie. Niewinność jest jednak jednym z tych elementów, który pedofila stymuluje.
Trudny okres buntu
Podinsp. Piotr Bieniak z Komendy Głównej Policji potwierdza, że wśród fotografii gromadzonych przez pedofilów policjanci często natrafiają na prywatne zdjęcia dzieci ściągane z blogów czy serwisów społecznościowych. – Kiedyś pedofile szukali swoich potencjalnych ofiar na placach zabaw, czy w pobliżu szkół, teraz coraz częściej wykorzystują w tym celu internet – mówi. Za pośrednictwem sieci pedofile typują swoje ofiary, następnie nawiązują kontakt z dzieckiem, licząc na to, że rodzice nie zawsze mają dla niego czas; wysłuchują jego problemów, doradzają mu, a kiedy zdobędą zaufanie, proponują spotkanie w realnym świecie. Jak zaznacza Bieniak, wykorzystują to, że w pewnym okresie życia dzieci buntują się, mają coraz więcej tajemnic. - Często trudniej jest im rozmawiać z rodzicami, łatwiej nawiązać natomiast przyjaźń poprzez internet – mówi i przestrzega rodziców, żeby nie pozwalali dzieciom na zakładanie swoich profili na portalach społecznościowych, podawania tam swoich danych, czy też zamieszczania zdjęć.
Powinni też dokładnie wiedzieć, z kim kontaktuje się ich dziecko.
Policja nie dysponuje danymi, które pozwalałyby stwierdzić, czy wzrasta ilość zdjęć pochodzących z portali społecznościowych, czy blogów, a znajdywanych potem w zbiorach osób podejrzewanych o pedofilię. Dostępność internetu nadal wzrasta i korzysta z niego również coraz więcej dzieci. Można więc przypuszczać, że do sieci trafia również coraz więcej zdjęć mogących interesować pedofilów - alarmuje policja i przestrzega, że choć świadomość społeczna w kwestii bezpieczeństwa internetowego rośnie, równolegle rozwijają się technologie dające nowe możliwości działań niezgodnych z prawem, na przykład włamań na konta portali społecznościowych.
Polscy policjanci regularnie przeczesują internet w poszukiwaniu zabronionych treści. Prowadzą też skoordynowane działania przeciwko internetowym pedofilom, będące również wynikiem ustaleń funkcjonariuszy z innych państw. Przykładem takiej ogólnokrajowej akcji w tym roku były działania o kryptonimie "Nova". O ustalonej godzinie kilkudziesięciu policjantów w jednym momencie weszło na wcześniej ustalone adresy. Ostatecznie zabezpieczyli m.in. ponad 1570 płyt CD/DVD i innych nośników informatycznych. Zatrzymano 21 osób, z czego osiem przyznało się do winy.
- Często rodzice nie zastanawiają się, co dzieje się ze zdjęciem zamieszczonym w sieci i że może ono zostać wykorzystane w najbardziej nieoczekiwany sposób - mówi Katarzyna Zygmunt z Fundacji Dzieci Niczyje, odwołując się do ogólnopolskiej kampanii „Pomyśl, zanim wrzucisz”, której celem jest zwrócenie uwagi na problem bezrefleksyjnego publikowania zdjęć przez rodziców. W ubiegłym roku fundacja szokowała ulotkami ze zdjęciami dzieci stylizowanymi na ulotki agencji towarzyskich. W tym roku przyciąga uwagę rodziców zdjęciami dzieci na plaży ubranych w stroje kąpielowe z dopiskiem – „ściągnij mnie do siebie” czy „jeden klik i jestem u ciebie”.
