Polskie anioły na berlińskich ulicach
W Berlinie jest coraz więcej bezdomnych z Europy Środkowowschodniej, w tym bardzo wielu z Polski. Władze niemieckiej stolicy chcą do nich dotrzeć i zatrudniają polskich streetworkerów, którzy starają się im pomóc i nakłonić do powrotu do ojczyzny. Jednak życie na ulicy w Berlinie dla wielu z nich jest atrakcyjniejsze niż w Polsce.
10.12.2012 | aktual.: 19.12.2012 10:49
Aniołem Andrzej Fikus nie lubi być nazywany. - To zbyt górnolotne - mówi, ale nic na to nie poradzi, bo tak brzmi oficjalna nazwa projektu, w którym pracuje. "Frostschutzengel", czyli "Anioły chroniące przed mrozem" - tak można przetłumaczyć nazwę nowego projektu społecznego w Berlinie. A jest to projekt to wyjątkowy, bo skierowany głównie do Polaków. Bezdomnych Polaków. Andrzej Fikus, wraz z dwoma koleżankami - Polką i Niemką, mają pomagać bezdomnym z Europy Wschodniej na berlińskich ulicach: radzić w nagłych przypadkach, informować, kierować do urzędów, ale przede wszystkim pomagać w powrotach do kraju.
W Berlinie łatwiej być bezdomnym
- Naszą bronią jest znajomość niemieckich przepisów i języków: polskiego, rosyjskiego, łotewskiego, litewskiego - tłumaczy Fikus, Polak od dwudziestu lat mieszkający w Berlinie. A tym samym są jedyną możliwością porozumienia się dla kilku tysięcy berlińskich bezdomnych. Bo w ostaniach latach to nie Niemcy stanowią ich większość, ale imigranci z Europy Wschodniej, a zwłaszcza z Polski.
Bezdomnych Polaków na ulicach Berlina można było spotkać od lat, ale po wejściu Polski do strefy Schengen, ich liczba wzrosła kilkakrotnie. Liczbę bezdomnych w stolicy Niemiec władze szacują na 5-6 tysięcy. Organizacja pozarządowe mówią o 11 tysiącach. Z tego jakieś 80 procent ma pochodzić z Europy Środkowowschodniej. Ponad połowa: z Polski. Pozostali z republik bałtyckich, Rumunii i Bułgarii.
- Ja nie mówiłbym o nich ogólnie, jako o bezdomnych - mówi Andrzej Fikus. - Część to rzeczywiście tacy prawdziwi bezdomni. Od lat na ulicy, czy tu, czy w Polsce - dodaje. Część z ich mieszka na berlińskich ulica i dworcach na stałe, od lat. Inni, zwłaszcza z terenów graniczących z Niemcami, przyjeżdża do Berlina tylko na zimę. - Mówią, że tu łatwiej wtedy przeżyć - mówi Fikus. Nikt ich nie przepędza z dworców i metra, a w berlińskich noclegowniach, inaczej niż w Polsce, przyjmują też pijanych. Choć w samej noclegowni już pić nie można. Dorobić można, zbierając butelki, na które nałożona jest kaucja. A i berlińczycy chętniej rzucają datki, niż Polacy. - Ci ludzie naszej pomocy nie szukają - wyjaśnia Fikus. - Oni po prostu chcą przeżyć do następnego dnia, wypić. Potrzebują ciepłego posiłku, czasami noclegu, ale nic więcej nie chcą - wyjaśnia.
Przyjechali po pracę, wylądowali na ulicy
Ale spora część bezdomnych z Polski to ludzie, którzy przyjechali tu po 2007 roku. Przekonani, że znajdą tu pracę, zaczną nowe życie. Najczęściej oczekiwania okazywały się jednak zbyt wyidealizowane. - Pracy w Niemczech nie znajduje się na ulicy. A już zwłaszcza bez znajomości języka - wyjaśnia Fikus.
