Polski sos polityczny
Radosław Sikorski wyróżniał się na polskiej scenie politycznej, zwłaszcza w ostatnich latach, jako człowiek zrównoważony i kulturalny. Dość często słyszało się komentarze po jego wystąpieniach, które mówiły o tym, że naszej polityce przydałoby się więcej takich ludzi. Moi znajomi – w tym spora część z branży PR – mówili, że zyskałby na tym wizerunek naszego kraju, prestiż „klasy” politycznej i nasze samopoczucie. Dzisiaj jednak stwierdzenie, że ktoś wyróżnia się in plus spośród polskich polityków, mogłoby być uznane za pejoratywne – kłopot z tym punktem odniesienia.
30.01.2008 | aktual.: 30.01.2008 13:47
Zachowania polityków w Polsce potwierdzają słuszność gorzkiej refleksji:_ Nidy nie jest tak, by nie mogło być gorzej_. To twierdzenie powstało, jako tytuł opowieści sprzed 10 lat. Jej bohaterami są: Stefan Niesiołowski, Michał Kamiński, Ryszard Czarnecki, Józef Oleksy, Stanisław Ciosek… i ambasador Rosji w Polsce (nie pamiętam nazwiska), których spotkałem na konferencji Polska-Wschód w Krynicy.
Polscy politycy – także przez ostatnie 10 lat – zajmują się, jak się wydaje, przede wszystkim udowadnianiem mojego twierdzenia i jak na to zajęcie są niebywale hojnie wynagradzani przez naród, który beztrosko powierza im sprawowanie władzy. Mężowie stanu z nad Wisły stoją w blokach startowych i w pełnej gotowości rozglądają się na kogo można by się jeszcze obrazić, od kogo jeszcze zażądać przeprosin.
Nawet osobom takim, jak Radosław Sikorski nie udaje się nie unurzać w politycznym sosie a la pologne. Sikorski niestety rozwinął dzisiaj nieco wątek zadziwiających kolizji pomiędzy kancelarią Prezydenta RP i rządem RP: to prawda, że przy nieocenionej pomocy Moniki Olejnik. W dyskusji na temat tego czy wezwanie (zaproszenie) Ministra Spraw Zagranicznych do Prezydenta PR „coś naruszyło” ma rzecz jasna o wiele większy i bardziej twórczy udział min. Anna Fotyga, informująca przy okazji o rozkładzie lotów samolotów z Brukseli do Warszawy, ale min. Sikorski też w niej uczestniczył. Widocznie w wirtualnym świecie polityki, w którym szef MSZ, chciał nie chciał, żyje – tego typu publiczne debaty są uważane za coś bardzo naturalnego.
Trochę znudziła się ‘gra nad trumnami’ uprawiana chyba przez wszystkich polityków po katastrofie wojskowego samolotu i śmierci dwudziestu polskich lotników – trzeba było czegoś nowego: inwencja osób z pierwszych stron gazet nie zawiodła. Warto zresztą odnotować na marginesie, że w grze tej polegającej na spieraniu się kto kogo nie powiadomił, kto gdzie i do kogo się nie „dodzwonił”, wziął udział dwugwiazdkowy generał. Wszystko wskazuje na to, że Roman Polko jest w swoim zawodzie profesjonalistą najwyższej próby. Dlaczego zorganizował konferencję prasową (jeśli chodzi o jego wystąpienia publiczne widać wyraźnie, że pod tym względem natura wyposażyła go w wybrakowany talent), by wziąć udział w dyskusji czemu jego szef nie wrócił z urlopu po informacji o wypadku wojskowego samolotu – da się wytłumaczyć tylko działaniem politycznego sosu a la pologne.
Człowiek głęboko wierzący mógłby dojść do wniosku, że coś takiego, jak wizerunek to diabelski wymysł. Polska klasa polityczna nie przejmuje się zresztą tym „co inni powiedzą” i najwidoczniej uważa to za przejaw braku kołtuństwa w swoich szeregach. W takiej sytuacji specjaliści PR nic już zrobić nie mogą. Od polityków powinniśmy oczekiwać tylko, że zwolnią z pracy specjalistów PR, rzeczników prasowych, jako osoby zbędne… chyba, że będzie to stanowisko zajmował kuzyn żony lub zasłużony działacz partyjny: wtedy trzeba pomyśleć o podwyżce.
I jeszcze jedno: Warto by było spytać dr. Bogdana Klicha czy uprawiając politykę nie czuje się przypadkiem tak, jak w pracy – tej zanim zaczął robić karierę poza swoją „wyuczoną” profesją: bo chyba to, że przypadki są nadzwyczaj ciężkie i że to ogromny szpital, nie budzi najmniejszych wątpliwości.
Piotr Bielawski, bielawski2@wp.pl
Wrocław, 29 stycznia 2008 r.