PolskaPolski premier na usługach Niemiec?

Polski premier na usługach Niemiec?

11 maja 1944 roku w Berlinie umarł Leon Kozłowski - były premier, minister, piłsudczyk i profesor archeologii - skazany przez polski sąd na karę śmierci za dezercję i współpracę z Niemcami. Zła sława Kozłowskiego napędzana przez hitlerowski system propagandy otaczała go jeszcze przez kilkadziesiąt lat po śmierci.

Polski premier na usługach Niemiec?
Źródło zdjęć: © PAP | CAF

11.05.2011 | aktual.: 11.05.2011 10:29

"Naczelny Wódz poleca przeprowadzić dochodzenie sądowe przeciw byłemu premierowi Leonowi Kozłowskiemu i zameldować telegraficznie o wyroku. Według posiadanych wiadomości wymieniony oddał się w Berlinie całkowicie na usługi Niemiec i ma rzekomo wśród Polaków organizować legion antysowiecki. Jest dokonanym faktem, że Kozłowski będąc żołnierzem zbiegł do nieprzyjaciela" - depesza o takiej treści została wysłana 18 stycznia 1942 roku z Londynu do Buzułuku na terenie ZSRR, gdzie tworzyła się armia gen. Andersa. Rozkaz gen. Sikorskiego wykonano niezwłocznie. 21 stycznia 1942 roku odbyła się rozprawa, a kilka godzin później po przesłuchaniu kilku świadków sąd zaocznie wydał wyrok i skazał Leona Kozłowskiego na karę śmierci, utratę praw obywatelskich, publicznych i honorowych, a także pozbawienie majątku i zdolności dziedziczenia. Dzień później obrońca skazanego próbował odwołać się od wyroku, tym bardziej że większość zeznań (np. to, że Kozłowski nie został oficjalnie przyjęty do armii) przemawiała na korzyść
oskarżonego, jednak gen. Anders zatwierdził wykonanie wyroku.

Leon Kozłowski od listopada 1941 roku przebywał w Berlinie i tam to właśnie dowiedział się o wyroku z listu od siostry. W odpowiedzi pisał - "Kochana Nelu. Dziś otrzymałem Twój list. O wyroku nic mi nie wiadomo. Proszę Cię o informację, skąd o nim wiesz i co to za wyrok. Ja nic nie wiem, zarzut dezercji jest w stosunku do mnie śmieszny. Jest to zwykłe łajdactwo".

Choć sam zainteresowany nie wiedział, co się dzieje, to jego sprawa wzburzyła opinię publiczną w Paryżu, Berlinie, Warszawie czy Buzułuku - Kozłowskiego wspominał nawet Stalin w rozmowie z gen. Andersem. Kolejne plotki i wiadomości z drugiej ręki były traktowane jak fakty, a niesława wokół byłego premiera rosła.

Leon Kozłowski był profesorem archeologii, absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu w Tybindze, kierownikiem katedry prehistorii na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie lecz także premierem i piłsudczykiem. Już jako nastolatek angażował się w działalność różnych organizacji, np. tajnego socjalistycznego Związku Młodzieży Polskiej czy Związku Walki Czynnej, gdzie poznał m.in. Piłsudskiego. Po przewrocie majowym został posłem, następnie ministrem reform rolnych, potem podsekretarzem stanu w Ministerstwie Skarbu, aż w końcu premierem. Kozłowski angażował się wówczas w prace nad konstytucją kwietniową 1935 roku, nową ordynacją wyborczą, a także współtworzył Berezę Kartuską.

Kiedy w kolejnym rządzie nie znajduje miejsca, wraca na Uniwersytet do Lwowa i podejmuje pracę w Muzeum Etnograficznym. Po wkroczeniu wojsk radzieckich do Polski zostaje zadenuncjowany jako były premier i minister, a więc wróg ustroju sowieckiego, i aresztowany przez NKWD. Przewożony z więzienia do więzienia, przesłuchiwany, torturowany Leon Kozłowski opuścił moskiewskie więzienia schorowany dopiero dwa lata później na mocy traktatu Sikorski-Majski. Wcześniej zaś został skazany na karę śmierci zamienioną na 10 lat łagrów.

Jak wielu zwolnionych więźniów Leon Kozłowski udał się do polskiej ambasady. Na wolności odkrywa, że na działalność publiczną w nowej sytuacji politycznej nie ma co liczyć. Na żołnierza, z powodu złego stanu zdrowia, też się nie nadaje. Zwierza się znajomemu Eugeniuszowi Lubomirskiemu, że nienawidzi Rosji i ma zamiar przedostać się na stronę niemiecką. Zresztą mówi o tym wielu osobom, które wówczas nie interpretowały jego słów jako zdrady.