Zabezpieczenia kont nie są niezawodne, wprawna ręka może je obejść, jednak jest to jedna z form świadomej kontroli, kto ma dostęp do zdjęć dzieci. Zygmunt zaleca więc blokady, tak, by zawęzić krąg użytkowników, którzy zobaczą fotografię, na przykład tylko do rodziny, czy najbliższych przyjaciół. Niektóre serwisy umożliwiają też odhaczenie indeksowania danego materiału w przeglądarce. FDN udostępnia na swojej stronie internetowej poradnik (www.zanimwrzucisz.fdn.pl)
, w którym pokazuje jak konfigurować ustawienia na najbardziej popularnych portalach społecznościowych.
- Ideą akcji nie jest zniechęcenie rodziców do publikowania zdjęć dzieci w online, ale skłonienie, żeby robili to świadomie i odpowiedzialnie, wykorzystując narzędzia pozwalające na ochronę prywatności. Przed publikacją warto więc zastanowić się, czy nie zaszkodzi ona dziecku, jak również zwrócić uwagę, kto daną fotografię będzie mógł zobaczyć – mówi Zygmunt. Kłopoty w przyszłości
Same dzieci zwykle nie są świadome problemu, jaki może spowodować umieszczenie ich zdjęć w sieci. Dyżurująca przy telefonie zaufania psycholog Marta Wojtas zauważa, że zaczynają go dostrzegać dopiero młodzież i dorośli. Często dzwonią rodzice, którzy założyli swojemu dziecku - kiedy było ono jeszcze małe - profil na portalu społecznościowym. Później jednak o koncie zapomnieli, zapominając również hasło dostępu. Zamieszczone na profilu zdjęcia zaczęły żyć własnym życiem.
Kolejna sprawa to możliwe kłopoty podczas szukania zatrudnienia. Po wpisaniu w wyszukiwarkę imienia i nazwiska przyszły pracodawca może się zapoznać z wieloma informacjami na temat potencjalnego pracownika, nawet tymi zbyt intymnymi. Ekspert zajmujący się rekrutacją w jednej z korporacji przyznaje, że choć nie spotkał się z przypadkiem, żeby zdjęcia z dzieciństwa kandydata do pracy znalezione w sieci w jakikolwiek sposób wpłynęły na decyzję o przyjęciu go do pracy, zaznacza, że jest tak podczas rekrutacji na niższe i średnie stanowiska. Nie wyklucza, że osoba aplikująca na stanowisko kierownicze może już mieć z tego tytułu problem.
Tendencja do zamieszczania zdjęć dzieci w internecie jest coraz bardziej widoczna. Wojtas opowiada o przypadkach, kiedy rodzice zakładają noworodkom profile na portalach teoretycznie dostępnych dla osób od 13 roku życia. Takie dzieci być może za kilka lat będą musiały zmierzyć się z problemem całej dokumentacji swojego życia w internecie, łącznie z intymnymi chwilami typu pierwsza kąpiel czy pierwszy ząb. Psycholog zwraca też uwagę na zdjęcia, które choć u rodziców budzą uczucie sympatii, przez innych użytkowników sieci mogą być uznane za śmieszne i w krótkim czasie zdobyć ogromną popularność w sieci – m.in. zbierając wiele popularnych lajków (znaczników sympatii w postaci uniesionego do góry kciuka), czy też będąc udostępniane na różnych portalach, co automatycznie uruchamia większą rzeszę odbiorców.
- Jednak, czy za kilka lat dziecko będzie zadowolone ze swojego wizerunku na zdjęciu? Zapewne nie zawsze. Taka osoba może odczuwać później wstyd. Szczególnie, jeśli zdjęcie po latach zostanie odnalezione przez kolegów z klasy. Może dochodzić wtedy do sytuacji wyszydzania i wyśmiewania – przestrzega Wojtas.
