"Polskie obozy koncentracyjne" i antysemiccy partyzanci mordujący Żydów - tak Zachód widzi Polskę?

Używanie terminu "polskie obozy koncentracyjne" w niemieckich mediach to nie przypadkowe pomyłki. Jak pokazuje wyemitowany przez TVP niemiecki serial "Nasze matki, nasi ojcowie", Polacy są w Niemczech postrzegani jako antysemici współwinni holokaustu. Dzięki większej sile przebicia i słabej polskiej polityce historycznej, to właśnie ta wersja historii ma większe szanse na zdobycie uznania na Zachodzie. W debacie po emisji serialu, prof. Szewach Weiss, zwracał uwagę, że Francuzi, Norwegowie i Holendrzy mocniej współpracowali z nazistami niż Polacy, a mimo to nie doczekali się takiej recenzji. Dlaczego na Polaków najłatwiej zrzucić winę?

Niemiecka propaganda: żołnierze Wehrmachtu witani na wschodzie jako wyzwoliciele, 1941 r.
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Berliner Verlag

Przeczytaj też: "Polskie obozy koncentracyjne" w niemieckim podręczniku

- Byłeś dobrym żołnierzem, ale gdy okazało się, że jesteś Żydem, nic dla ciebie nie mogę zrobić - mówi do jednego z głównych bohaterów żołnierz Armii Krajowej, w niemieckim serialu "Nasze matki, nasi ojcowie", wyemitowanym 19 czerwca przez TVP. Produkcja przedstawia polskich partyzantów jako antysemitów. Gdy po zatrzymaniu niemieckiego pociągu okazuje się, że przewożeni są w nim Żydzi, Polscy zamykają wagony i zostawiają ich na śmierć.

Serial to kolejna próba rozmycia odpowiedzialności za zbrodnie wojenne i próba narzucenia Polakom dzielenia się winą. - Niemcy szukają wspólników do winy. I toczy się to już długie lata. To, co noszą na sobie jako naród, to jest taka hańba, taki ciężar, że kompletnie nie dają sobie z tym duchowo rady. I nie daje sobie z tym rady już kolejne pokolenie. To urodzone już po wojnie - tłumaczy na łamach "Super Expressu" prof. Szewach Weiss, były ambasador Izraela w Warszawie, ocalony z holokaustu. Zaznacza, że film powtarza sprawdzane już wcześniej schematy współdzielenia się winą.

Podobne przekłamania zdarzają się nie tylko twórcom filmów, ale też poważnym historykom i instytucjom rządowym. W 2010 roku niemiecka Federalna Centrala Kształcenia Politycznego opublikowała służącą za podręcznik broszurę "Żydowskie życie w Niemczech". W wydrukowanej w 800 tys. egzemplarzy publikacji, niemiecki historyk prof. Arno Herzig pisze m.in. o tragedii "więźniów polskich obozów koncentracyjnych" i o "tradycyjnym polskim antysemityzmie". Po interwencji polskiej ambasady w Berlinie, szef instytucji, która wydała broszurę, przeprosił za "za nierzetelne i nieprawdziwe sformułowanie", zapewnił też, że publikacja zostanie wycofana z obiegu. Rzeczywiście, zmieniono kontrowersyjne sformułowania w elektronicznej wersji podręcznika, jednak wydrukowane egzemplarze pozostały w bibliotekach (* przeczytaj więcej*).

Potwierdzeniem tezy Szewacha Weissa o problemie Niemców z zaakceptowaniem własnej historii, są kolejne incydenty z używaniem terminu "polskie obozy koncentracyjne" przez niemieckie media. Trudno wyobrazić sobie, aby niemieccy dziennikarze wykazywali się brakiem wiedzy o historii własnego kraju i używali ich przez pomyłkę. Każdego roku Ministerstwo Spraw Zagranicznych kilkadziesiąt razy interweniuje na całym świecie w sprawie nazywania niemieckich obozów zagłady "polskimi obozami koncentracyjnymi". Najwięcej interwencji przypadło na rok 2011, było ich wtedy 103. To dobry przykład współpracy polskiej dyplomacji i obywateli - szczególnie Polaków mieszkających za granicą i polonijnych organizacji pozarządowych.

