Polski "naród podziemny" wychodzi na powierzchnię
Środowisko bliskie Prawa i Sprawiedliwości miało poczucie, że w czasie rządów PO-PSL obecny był w Polsce "apartheid godności", a najbardziej dyskryminowani byli ci, którzy nie pozwalali zapomnieć o katastrofie z 10 kwietnia. Stąd dziś odznaczani i awansowani są smoleńscy twórcy. Najnowszym przykładem jest Wojciech Wencel - uhonorowanym tytułem "Zasłużony dla Polszczyzny".
23.02.2017 | aktual.: 23.02.2017 16:18
To właśnie Wencel jest najbardziej znanym poetą smoleńskim.
"Samoloty będą spadać"
W wierszu stworzonym krótko po katastrofie napisał:
"Gdy przestaną nas hartować strzałem w potylicę
samoloty będą spadać za lub przed lotniskiem".
Natomiast w wierszu "Matka Boska Smoleńska":
"I znów mgła znowu szczątki walają się w błocie
sołdaci dzielą wszystko co da się spieniężyć".
To tylko drobna próbka jego smoleńskiego pisarstwa. Ponadto jest on publicystą tygodników "Gazeta Polska" i "Gość Niedzielny", gdzie od tej tematyki nie stroni. Sam mówił o sobie: - Jestem dumny, że mogę reprezentować "naród podziemny".
Dlaczego "podziemny"? Bo czuł się wykluczony z głównego nurtu życia literackiego, a i - co mówił - sam to wykluczenie wybrał.
Od 2015 r., gdy PiS wygrało wybory, przedstawiciele "narodu podziemnego" stają w pierwszym szeregu. Wencel jest tu symboliczny, ale nie pierwszy. Po "dobrej zmianie" doceniani i wyróżniani przez instytucje państwa, które przejęli politycy PiS, są kolejni ludzie. Samo nawiązanie do Smoleńska w poezji albo pisarstwie stało się niemal stygmatem. Albo przynoszącym chlubę, albo piętno oszołomstwa - w zależności od punktu widzenia.
Przykładów jest sporo.
"Na śmierć..."
Marcin Wolski jest dziś dyrektorem TVP2. W wierszu "Na śmierć prezydenta Kaczyńskiego" pisał:
"Jego wielkość doceni lud w mądrości zbiorowej.
Nie potrzeba milczenia mącić fałszu mdłą nutą.
Na kolana, łajdaki, sypać popiół na głowę!
Dziś możecie Go uczcić tylko wstydu minutą!".
To oczywiście tylko mały wycinek jego twórczości, bo Wolski pewnie sam nie pamięta, ile książek napisał.
Jarosław Marek Rymkiewicz. To on - uznany i ceniony poeta - w wierszu "Krew" głosił:
"Krew na kamiennych szarych płytach
Na białych rękawiczkach Tuska
Krew która o nic was nie pyta
Krew jak złamana w sadzie brzózka
Krew na fotelach tupolewa
Zmywana szlauchem o świtaniu
Jeszcze wam ona pieśń zaśpiewa
To będzie pieśń o zmartwychwstaniu".
Zwłaszcza fraza o krwi na "rękawiczkach Tuska" wywołała echo w mediach i wśród polityków, bo to przecież sugestia, że Donald Tusk jest winny śmierci Lecha Kaczyńskiego.
Rymkiewicz do Jarosława
Ale był i inny wiersz Rymkiewicza, który dla środowiska PiS okazał się ważny. Tytuł: "Do Jarosława Kaczyńskiego":
"To co nas podzieliło - to się już nie sklei
Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei
Którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu
Jarosławie! Pan jeszcze coś jest winien Bratu!".
Poeta został uhonorowany nagrodą imienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, co wiązało się też z kwotą 100 tys. zł ufundowaną przez państwowy bank PKO BP.
