Półtora metra wody. Wojsko przyjechało i odjechało, ludzie zostali sami
11 lipca Grójec w woj. świętokrzyskim zatonął. Lało przez kilka godzin, na drogach i posesjach pojawiło się nawet do 1,5 metra wody. Żywioł spustoszył blisko 200 gospodarstw. Mieszkańcy do dziś pytają, dlaczego nie pomogli im żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej, którzy w dniu zdarzenia nawet przybyli na miejsce. Pojawili się na spotkaniu sztabu kryzysowego, po czym odjechali.
03.08.2024 21:10
- Było po godzinie 15. Poszedł grad, zawyła syrena strażacka, poszedłem jako strażak do remizy. Po 15 minutach przyszło oberwanie chmury. Lało gdzieś do 18-19. My się do tej pory nie potrafimy z tego podnieść - mówi Wirtualnej Polsce Michał Połetek z Grójca koło Ostrowca Świętokrzyskiego.
Pan Michał córkę zostawił pod opieką w remizie. Sam z innymi strażakami zabrał się do ładowania piachu do worków, żeby chronić posesje przed zalewaniem.
- Ale jak po burzy rozmawiałem ze starszymi sąsiadami, to nie pamiętają tak wysokiej fali. W maksymalnym momencie było półtora metra wody – wspomina.
We wsi nie ma żadnej rzeki, jedynie niewielki strumyk, który na co dzień bardziej przypomina rów melioracyjny. Ale to co spłynęło z pól wystarczyło, żeby zniweczyć dorobek życia wielu osób.
Kiedy w nocy pan Michał wreszcie dotarł do swojego domu, zobaczył przerażający widok. - Wszędzie muł. Kuchnia, przedpokój, łazienka były zalane. Chłopaki przyszli, pomogli mi wypompować wodę z piwnicy, ale wody gruntowe tak się podniosły, że trzeba było powtarzać pompowanie. Woda w piwnicy stała 8-9 dni – opowiada.
Poszkodowanych było w sumie 180 gospodarstw. Najgorzej było w Grójcu, Woli Grójeckiej, Brzóstowej i części Ćmielowa.
- Kury się potopiły w kurniku, zalany był samochód, motor, garaż, stodoła, spiżarnia, wszystkie sprzęty ogrodnicze, nie mam w tej chwili nic - załamuje ręce Marzena Dunal z Grójca.
11 lipca. Droga w Grójcu zamieniła się w rwącą rzekę
Mimo, że od kataklizmu minęły już trzy tygodnie, to ludzie nadal mają mnóstwo pracy. Pan Michał zwrócił uwagę, że pomocy mógłby udzielić znajdujący się w pobliskim w Ostrowcu Świętokrzyskim 103. Batalion Lekkiej Piechoty, wchodzący w skład 10. Świętokrzyskiej Brygady Obrony Terytorialnej.
- Ani razu chłopaki nie przyjechali nam pomóc. Byłem na poligonie, pół godzinki rowerem, no niedaleko stąd mają. Grillują sobie w lesie. Ich nie interesuje, że trzeba ludziom pomóc. Dzwoniłem do sztabu, usłyszałem: "ja nie mam prawa decyzyjności", "to nie jest sytuacja kryzysowa" - pan Michał nie kryje rozgoryczenia.
Sąsiadka potwierdza. - Sprzątamy sami, nie ma pomocy żadnej. Ci żołnierze nawet choćby przyjechali na dwa dni, żeby wywieźć ten muł, bo to śmierdzi okropnie zgnilizną. Sprzątamy już trzy tygodnie, a będziemy jeszcze ze trzy kolejne - mówi Marzena Dunal.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wojsko przyjechało. I odjechało
Burmistrz Ćmielowa nieoczekiwania przyznaje, że wojsko było na miejscu w dniu ulewy.
- W czwartek, dwie godziny po tym deszczu nawalnym zwołałam sztab zarządzania kryzysowego - mówi bumistrz Joanna Suska w rozmowie z WP. Wtedy na miejscu zjawili się przedstawiciele wojska.
- Najbardziej mi chodziło o pomoc ludziom, o napełnianie worków z piaskiem, o porządkowanie ulic, chciałam aby ta służba wojskowa się tym zajęła, tak jak kiedyś obrona cywilna - wylicza burmistrz.
