Polski oficer: konwoje w Iraku dobrze zabezpieczone
Przy zabezpieczeniu ostrzelanego w czwartek polskiego konwoju wojskowego, w którym zginął major Hieronim Kupczyk, przestrzegano wszystkich wymaganych środków bezpieczeństwa - zapewnił w rozmowie z specjalista
w tych sprawach, płk Marek Tomaszycki z wielonarodowej dywizji
pod polskim dowództwem.
Ostrzelany w czwartek konwój składał się z samochodu osobowego i kilku pojazdów wojskowych - honkerów. Do ataku doszło na częściowo zabudowanej przestrzeni. Napastnicy strzelali z jednego z budynków, ze sporej odległości. Szczegóły ma wyjaśnić prowadzone śledztwo.
"Po ostrzale żołnierze zachowali się wzorcowo, to jest odpowiedzieli ogniem i odjechali zwiększając prędkość, szczególnie biorąc pod uwagę, że jeden z uczestników konwoju był poważnie ranny. Należy pamiętać, że celem konwoju jest bezpieczne przewiezienie ludzi albo ładunków do wyznaczonego miejsca, a nie walka z nieprzyjacielem" - zaznaczył płk Tomaszycki.
Zabezpieczeniem każdego konwoju dywizji są zawsze przynajmniej dwa wozy ubezpieczenia. Ich uzbrojeniem są karabiny maszynowe typu PK, oraz broń indywidualna żołnierzy: karabinki Beryl, karabiny wyborowe, granatniki podwieszane typu Pallad oraz inne uzbrojenie według potrzeb.
Tomaszycki powiedział, że każdy konwój dysponuje minimum dwoma środkami łączności do porozumiewania się z bazą, oraz środkami do łączności wewnątrz konwoju. Najczęściej jest to łączność radiotelefoniczna.
W konwoju składającym się z co najmniej 20 wozów, na każde dziesięć pojazdów przypada przynajmniej jeden uzbrojony wóz ubezpieczenia dodatkowo. Wzmocnione ubezpieczenie stosuje się w konwojach nocnych, choć te - także ze względów bezpieczeństwa - są unikane i prowadzone tylko na specjalny rozkaz.
Aby zwiększyć bezpieczeństwo konwojów, do natychmiastowego użycia gotowe są pododdziały szybkiego reagowania wyposażone w śmigłowce.
"Układ konwoju jest zawsze zmieniany, po to, żeby przeciwnik nie wiedział, który samochód jest najważniejszy. Za każdym razem ustawienie wozów w konwoju jest inne. Z reguły - ale nie zawsze - z przodu i z tyłu jadą samochody osłony" - wyjaśnił Tomaszycki.
Pułkownik powiedział, że ze względów bezpieczeństwa konwoje często zmieniają trasy, aby uniknąć schematów w postępowaniu. Na przykład do bazy Dogwood, skąd jechał ostrzelany konwój, wyznaczone są co najmniej trzy trasy dojazdowe.
"Unikamy miast, unikamy tych samych tras, unikamy tych samych godzin. Podobnie jest z patrolami - patrole także wyjeżdżają z baz o różnych godzinach. Takie są tutaj wytyczne i to jest tutaj ściśle przestrzegane" - podkreślił.
"Czwartkowy ostrzelany konwój to nie był typowy konwój, który przewoził np. środki logistyczne - powiedział pułkownik. - Ten konwój sam w sobie był jednocześnie konwojem i ochroną. Miał za zadanie przewiezienie żołnierzy do określonego punktu. Każdy z pojazdów był środkiem ubezpieczenia".
Tomaszycki wyjaśnił, że zwykle w skład konwojów nie wchodzą wozy bojowe. Są one przeznaczone do patroli, albo do konwojów specjalnych, np. przewożących pieniądze, amunicję, uzbrojenie. Wozów bojowych w konwojach używa się wtedy, kiedy teren uważany jest za szczególnie niebezpieczny, istnieje duże prawdopodobieństwo ataku, a strata ładunku byłaby dużym zagrożeniem dla wojsk własnych, interesu misji lub państwa - podkreślił.
"Nasza strefa jest ciągle uważana za strefę bezpieczną" - zaznaczył Tomaszycki.