Polityka zapominania

Początkowo termin "polskie obozy koncentracyjne" nie był uznawany za przekłamanie. Pierwszy raz pojawił się w 1944 roku w amerykańskim magazynie "Collier's", w tytule artykułu informującego o raportach Jana Karskiego, który powiadomił aliantów o istnieniu obozów zagłady na terenie okupowanej Polski. Termin był później wielokrotnie powielany w zachodnich mediach. W użyciu były również "polski holokaust" i "nazistowska Polska".

Dla obywateli Francji, czy Wielkiej Brytanii, którzy niedawno na własnej skórze boleśnie doświadczyli wojny, było jasne, kto jest katem, a kto ofiarą. Dziś kwestia ta nie dla wszystkich jest oczywista. Jeśli erozja wiedzy europejskich społeczeństw na temat III Rzeszy będzie postępowała, za 20-30 lat może zostać zapomniana tak, jak stało się to w przypadku I wojny światowej. Jak pokazują badania zlecone przez brytyjski think tank British Future, ponad połowa Brytyjczyków w wieku 16-24 lat nie wie kiedy rozpoczęła się i zakończyła I wojna światowa, co ósmy badany myli ją z wojnami napoleońskimi. Z tych samych badań z października 2012 roku wynika, że dwie trzecie brytyjskiego społeczeństwa nie potrafi nawet w przybliżeniu podać liczby brytyjskich żołnierzy, którzy zginęli w II wojnie światowej.

Wskazywanie dat i liczb nie jest najistotniejsze w kwestii zachowywania w społeczeństwie pamięci o historii. Jednak współcześnie, przy zanikającej wiedzy historycznej, używanie terminu "polskie obozy koncentracyjne" ma znaczenie, podobnie jak pokazywanie jednostkowych przypadków antysemityzmu jako postawy całego narodu. W konsekwencji utrwala to stereotyp Polaka-antysemity, który w sprzyjających temu okolicznościach jest gotów posunąć się do zbrodni. Takiego człowieka nie chce się mieć za sąsiada, nie darzy się go szacunkiem i nie chce się robić z nim interesów. Rozumieją to elity zachodnich społeczeństw, dlatego państwa prowadzą własną politykę historyczną, w konsekwencji postrzeganie wydarzeń z przeszłości w różnych częściach Europy może się diametralnie różnić.

To, czego nie chcą głośno powiedzieć niemieccy politycy, wyjaśnia były minister edukacji z rządu Margaret Thatcher, Kenneth Baker. - Szkoły powinny skoncentrować się na nauczaniu historii własnego kraju, bardziej niż na wydarzeniach z II wojny światowej, włączając w to holokaust - mówił w rozmowie z "The Daily Telegraph". Baker twierdzi, że temat nazizmu powinien zostać całkowicie usunięty z brytyjskiego programu nauczania, ponieważ na starcie tworzy negatywne postawy społeczne wobec obecnych Niemiec. Niemieckie elity doskonale zdają sobie sprawę z tego faktu.

Przegrany spór o historię

O ile samo używanie terminu "polskie obozy" można w niektórych przypadkach usprawiedliwić błędem językowym lub skrótem myślowym, to wyemitowany przez TVP niemiecki serial wyraźnie pokazuje intencje twórców i poglądy części niemieckich elit. Co ważne, po poruszeniu, jakie wywołał w Polsce serial, w niemieckich mediach pojawiło się wiele komentarzy piętnujących fałszowanie historii. To właśnie dzięki takiej postawie istnieje duża szansa na zachowanie trudnej, szczególnie dla Niemców, prawdy historycznej i w efekcie zbudowanie jak najlepszych relacji między narodami.