Suska przekonuje, że żołnierze zostali odesłani, bo według jej wiedzy, "ażeby móc działać w terenie potrzebują zgody wojewody, a wojewoda musi tę zgodę uzyskać od ministra".
Burmistrz nie wini nikogo za tę sytuację, bo uważa, że zawiodły procedury.
- Były pogłoski, że wojsko przybyło, odwróciło się na pięcie i poszło. To było nieprawdą, bo nie mieli po prostu takiego rozkazu - broni żołnierzy Joanna Suska.
W rozmowie ze mną zwraca uwagę, że wojewoda świętokrzyski pojawił się na miejscu dopiero cztery dni po zdarzeniu, w niedzielę. I mówi, że być może zabrakło mu właściwej oceny sytuacji.
Wojewodą świętokrzyskim jest Józef Bryk z Platformy Obywatelskiej. Dyrektor jego gabinetu przekonuje, że wojewoda był o prowadzonych działaniach informowany na bieżąco przez kierującego działaniami ratowniczymi na miejscu - zastępcę Świętokrzyskiego Komendanta Wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej. W kontakcie był także z innymi przedstawicielami służb ratunkowych i burmistrz Ćmielowa.
- Oficer kierujący akcją po analizie sytuacji w miejscu prowadzenia działań uznał, że nie ma potrzeby użycia żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, o czym poinformował wojewodę - informuje WP Łukasz Mucha, dyrektor Biura Wojewody.
Dodał, że do wojewody "nie wpłynął także formalny wniosek od samorządu o wydzielenie sił i środków Sił Zbrojnych RP na potrzeby usuwania skutków gwałtownych nawałnic". - A tym samym wojewoda nie wnioskował do Ministerstwa Obrony Narodowej o udział żołnierzy WOT w akcji ratowniczej - przyznał Łukasz Mucha.
WOT: "niedopełnienie ogólnie obowiązujących procedur"
Wojskowi potwierdzają, że żołnierze 10.ŚBOT byli obecni w Ćmielowie, w dniu kiedy wystąpił nawalny deszcz. Udał się tam tzw. zespół oceny wsparcia (ZOW), który wysyłany jest na miejsce, by ocenić czy wsparcie wojska jest potrzebne oraz w jakim zakresie. Rzecznik Dowództwa WOT podpułkownik Robert Pękala zaznaczył, że po przeprowadzonych konsultacjach dowódcy ZOW z kierującym działaniami ratowniczymi funkcjonariuszem straży pożarnej oraz burmistrzem Ćmielowa "nie została podjęta decyzja o skierowaniu wniosku do wojewody świętokrzyskiego o uzyskanie wsparcia pododdziałów Sił Zbrojnych".
- Tym samym wojewoda świętokrzyski nie wystąpił z wnioskiem do Ministra Obrony Narodowej zgodnie z obowiązującymi aktami normatywnymi, o udzielenie wsparcia - poinformował ppłk Robert Pękala.
Wojskowy w swojej odpowiedzi zaznacza konieczność znajomości przepisów prawa i właściwego współdziałania organów administracji samorządowej i rządowej.
- To na tym poziomie należy upatrywać niedopełnienia ogólnie obowiązujących procedur zarządzania kryzysowego - dlatego pododdziały Sił Zbrojnych nie zostały aktywowane do wsparcia - wyjaśnia ppłk Robert Pękala.
Strażacy uznali, że ważniejszy jest sprzęt
Akcją dowodził zastępca Świętokrzyskiego Komendanta PSP w Kielcach st. bryg. Marcin Machowski.
- Rzeczywiście w przeszłości do powodzi dysponowaliśmy wojsko, ale to były inne rodzaje zdarzeń. Czyli np. powódź, kiedy rzeka występowała z wałów i trzeba było wzmocnić koronę wałów. Tam niezbędny był potencjał ludzki i ręce do pracy. Natomiast w tej sytuacji niezbędny był sprzęt, czyli pompy pożarnicze, których Wojska Obrony Terytorialnej nie posiadają - mówi WP starszy kapitan Marcin Bajur, rzecznik Komendanta Wojewódzkiego PSP w Kielcach.
Dlatego kierujący akcją zastępca komendanta na miejsce wezwał tylko strażaków z sąsiednich powiatów. I oni z pompami pożarniczymi wypompowywali wodę z zalanych posesji.