Kiedy wojska niemieckie zbliżają się do Moskwy, ambasada polska zaczyna się ewakuować. Do Taszkientu wyjeżdżają kolejne transporty, a w pierwszym jedzie Kozłowski. Po kilku dniach pociąg zatrzymuje się też w Buzułuku, gdzie formułuje się polska armia. Tu Kozłowski postanawia wysiąść i spotyka się z Andersem, który mówi, że piłsudczyk może zostać przyjęty do intendentury. Nie do końca odpowiada to Kozłowskiemu, który dodatkowo czuje się niezbyt dobrze w nowym środowisku. Ze względu na poglądy polityczne interesują się nim służby bezpieczeństwa powstającej armii; mają mu utrudnić wstęp do gmachu sztabu, kasyna oficerskiego, a nawet do stołówki. Ostatecznie Leon Kozłowski nie podejmuje pracy dla armii tylko zgodnie z wcześniejszymi założeniami postanawia przedostać się do okupowanej przez Niemców Polski. Jego towarzyszem w podróży jest kapitan rezerwy Andrzej Litwińczuk. Wsiadają do pociągu w kierunku zachodnim i po kilku przesiadkach docierają w pobliże linii frontu. Idą od kołchozu do kołchozu, pokonując
kolejne kilometry, aż docierają do wioski, w której stacjonują wojska niemieckie. Uciekinierzy oddają się w ręce pierwszego napotkanego oddziału.

W połowie listopada 1941 roku fakt przejścia byłego polskiego premiera dociera do Berlina, a urzędnicy niemieckiego MSZ proponują wykorzystanie go do szerzenia dezinformacji, organizują nawet dwie konferencje prasowe z jego udziałem. A z różnych źródeł zaczynają dochodzić wiadomości o tym, że Kozłowski podjął jakoby rozmowy z hitlerowcami. Na początku 1942 roku poseł Poniński donosi w depeszy ze Stambułu - "Biali Rosjanie rozpowszechniają w Stambule wiadomość o podjęciu przez b. premiera Leona Kozłowskiego w Niemczech organizacji antysowieciego ochotniczego legionu polskiego". Z Watykanu nadchodzi depesza, że jeśli Kozłowski zacznie współpracować z Niemcami, zostanie zlikwidowany.

Fermentu dodaje także pierwszy list do brata Tomasza, jaki Leon Kozłowski napisał z Berlina. Opublikował go w całości Małopolski Biuletyn AK, a wraz z nim komentarz Tomasza jakoby Leon stara się o powrót do kraju i zaraz rozpoczyna rozmowy w niemieckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych (rozmowy te zinterpretowano jako dotyczące spraw publicznych). Słysząc o plotkach, Leon Kozłowski znowu pisze do brata - "Co do plotek to przypuszczam, że puściło je otoczenie Sikorskiego. Możesz powiedzieć komu należy, że od mego przyjazdu stoję na stanowisku, że wszelkie rozmowy polityczne w sprawie polskiej są niemożliwe w obecnym warunkach i to MSZ oświadczyłem".

Skazany na wyrok śmierci i niepokorny Kozłowski okazuje się tymczasem niezbyt przydatny dla propagandzistów III Rzeszy, nie znajdują też pieniędzy na jego utrzymywanie. On sam chce zresztą w dalszym ciągu wyjechać do Polski, ale Hans Frank nie godzi się na to. Rodzina próbuje więc zorganizować Kozłowskiemu ucieczkę. Archeolog podejmuje więc pracę w Muzeum Etnograficznym, z rodziną koresponduje listownie i powoli Niemcy dają mu spokój. Aż do maja 1943 roku, kiedy wcześnie rano został zabrany z domu, przewieziony na lotnisko, skąd poleciał do Smoleńska. Po ogłoszeniu przez Niemców odkrycia grobów katyńskich, w wojnie propagandowej która natychmiast rozpoczęłą się z ZSRR, propagandzistom III Rzeszy potrzebne były komentarze Polaków, w szczególności osób publicznych.

Po śmierci gen. Sikorskiego w lipcu 1943 roku, kiedy dowódcą Polskich Sił Zbrojnych został gen. Kazimierz Sosnkowski (który też był piłsudczykiem), Tomasz Kozłowski zaczął starać się o oficjalną rehabilitację brata. Stwierdzono, że wyrok śmierci powinien zostać uchylony, ale w rezultacie sprawę zostawiono nie rozwiązaną.

Leon Kozłowski został pochowany w Berlinie na cmentarzu przy Liesenstrasse 8. Dwie dekady później w miejscu tym powstał słynny mur berliński, który na długie lata podzielił Europę. W 1974 roku przeniesiono jego szczątki do Polski na Cmentarz Powązkowski. Wyrok śmierci wydany przez polski Sąd Polowy nie został jednak uchylony.

Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
niemcypremiermarta tychmanowicz
Zobacz także
Komentarze (124)