Pomazaniec Jana Pawła II

Ratzinger to najlepsze, co się mogło Polakom przytrafić - można usłyszeć w Watykanie - pisze Jacek Pałasiński w tygodniku "Wprost"

Gdy w poniedziałek 18 kwietnia o godzinie 18.00 w Kaplicy Sykstyńskiej odbywało się pierwsze głosowanie, dziekan Kolegium Kardynalskiego Joseph Ratzinger otrzymał zaledwie około 45 głosów. Jeszcze mniej dostał emerytowany arcybiskup Mediolanu Carlo Maria Martini, kandydat "postępowy". Martini, ceniony intelektualista, na tyle zasłynął z braku zachwytu nad niektórymi aspektami pontyfikatu Jana Pawła II, że w kurii mówiono o nim "protestant". Pozostałe głosy rozproszyły się pomiędzy papabili z Europy i Ameryki Łacińskiej.

We wtorek 19 kwietnia na pierwszym porannym głosowaniu przestał się liczyć Martini. Ratzinger otrzymał więcej głosów niż poprzednio, ale do większości brakowało mu jeszcze kilkunastu. Głosy rozproszyły się na kardynałów Polikarpa z Lizbony, Danneelsa z Brukseli, Schoenborna z Wiednia, a także Latynosów: Hummesa z Sao Paulo, Bergoglia z Buenos Aires i kilku innych. Między głosowaniami nadal trwały rozmowy: "Co możesz powiedzieć o tym Errazurizie z Santiago de Chile, ty go znasz lepiej?". "Czy jest sens głosować na takich, co jednak nie mają szans?". W drugim głosowaniu przedpołudniowym Ratzinger otrzymał 74-75 głosów - zabrakło mu trzech-czterech. Kardynałowie już wiedzieli, że to kwestia godzin i Kościół będzie miał nowego papieża. "Może to i lepiej" - mówili niezdecydowani.

O 16.00, podczas pierwszego głosowania popołudniowego, zgodnie z oczekiwaniami Joseph Ratzinger został papieżem. Z różnych niedyskrecji można wywnioskować, że pobił rekord kardynała Wojtyły, który dostał 99 głosów na 111. "Było łatwo go wybrać" - zwierzył się meksykański kardynał Barragan.

Gdy rozległy się oklaski, tylko jeden kardynał nie bił braw: Bawarczyk Joseph Ratzinger. Siedział kilka minut z opuszczoną głową. Może był w szoku, może się modlił? Kardynałów ogarnął strach: "Nie przyjmie". Tyle razy głośno mówił, że nie chce być papieżem, że nie uważa się za godnego. Kiedy podniósł głowę, wszyscy wiedzieli, że jednak nie odmówi. Miliard katolików z całego świata modliło się o oświecenie dla elektorów. Odmowa byłaby równoznaczna z buntem przeciw woli Bożej i Kościołowi.

Pierwszy, który nie płakał

Wszystkich zaskoczył wybór imienia nowego papieża. Większość kardynałów spodziewała się Jana Pawła III, może nawet Karola. "Będę Benedyktem - ze względu na pamięć wielkiego papieża Benedykta XV miłującego pokój. Poniósł porażkę, nie zatrzymał hekatomby, ale potrafił się przeciwstawić dominującej żądzy krwi, odbudować Kościoły po katastrofie I wojny światowej. Ze względu na pamięć św. Benedykta z Nursji, patrona Europy. Nie tyle z powodu najsłynniejszego jego motta "ora et labora" (módl się i pracuj), ile z powodu innego, równie znanego: "postawić Chrystusa nade wszystko - Christus ueber alles".

To chyba pierwszy papież od wieków, który nie płakał. Przy ścianie, na której Michał Anioł namalował "Sąd Ostateczny", znajduje się dwoje drzwi: lewe prowadzą do Sali Płaczu. Od 1492 r., odkąd konklawe odbywają się w Kaplicy Sykstyńskiej, wszyscy papieże właśnie tam prowadzeni są po wyborze. W Sali Płaczu odbywa się zawsze ten sam rytuał - zostaje im zadane pytanie, czy akceptują wybór i jakie imię obrali. I wszyscy właśnie tam dają upust emocjom towarzyszącym temu wyborowi nad wyborami. A to oznacza łzy. Popłakał się też nasz Karol Wojtyła. A Ratzinger nie płakał. Raczej nie dlatego, że jest "twardym Niemcem" - po prostu miał czas, by się przygotować. Bo był wybrany już dawno.

Mało kto mógł mieć wątpliwości, że to właśnie na niego wskazał Jan Paweł II. Wezwał go do Rzymu zaledwie po czterech latach arcybiskupstwa w Monachium, a potem pięć razy z rzędu powierzał mu stanowisko prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Odrzucił jego dymisję, złożoną zgodnie z prawem kanonicznym w dniu ukończenia 75. roku życia, a następnie mianował dziekanem kolegium, by nikt inny nie przeprowadzał kurii i Kościoła przez sede vacante. Ostatni raz Jan Paweł II przyjął kardynała Ratzingera 1 kwietnia, na łożu śmierci - pisze Jacek Pałasiński w tygodniku "Wprost".

Źródło artykułu:Wprost

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)