Plakat

Plakaty rozwieszone w Warszawie w proteście przeciw pokazaniu w TVP serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" (fot. WP.PL)

Kłopoty Niemców z zaakceptowaniem makabrycznej przeszłości można zrozumieć - młodsze pokolenia nie chcą odpowiadać za zbrodnie, których same nie popełniły. Problem w tym, że manipulowanie historią wpływa negatywnie na wzajemne postrzeganie się obu narodów. Zniekształcanie historii wywołuje w Polsce ostre reakcje, co może w przyszłości kłaść się cieniem na relacje polsko-niemieckie, których pogorszenie zaowocuje osłabieniem pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Straci na tym nie tylko Polska, ale też (w mniejszym stopniu) Niemcy. Zjawisko to może budzić zadowolenie wyłącznie w Moskwie. Dlatego w dłuższej perspektywie, tworzenie i eskalowanie konfliktów wokół kwestii historycznych może przynieść fatalny skutek. Korzystniejsze dla Polski jest promowanie na świecie produkcji filmowych i publikacji przedstawiających prawdziwą wersję historii, której Polska nie musi się wstydzić.

Same reakcje MSZ na przekłamania historyczne to za mało, aby przebić się z przekazem do opinii publicznej w USA, Niemczech, czy w Wielkiej Brytanii. Narzędzia państwa w kreowaniu polityki historycznej są ograniczone, ponieważ nie są w stanie wykreować odpowiednio atrakcyjnego przekazu, aby przyciągnąć uwagę zagranicznej opinii publicznej. Dlatego w prowadzeniu polityki historycznej na szeroką skalę, ważniejszy od działań dyplomacji jest udział świadomych swojej roli elit, m.in. artystów, naukowców, dziennikarzy i sponsorującego kulturę biznesu. Jakimi efektami możemy pochwalić się do tej pory? Stan rzeczy świetnie oddaje zamieszczony na Twitterze komentarz blogerki Kataryny: brak sensownej polityki historycznej i ciężko doświadczony naród bohaterów wojny ocknął się między "Złotymi żniwami" a "Naszymi matkami...".

Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie

Pochówki ofiar zbrodni w Puźnikach. "Przywrócenie godności"
Pochówki ofiar zbrodni w Puźnikach. "Przywrócenie godności"
To nie koniec prawdziwego lata. Prognoza na nadchodzący tydzień
To nie koniec prawdziwego lata. Prognoza na nadchodzący tydzień
Zatrzymanie polskiego zakonnika na Białorusi. Karmelici potwierdzają
Zatrzymanie polskiego zakonnika na Białorusi. Karmelici potwierdzają
Nietypowe zdarzenie. Strażacy ścigali radziecką ciężarówkę
Nietypowe zdarzenie. Strażacy ścigali radziecką ciężarówkę
Resort zamyka ośrodek w Świdnicy. "Nie będę miała gdzie się podziać"
Resort zamyka ośrodek w Świdnicy. "Nie będę miała gdzie się podziać"
Słynny miecz świetlny sprzedany. Kwota robi wrażenie
Słynny miecz świetlny sprzedany. Kwota robi wrażenie
Izrael intensyfikuje działania. Ostrzegli mieszkańców Gazy
Izrael intensyfikuje działania. Ostrzegli mieszkańców Gazy
Teraz Sikorski odpowiedział. "Dlaczego pańscy ludzie donosili"
Teraz Sikorski odpowiedział. "Dlaczego pańscy ludzie donosili"
"Może przyjechać". Zełenski składa propozycję Putinowi
"Może przyjechać". Zełenski składa propozycję Putinowi
Teorie spiskowe wokół śmierci kandydatów w Niemczech. Zmarło 16
Teorie spiskowe wokół śmierci kandydatów w Niemczech. Zmarło 16
Tajemniczy obiekt odkryty nad Wisłą. Co to może być?
Tajemniczy obiekt odkryty nad Wisłą. Co to może być?
Przewoził 11 migrantów. Ukrainiec zatrzymany
Przewoził 11 migrantów. Ukrainiec zatrzymany