Pomnik ofiar zamachu terrorystycznego w Moskwie - byli zakładnicy przeciw
Terroryzm nie osiągnie swoich celów w Moskwie i Rosji - powiedział mer Moskwy Jurij Łużkow podczas odsłonięcia pomnika ku czci ofiar
ubiegłorocznego zamachu terrorystycznego na Dubrowce. W
uroczystości wzięło udział zaledwie kilkaset osób. Przeciwna jej
była część zakładników i rodzin ofiar.
23.10.2003 | aktual.: 23.10.2003 13:19
Łużkow był obok przewodniczącego Rady Federacji Siergieja Mironowa, najwyższym rangą przedstawicielem władz, jaki pojawił się rano przed dawnym centrum teatralnym, w którym przed rokiem czeczeńscy rebelianci wzięli ponad 900 zakładników i trzymali ich przez 57 godzin.
Prócz Łużkowa i Mironowa pojawili się m.in. deputowany do Dumy Państwowej i dawny śpiewak radzieckiej estrady Josif Kobzon oraz lekarz Leonid Roszal. Obaj w czasie wielogodzinnego dramatu prowadzili rozmowy z terrorystami i wyprowadzili kilkunastu zwolnionych zakładników.
Obchodom sprzeciwiała się część byłych zakładników i rodzin ofiar - ich zdaniem, władze ponoszą znaczną część odpowiedzialności za śmierć 130 zakładników. Ogromnej większości nie zabili Czeczeni, lecz gaz użyty przez rosyjskie siły specjalne przy opanowywaniu teatru zajętego przez terrorystów.
Władzom moskiewskim byli zakładnicy przypominają często odmowę wypłaty odszkodowań za straty moralne, których domaga się grupa około 60 dawnych ofiar Dubrowki.
Do dziś zdania na temat tego, co wydarzyło się przed rokiem w pobliżu centrum Moskwy, są wśród Rosjan bardzo podzielone.
Część opinii publicznej twierdzi, że władze musiały użyć gazu, choć oznaczało to zgodę na śmierć części wyczerpanych zakładników. W przeciwnym wypadku - według nich - terroryści mogli wysadzić budynek w powietrze. Inni z kolei są zdania, że nie ma dowodów, jakoby Czeczeni istotnie byli w stanie to zrobić. Opinie na ten temat są podzielone także wśród samych byłych zakładników.