Codziennie styka się u Polakami, którzy decydowali się na nielegalną pracę. Często skuszeni obietnicą lepszego zarobku. Potem nie dostawali nic, albo tylko część wypłaty. Nie mieli, za co opłacić pokoju, lądowali na ulicy. Najczęściej oszustami są też Polacy. Żerują na tym, że ich naiwni rodacy nie znają niemieckiego. Oszukani nie zgłaszają się na policję, bo boją się konsekwencji za pracę na czarno. Pracodawca pozostaje bezkarny. - Krążą nawet pod dziennymi ośrodkami pobytu dla bezdomnych, wyszukują Polaków. Podają się za doradców, pracowników społecznych i wysyłają do kogoś, kto ma dać pracę, Ten pobiera opłatę i znika - takich opowieści wysłuchuje Andrzej Fikus regularnie.
"Aniołowie" chodzą tam, gdzie bezdomni się spotykają: do noclegowni, hosteli, jadłodajni. Zapraszają do rozmowy. Wywieszają informacje z godzinami dyżurów, numerami telefonów. Dyżurują w Bahnhofsmission obok Dworca Głównego, w dziennym ośrodku w Charlottenburg i Prenzlauer Berg. Często czekają nadaremnie. Bezdomni nie przychodzą. - Polacy nie mają zaufania do urzędników, a tak nas traktują - wyjaśnia, ale czasami bezdomni jednak przychodzą, cieszą się, że mogą poradzić się po polsku. Zadają pytania.
Pytają o pracę, meldunek, zasiłek
- Najczęściej pytają o to, jak się zameldować. To podstawa wszystkiego, policyjny meldunek. Bo bez niego nie załatwi się nic. Nie można założyć własnej działalności. Nawet pracodawcy skreślają cię, jak nie masz meldunku - wyjaśnia Fikus. Potem są pytania o pomoc w znalezieniu pracy, mieszkania. I, oczywiście, o zasiłek. A wtedy Fikus, "anioł", musi ich sprowadzać na ziemię, jak to sam nazywa. Pozbawiać iluzji. - Wśród polskich bezdomnych krążą jakieś legendy o tym, jak to w Niemczech żyje się z zasiłku, jak dają mieszkania, albo jak każdy może dobrze zarobić - opowiada Fikus. - Często pytają wprost: gdzie jest ten urząd socjalny, bo chcę się tam zgłosić - dodaje. A potem jest rozczarowanie.
- Ale i tak chcą tu zostać - mnie jeszcze nikt nie spytał, czy może otrzymać pomoc w powrocie do Polski - wyjaśnia. Jeszcze w poprzedniej pracy, kilka miesięcy temu, raz padło to pytanie. - To był starszy człowiek, alkoholik. Nagle został tu sam i chciał wracać do Polski. Ale po kilku dniach znalazł polskich kompanów i zmienił zdanie. Już nie chciał wracać - dodaje Fikus. W zeszłym roku pracownikom społecznym w Berlinie udało się namówić na powrót kilkunastu bezdomnych z Polski. Po paru tygodniach wszyscy byli znowu w Berlinie.
Jedyną osobą, które w tym roku zdecydowała się wrócić, był Litwin, który zgłosił się do koleżanki Fikusa. Dlatego on na razie musi się cieszyć z mniej spektakularnych sukcesów. - Udało się parę osób skierować do urzędów, gdzie otrzymały pomoc, albo samemu pomóc w nagłym wypadku. Na przykład pani, która wylądowała w noclegowni, bo jej partner stał się agresywny. Udało się załatwić jej dom dla kobiet, i nie wylądowała na ulicy - wylicza.
Coraz więcej bezdomnych z Polski
Do tej pory w Berlinie specjalnych projektów dla bezdomnych z Europy Wschodniej nie było. Ale od dwóch lat pracownicy Bahnhhofsmission, chrześcijańskiej instytucji pomagającej bezdomnym, uczyli się polskiego na specjalnych kursach językowych, by móc porozumieć się z podopiecznymi. Od zeszłego roku pracowała tam na etacie Polka, było też kilku wolontariuszy, z pochodzenia Polaków. Polski wolontariusz jeździł też nocami Kaeltebus - busie, który rozwoził ciepłe napoje, koce, a także odwoził bezdomnych do szpitali i noclegowni. Projekt podobny do berlińskiego "Frostschutzengel" działa za to, we współpracy z polską fundacją "Barka", od trzech sezonów w Hamburgu, gdzie też na stałe przebywa kilkuset polskich bezdomnych.
Specjalnie dla Wirtualnej Polski, Agnieszka Hreczuk, Berlin