Polski ratownik: na zgliszczach WTC jak w wulkanie
W niektórych miejscach w zgliszczach World Trade Center jest wciąż tak gorąco, że przypomina to niemal wnętrze wulkanu - powiedział Jan Szumański z jednej z firm budowlanych, zaangażowanych do odgruzowywania WTC.
29.09.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Nieraz, gdy znajdujemy metalową belkę, to jest ona rozgrzana do czerwoności, choć nie widać ognia. Wewnątrz zwaliska - a wiemy to ze zdjęć satelitarnych - są miejsca, gdzie jest prawdopodobnie jak w piekle - opisywał Szumański, który uczestniczy w akcji ratowniczej na dolnym Manhattanie od dnia tragedii - 11 września. Temperatura w takich miejscach osiąga nawet 570 stopni Celsjusza.
Tam nie ma szans na odnalezienie ciał zmarłych ludzi, a nawet ich popiołów, bo jest prawie jak w wulkanie - mówił polski ratownik.
Pracujący przy odgruzowywaniu WTC przywykli już do pracy w maskach na twarzy, z uwagi na panujący tam nieznośny odór. Woń rozkładających się ciał i olbrzymiej ilości produktów spożywczych jest bardzo dotkliwa. To taki słodkawy, nieprzyjemny odór. Na początku nie wszyscy zakładali maski - bo przeszkadzają w pracy, ale teraz każdy ich używa - mówił Szumański.
Dodał, że liczba ciał, która znajduje się w gruzach WTC, jest szokująca.
To są bardzo bolesne momenty, choć człowiek po tylu dniach już się przyzwyczaił do tego widoku. Kiedyś się nie chciało wierzyć, że człowiek może się przyzwyczaić do takich widoków. To przychodzi z czasem - opowiadał Szumański.
Dodał również, że akcja na zgliszczach WTC przechodzi z fazy ratunkowej w techniczną. Jest bardzo dużo maszyn, koparek, ciężkiego sprzętu. Działania zamieniają się bardziej w odgruzowywanie niż szukanie ludzi. Szanse na znalezienie kogoś żywego są minimalne. (jask)