Rzecznik komendanta zaznacza, że akcja 11 lipca działa się już późnym wieczorem, kiedy zapadał zmierzch.
- Na noc nie było bez sensu dysponować ludzi, bo nawet z logistycznego punktu widzenia, takiego jak brak światła, mogłoby to być problematyczne. Dlatego taka zapadła decyzja - mówi Marcin Bajur.
Ale właśnie w tym rzecz, że poszkodowani mieszkańcy na pomoc liczyli właśnie następnego i w kolejne dni. Dopytuję po trzech tygodniach od powodzi, czy wojsko nadal by się w Ćmielowie przydało.
- Chłopie, tu trzeba sprzątać, tu jest dużo osób naprawdę starszych, podwórka są zamulone, albo są zapadliska, gdzie trzeba ziemi nawieźć - wylicza Michał Połetka.
Burmistrz Ćmielowa potwierdza, że pomoc wojska by się przydała właśnie na drugi dzień i później.
- Ja się dziwiłam, że zostali odprawieni. Około 30 żołnierzy było chętnych i nie mogli brać udziału w pomocy. Ja nie mówię o czwartku wieczorem, oni by się przydali w piątek do sprzątania. A zostali odesłani. Zabijają nas procedury, bo ludzie liczyli na tą pomoc - mówi Joanna Suska.
Brak rąk do pracy to nie jedyny problem
Problemów, z którymi zetknęli się mieszkańcy gminy Ćmielów jest niestety więcej. Pan Michał z powodów finansowych nie ma w domu dostępu do wodociągu, podobnie jak sąsiad wodę czerpie ze studni. A ta po powodzi nie nadaje się do picia. - Jest brązowa - mówi.
Okazuje się, że w takiej sytuacji jak on, pomóc nie może ani gmina, ani sanepid. Badania wody, aby sprawdzić, czy woda nie jest niczym skażona, musi zrobić na własny koszt. To około 300 złotych.
Na początku wodę pitną w beczkowozie i butelkach przywoziła gmina. - Mało tej wody było, w pierwszym okresie przypadało po dwie butelki na rodzinę. W studni jest woda, ale nie nadaje się do picia. Ciągnę ją co jakiś czas, żeby przeczyścić, ale do spożycia wodę kupujemy - mówi mi sąsiad pana Michała.
Burmistrz Ćmielowa przyznała, że o problemach mieszkańców, którzy nie mają wody pitnej dowiedziała się od nas. Po tym, jak podaliśmy adres pana Michała, dotarła do niego woda w butelkach.
Po przejściu fali, popękały także ściany domu pana Michała. Na szczęście był ubezpieczony. - Przyjechał pan, ale powiedział, że dopiero po opinii nadzoru budowalnego mogę o coś się starać - mówi Michał Połetek. Ale żeby nadzór budowlany wydał ekspertyzę, pan Michał musi na własny koszt zamówić opinię elektryczną, kominiarską i budowlaną. To kolejne pieniądze. W powiatowym inspektoracie w Ostrowcu Świętokrzyskim potwierdziłem, że rzeczywiście takie dokumenty poszkodowany mieszkaniec musi opłacić sobie sam. Takie są przepisy.
Inni mieszkańcy Grójca zwracają uwagę, że wciąż nie dostali jakiejkolwiek pomocy finansowej. - Mieliśmy panią z MOPS-u, która chodziła, oceniała straty. Ale do tej pory nie wiemy nic, co z tą pomocą - mówi Agnieszka Bajerczak.
Urzędnicy wojewody potwierdzają, ze do chwili obecnej gmina Ćmielów nie zwróciła się z wnioskiem o wypłatę zasiłków celowych na doraźną pomoc dla ofiar zdarzeń klęskowych. Podobnie jak nie przesłała protokołu z szacowania strat w rolnictwie. Dopiero na podstawie tych dokumentów ruszą wypłaty.
- Dokumentacja jest przygotowywana. Przekażemy ją wraz z wywiadem środowiskowym do Urzędu Wojewódzkiego - zapowiada burmistrz Ćmielowa Joanna Suska.
Michał Połetek poprosił, aby wspomnieć, że 18 sierpnia w Ostrowcu Świętokrzyskim odbędzie się zbiórka charytatywna i koncert dla kilku rodzin dla powodzian z Grójca.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl
Czytaj także: