Polskie porno cienko przędzie
Polki są śliczne, bezpruderyjne, gotowe na wszystko - ale nasz seksbiznes jakoś nie może podbić świata.
11.09.2008 | aktual.: 21.01.2014 12:25
Na pozór powinniśmy mieć powody do zadowolenia, bo okazało się, że jednak Polak potrafi (razem z Polką). Nasz kraj przoduje na niwie pornograficznej. Dzięki znakomitym informatykom od lat zdobywającym nagrody na różnych zagranicznych turniejach, dzięki urodzie i bezpruderyjności polskich dziewcząt (bo prymitywne oblicza naszych łysych tępaków raczej nikogo nie zachęcają) coraz więcej stron pornograficznych, oglądanych w internecie, powstaje między Bugiem i Odrą. Możemy powiedzieć, że są one dziełem umysłów, rąk, a także innych części ciała rodaczek i rodaków.
Z Polski pochodzi podobno ponad milion pornograficznych stron internetowych. Nikt oczywiście dokładnie tego nie liczył, ale amerykańska witryna internetowa Media Bezpieczne dla Rodziny, poświęcająca nadzwyczaj dużo uwagi właśnie pornografii w sieci szacuje, że zajmujemy ósme miejsce w światowej klasyfikacji porno (tabelka).
W całej sieci jest takich stron prawie 420 mln, a większość wejść do internetu dotyczy oczywiście seksu. O tym, jak potężny jest ten obszar ludzkich zainteresowań, świadczy fakt, że w każdej sekundzie ponad 28 tys. razy klika się na strony pornograficzne. Światowe wydatki na usługi pornobranży wynoszą zaś prawie 3,1 tys. dol. na sekundę.
Panie biorą więcej
W Polsce wszelką działalnością związaną z usługami i produktami pornograficznymi para się kilka tysięcy osób. Są to przede wszystkim młode dziewczyny występujące przed kamerami w filmach oraz w witrynach internetowych. Jest ich więcej niż mężczyzn, bo pokazują się także pojedynczo oraz w scenach homoseksualnych (co w wykonaniu facetów raczej mało kto chce oglądać). I więcej od mężczyzn zarabiają. Za dzień na planie (czyli 10 godzin kopulacji, scen lesbijskich czy prezentowania wyuzdanej golizny) dostają przeciętnie od 500 do 1000 zł. Faceci - średnio o jedną czwartą mniej, i to pod warunkiem że co najmniej trzy razy dziennie staną na wysokości zadania, aż do osiągnięcia finału. Pornoaktorki dostają więcej, bo są bardziej niż mężczyźni narażone na zakażenie wirusem HIV, a poza tym słusznie uważa się, iż panowie mogą zarabiać mniej za to, za co w innych warunkach muszą płacić.
A skoro mowa o prostytucji, to wbrew pozorom granica między tymi dwoma pokrewnymi profesjami jest dosyć sztywna. Ich istota jest identyczna - współżycie za pieniądze z rozmaitymi partnerami. Jednak rzadko zdarza się, że dziewczęta występujące przed kamerą zostają zawodowymi prostytutkami. Jeszcze rzadziej - że prostytutki występują w filmach pornograficznych.
- Rzeczywiście, chodzi o ten sam produkt, ale na całym świecie są to różne zawody, które raczej się nie przenikają. W jednym konieczna jest fachowa obsługa, w drugim pewna umiejętność zachowania przed kamerą - mówi prof. Marian Filar, poseł (z listy LiD), prawnik, zajmujący się też zjawiskiem pornografii oraz seksuologią.
Zawodowe prostytutki generalnie twierdzą, że pokazywanie do kamery twarzy podczas odbywania stosunków seksualnych jest bezwstydne oraz szkodzi w wykonywaniu ich podstawowej profesji. Nawet za bardzo wysoką dopłatę rzadko pozwalają, by ich klienci nagrywali zbliżenie na prywatnych kamerach czy telefonach, nie mówiąc już o grze w klasycznych pornosach. Dziewczęta uprawiające seks na planie uważają się zaś za aktorki, w czym utwierdzają je liczne przykłady filmów z obszaru "wysokiej kultury", pokazujące coraz dokładniej pożycie płciowe.
Nasze rekordzistki
W Polsce dwiema najważniejszymi twarzami - jeśli można to tak nazwać - branży pornograficznej stały się Klaudia Figura i Paulina Kaczanow. Wielkim sukcesem tego przemysłu były udane i bardzo szeroko nagłośnione próby bicia tzw. seksualnego rekordu świata w 2002 i 2003 r., które pozwoliły na znaczące zwiększenie obrotów.
Klaudia Figura już jako 18-latka zajęła się profesjonalnym odbywaniem stosunków seksualnych przed kamerą. Gdy w 2002 r. pobiła rekord (646 zbliżeń w jednym dniu) miała oficjalnie 21 lat, ale w rzeczywistości była zapewne starsza, bo w celach promocyjnych odjęto jej chyba kilka lat. I chociaż chętnie uprawia seks z dość przypadkowymi partnerami, nie robi tego zawodowo ani nie uważa się za prostytutkę. Pieniądze za seks przyjmuje wtedy, gdy kopuluje przed kamerą, na planie filmowym czy podczas sesji zdjęciowych. Mówi o sobie, że jest też dziennikarką oraz redaktorką (w jednym z pism pornograficznych ukazują się podpisane przez nią teksty).
Wśród przedstawicielek pornobranży dziennikarstwo cieszy się widocznie popularnością, bo najprawdziwszą dziennikarką jest Paulina Kaczanow, dziewczyna autentycznie młoda, dziś 29-letnia, która pobiła rekord w 2003 r. (aż 759 zbliżeń). Wcześniej była cenioną i nagradzaną publicystką tygodnika "Wprost" oraz działaczką Unii Wolności, odebrała bardzo staranne wykształcenie, zna języki. Dorywczo nie stroniła też od prostytucji, a swego czasu niektóre tytuły informowały o jej erotycznym spotkaniu z Ludwikiem Dornem. Zajęła się branżą pornograficzną bo uznała, że to dobry sposób na wypromowanie się - a pewnie i dlatego, że to lubi.
Promocyjne znaczenie seksownej branży kusi także prawdziwe aktorki - dość przypomnieć czas, gdy Katarzyna Figura pracowała w telefonie seksualnym, w wywiadach zaś chętnie opowiadała, jak uprawiała seks z osobami obojga płci. Co nie przeszkodziło jej zresztą w karierze.
W ślad za Agnieszką
Rotacja w branży porno jest u nas szybka, twarze i ciała nie zdążą się opatrzyć, a przemiany obyczajowe w Polsce sprawiły, iż napływ bardzo młodych dziewcząt, chętnych do publicznych sekswystępów i niemających oporów także przed pokazywaniem twarzy, jest nieprzerwany. Ciekawe, że na ogół, jak zbadano, deklarują one, że są osobami wierzącymi, co zupełnie im nie przeszkadza w uprawianej profesji.
- Oczywiście te osoby pozostają w stanie grzechu nieczystości, ale z pewnością liczą na miłosierdzie Pańskie, które, jak wiadomo, jest bezgraniczne. Mówiło się o pokoleniu JP2, jednak to było w sferze ideologii, nasza pornografia jest zaś ze sfery banału - twierdzi prof. Marian Filar.
Triumf młodości na rynku seksu i pornografii jest zupełny. Wśród "aktorek" jest bardzo dużo autentycznych nastolatek, a w polskich filmach typu hard porno występują nawet dziewczęta niemające jeszcze 18 lat. Oczywiście ukończyły 15 lat, więc odbywanie z nimi czynności erotycznych jest zgodne z prawem. Jeśli zaś mają już lat 16, to mogą za zgodą rodziców (z czym w zasadzie nie ma problemów) podpisywać legalne umowy o pracę.
Swoisty precedens stworzyła tu artystka Agnieszka Włodarczyk, która za zgodą mamy już w wieku 16 lat występowała nago oraz w scenach erotycznych ze starszym o 29 lat aktorem w filmie "Sara" (1997 r.). W przypadku panów jak najmłodszy wiek nie ma znaczenia. Polacy zawsze chętnie występują w produkcjach pornograficznych - zwłaszcza że ze względów estetycznych niejednokrotnie filmowani są w taki sposób, że nie widać ich twarzy. Ciekawe bowiem, że w odróżnieniu od naprawdę atrakcyjnych polskich dziewcząt nasi "seksartyści" mają najbardziej toporne i prymitywne rysy na całym rynku porno, które zdradzają ich wyjątkowo niski poziom intelektualny. To zaś mogłoby odstraszać klientelę. I dlatego właśnie w Polsce produkuje się więcej niż w innych krajach Europy filmów pornograficznych, w których twarze kopulujących mężczyzn pozostają w cieniu. Paradoksalnie, osiągają one niemałe powodzenie, bo jest to swoistym znakiem rozpoznawczym, dającym do zrozumienia że nie występują w nich zawodowcy, lecz autentyczni amatorzy,
ot, znajomi z sąsiedztwa, którzy po prostu spotkali się, by dorobić, a może i cieszyć się sobą. A w branży pornograficznej naturalność i brak rutyny są w cenie.
Specjaliści z branży twierdzą, że tylko w Japonii powstaje więcej filmów pornograficznych, w których nie widać twarzy mężczyzn. W odróżnieniu od Polski nie wynika to jednak ze szpetoty "artystów", lecz z wymowy kulturowej japońskich produkcji porno, w których odsłonięta twarz kobiety jest wyrazem pełnej uległości wobec mężczyzny mającego prawo do tego, by nie ukazywać oblicza. Co zresztą cieszy się wielką popularnością na Zachodzie, w krajach feminizmu.
Komórka ze "Szpadą w szparce"
Nowy, ale i chyba ostatni impuls dla rozwoju pornobranży stworzyły w Polsce telefonia komórkowa oraz telewizja kablowa. Wysyłając SMS za kilka lub kilkanaście złotych, można na ekran swojego telefonu ściągnąć krótszy bądź dłuższy film erotyczny. Takie usługi oferują najwięksi operatorzy, na czele z Orange, Mobilkingiem i Erą. Przykładowo Orange, z racji igrzysk w Pekinie, oferuje całą serię seksprodukcji olimpijskich, wśród których można wymienić choćby film pod tytułem "Szpada w szparce".
W ofercie telewizji kablowej mamy zaś do dyspozycji pakiety zawierające kanały, w których po godzinie 22 figlują nagie panienki, pary oraz zestawy wieloosobowe. Newralgiczne miejsca przysłania lekka mgiełka sprawiająca, że wykonywane czynności są widziane niewyraźnie. Wyraźny jest jednak komunikat: "Chcesz zobaczyć więcej - zadzwoń". Albo wyślij SMS. W ogromnej większości są to czysto rodzime produkcje. Np. goła spikerka, zawiadamiająca o otwarciu specyficznej kliniki i informująca: "Honorowi dawcy spermy - mile widziani" albo prezentująca seksualną prognozę pogody w Ruchanicach Wielkich... Na sekstelefony i SMS-y Polacy wydają sporo, są to w ciągu roku sumy idące w setki milionów złotych. Chętnie oglądamy też strony pornograficzne w sieci. Jedna z firm badania opinii publicznej oceniła, że co trzeci polski internauta spędza na pornostronach około półtorej godziny miesięcznie. Pozostałe dwie trzecie spędza mniej czasu, jednak też sporo. Dokładnych danych tu nie ma, ale chyba Polska nie odbiega od światowej
średniej, wedle której ponad 80% wejść do sieci dotyczy tematyki seksualnej. Z tą ekscytującą prawdą zetknął się w tym roku szef PiS, Jarosław Kaczyński, który odwiedził któregoś wieczoru warszawską Bibliotekę Uniwersytecką i nie mógł się oderwać od oglądania tego, co studenci mieli na monitorach. A co konkretnie mieli? - Nie będę państwu tego opisywał, domyślcie się sami - mówił prezes Kaczyński na jednym ze spotkań.
I po śląskim weselu
Trudno o wiarygodne oceny tego, jak na szalenie konkurencyjnym rynku pornograficznym radzi sobie polska różowa branża. Przedstawiciele producentów zachowują urzędowy optymizm i podtrzymują pogląd, iż erotyczny bum, jaki nastąpił w naszym kraju od początku lat 90., trwa. Polacy mają więc wydawać coraz więcej na wszelkie materiały i usługi pornograficzne. Obroty twardego przemysłu pornograficznego osiągnęły zaś w ubiegłym roku ok. 150 mln zł, aż o 50 mln więcej niż w 2006 r.
Klienci z Zachodu są ponoć bardzo zainteresowani polskimi filmami pornograficznymi, a to ze względu na wdzięk i naturalność występujących tam dziewcząt, dla których uprawianie seksu przed kamerą nie jest stałą działalnością zawodową, lecz jedynie hobby, na którym przy okazji mogą nieźle zarobić.
W rzeczywistości jednak, w różowym przemyśle nie jest tak różowo. Efekt zwiększonego zainteresowania rozmaitymi usługami pornograficznymi, wywołany biciem rekordów seksualnych, nie trwał długo. Branża pornograficzna w Polsce przędzie dziś dość cienko. Właśnie dlatego działa w niej tylko kilka tysięcy osób, a nie kilkadziesiąt tysięcy. Chętnych do pracy nie brakuje, ale popyt na pornofilmy, pisma oraz rozmaite gadżety stopniowo spada. Przybywa jedynie chętnych do korzystania z różnych usług pornograficznych za pomocą telefonów komórkowych - i ta dziedzina notuje prawdziwy rozwój. Polacy stopniowo się starzeją, a wbrew pozorom wśród klientów branży porno przeważają ludzie młodzi.
Kryzys wyraźnie widać na rynku pism dla mężczyzn. Jak podaje Związek Kontroli Dystrybucji Prasy sprzedaż miesięcznika "CKM" spadła w ciągu roku o 21% i wynosi dziś 75 tys. "Hustler" w ogóle zszedł z polskiego rynku. "Playboy" sprzedaje dziś 59 tys. egzemplarzy. Tu spadek w ciągu roku był wprawdzie mały - tylko 4%. Kryzys nastąpił jednak wcześniej, bo jeszcze w 2006 r. w Polsce sprzedawano ponad 81 tys. sztuk "Playboya".
Załamanie na rynku drukowanego hard porno jest jeszcze większe. W dobie coraz większego zasięgu internetu, prymitywna oferta tych pisemek po prostu nam się znudziła. Z wyjątkiem ich właścicieli nikt jednak nie wie, jakie są prawdziwe rozmiary sprzedaży, bo tytuły te nie są zgłoszone do Związku Kontroli Dystrybucji Prasy.
Natomiast nasze przaśne firmy porno, np. z serii "Śląskie wesele" (ze Śląska pochodzi najwięcej kobiet chętnych do uprawiania seksu przed kamerą), przez wiele lat cieszyły się popularnością, ale to trochę tak jak z popularnością prymitywnej muzyki disco polo. Było - i skończyło się, choć prymitywniejsza część naszego narodu wciąż czasem tego słucha. I "to" ogląda.
Najwyżej Milan Milanówek
Liczba pornograficznych stron internetowych to jedyna statystyka, w której Polska jest obecna. Nie jesteśmy niestety w czołówce ogólnych przychodów generowanych przez przemysł pornograficzny, nie dominujemy w wielkości wydatków pornograficznych na głowę mieszkańca, nasi pornoproducenci pod względem obrotów wloką się w ogonie branży. Polska nie jest tu wyjątkiem. Stary Świat w ogóle zostaje w tyle. Warto zwrócić uwagę na coraz większe pieniądze zarabiane przez pornografię w krajach Dalekiego Wschodu (tabelka). W czołowej dziesiątce jest pięć krajów tego regionu. Ze względu na niższe koszty przenosi się tam niemal cała produkcja, z kręceniem pornofilmów włącznie. Aktorki z Korei, Japonii i Chin, w umiejętny sposób łączące absolutną rozwiązłość z wyrafinowaniem, skromnością i całkowitym poddaniem partnerowi, robią furorę na świecie. Dzięki stopniowo rosnącemu poziomowi życia, liczba amatorów pornografii w krajach azjatyckich stale się zwiększa.
Prof. Marian Filar nie ma złudzeń co do perspektyw przemysłu pornograficznego w Polsce: - Ten rynek przestał się rozwijać, heroiczny okres minął. Podstawą pornografii jest pruderia, której ubywa. Z drugiej strony, nasz poczciwy pszenno-buraczany narodek raczej nie chce się gorszyć. Zanika masowa produkcja, zastępuje ją specjalizacja kierowana do odbiorców o określonych upodobaniach. Polskie panienki coraz częściej trafiają na eksport, ale nie są to raczej transfery do Milanu - ocenia prof. Filar.
Można dodać, że z uwagi na urodę i właśnie brak pruderii u młodych Polek mają one przed sobą niezłą przyszłość. Generalnie jednak seksem i pornografią świata nie podbijemy. A jeżeli już Milan, to co najwyżej Milan Milanówek.
Andrzej Musiał