Wrzuciłam, teraz żałuję
Przed nieprzemyślanym umieszczaniem zdjęć dzieci w internecie przestrzegają również sami rodzice. Joanna, mama dwóch synków 4-letniego i 9-miesięcznego przyznaje, że zdarzało jej się zamieszczać zdjęcia swoich dzieci na portalu społecznościowym, gdzie miała ustawioną funkcję profilu „publiczny”. Dochodziło do sytuacji, w których zamieszczone tam fotografie zamieszczano na obcych blogach. Z kolei 30-letnia Marta opowiada, że zdjęcie jej kilkumiesięcznego dziecka ilustrowało jeden z angielskich tytułów o diecie niemowlęcia. - Zdenerwowało mnie to. Przez to, że status nie został zastrzeżony fotografia bez naszej zgody trafiła na portal informacyjny, a artykuł w całości dotyczył otyłości wśród dzieci – opowiada. Nieraz dochodzi do sytuacji, w których zdjęcia dzieci – bez zgody i wiedzy rodziców – publikują osoby trzecie. To przydarzyło się 39-letniej Kasi, której synek brał udział w profesjonalnej sesji zdjęciowej. Był na wpół rozebrany, miał na sobie jedynie spodenki. W ocenie mamy zdjęcia były intymne, jednak
robiąca je fotograf zamieściła je na swoim profilu na portalu społecznościowym. Na prośbę rodziców zdjęcia zostały usunięte.
Julita, mama 3-latka i niemowlęcia, przyznaje, że nie umieszcza zdjęć na, na których da się rozpoznać dzieci. Robi tak w trosce o prywatność dzieci i ich bezpieczeństwo. Nie chce doczekać czasów, kiedy na widok starego zdjęcia w sieci dorosłe już dzieci będą czuć się jak w komediowej scenie: „Spójrzcie, jakie John miał grube kolana. Ooo, a tu jego pierwsze siusiu”. – Anonimowość w internecie to fikcja. Zahasłowane zdjęcia haker wyciągnie bez żadnego problemu. Profil na portalu społecznościowym mam tak ustawiony, żeby widzieli nas znajomi. Ale pośrednio internet to moje narzędzie pracy, więc anonimowa nie jestem. Trudno. Myślę, że takie są czasy, że ciężko się przed tym chować – mówi Małgorzata, mama przedszkolaka i niemowlaka.
Krzysztof zamieszcza zdjęcia swojego 3-letniego syna na profilu społecznościowym, ale robi to rzadko. Stara się minimalizować do zera wszystkie zagrożenia. Dba też o to, by zdjęcia nie zdradzały miejsca zamieszkania czy jego okolic. 38-letnia Marta przyznaje z kolei, że nigdy żadnych zdjęć nie zamieszcza. Nawet znajomych jeśli takowe zdjęcia jej dzieci zamieszczają, prosi o ich usunięcie. – To dotyczy zarówno miejsca, w którym żyjemy, szkół, wakacji, samych dzieci… Nic naprawdę mojego prywatnego nie jest obecne na Facebooku, ani w żadnym innym miejscu. Mam pewną świadomość do jakich informacji można dojść tą drogą i chciałabym temu zapobiegać - przyznaje. Z kolei mama 20-miesięcznej dziewczynki mówi, że choć zdarza jej się zamieszczać zdjęcia w internecie, usuwa poprzednie tak, by ogólnie dostępnych było jak najmniej. - Boję się ich wykorzystania przez niepowołaną osobę, więc nagich zdjęć dziecka nie zamieszczam w ogóle - przyznaje.
Aż 74,15 proc. internautów biorących udział w internetowej ankiecie Wirtualnej Polski uważa, że zamieszczenie zdjęcia dziecka na portalu społecznościowym lub blogu jest naruszeniem jego prywatności. Przy czym zdaniem specjalistów coraz więcej osób pragnie się pochwalić swoją pociechą w internecie. Nieraz publikują na portalu społecznościowym, czy blogu zdjęcia z każdego miesiąca życia dziecka. W sieci można też znaleźć blogi, których głównymi bohaterami są dzieci; ubrane na przykład w markowe ciuchy, za których reklamowanie zapłacono rodzicom. Pytanie tylko, czy po latach, spoglądając na fotografię, będą chciały równie chętnie się uśmiechać jak na wrzuconym do sieci zdjęciu?