Z filmu do PISF-u
Aktorzy znani z filmu "Smoleńsk" zasilili grono ekspertów Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Tak stało się m.ni. z Beatą Fido - filmową dziennikarką, która chce rozwikłać tajemnicę 10 kwietnia. Znalazła zatrudnienie także w telewizji pod wodzą Jacka Kurskiego. Do grona ekspertów PISF-u zaliczono również Ewę Stankiewicz (założycielkę Solidarnych 2010).
Na wpływowe stanowiska Stankiewicz nie może jednak liczyć, bo choć jest zasłużona, to jednocześnie zbyt radykalna i nieprzewidywalna. Z kolei jej mąż - Duńczyk Glenn Joergensen - był najpierw doceniany przez Antoniego Macierewicza w roli eksperta smoleńskiego zespołu, a teraz już jako polskiego obywatela w państwowej podkomisji smoleńskiej.
Jan Pietrzak - częsty gość wydarzeń organizowanych przez PiS. Mówił jasno: - "mnie nie przekona, że w Smoleńsku to nie był zamach". I dodawał, że w mediach publicznych w czasach PO był na niego zapis "nie zapraszać" i "nie zatrudniać". Teraz ma program w TVP.
Jan Pospieszalski, który po katastrofie nakręcił razem ze Stankiewicz filmy "Solidarni 2010" i "Krzyż", dziś jest jedną z najbardziej znaczących postaci w publicystyce TVP. Jego "Warto rozmawiać" jest na głównej antenie.
Poeta ambasadorem
Janusz Kotański - historyk i poeta - dziś ambasador Polski w Watykanie. Swoje wiersze publikował m.in. w "Christianitas" i we "wSieci". Z miejsca po tej nominacji zyskały popularność wiersze Kotańskiego. Zwłaszcza "Polaczek 2010" i "Lament na śmierć Anny Walentynowicz". W pierwszym pisał brutalnie o ekscesach na Krakowskim Przedmieściu:
"Odlewa się | na zdjęcia umarłych
rzuca spermą w krzyż
symuluje kopulację
do wtóru maryjnych pieśni
oblewa wódką kobiety
jego patroni
klepią go za to
upierścienioną dłonią
po wypasionym
czerwonym od śmiechu
pysku".
Ale nie stronił też od patosu:
"Pani Ania w grobie leży
ostatni z polskich rycerzy
chodzi po kawałku raju
który jest z naszego kraju
kochała Polskę nad życie
czyż to nie brzmi znakomicie".
Wildstein z najwyższym polskim odznaczeniem
Bronisław Wildstein został z kolei uhonorowany medalem Gloria Artis za zasługi dla kultury, a także Orderem Orła Białego - najwyższym polskim odznaczeniem. Przewodniczył on radzie fundacji Smoleńsk 2010, która zbierała pieniądze na produkcję filmu "Smoleńsk".
Wildstein jest po pierwsze pisarzem, a dopiero na drugim miejscu publicystą. I to nie za zbiórkę na "Smoleńsk" był odznaczany, ale za swoje pisarstwo i działalność opozycyjną.
"Smoleński pierwiastek" w działalności kolejnych wymienianych twórców jest dowodem na to, że byli w kontrze do państwa pod wodzą Platformy Obywatelskiej, a ideowo bądź też politycznie blisko im do Prawa i Sprawiedliwości. Przez to mieli być marginalizowani albo przynajmniej niedocenieni.
"Apartheid godności"
Dzisiejszy prezydencki minister ds. międzynarodowych prof. Krzysztof Szczerski nazywał to wprost: apartheid godności. Nawiązywał do apartheidu w RPA, a więc segregacji rasowej usankcjonowanej przez państwo. I - już na polskim gruncie - definiował jako skuteczne wykluczanie z godności, nagród, lepszych uposażeń i możliwości awansu.
W rozmowie z WP Wildstein podpisywał się pod taką tezą: - Dla zwykłego odbiorcy to określenie zbyt wyszukane. Nie jest jednak tak, że "apartheid" się skończył, bo ktoś inny przejął władzę polityczną w Polsce. Teraz efektem tego, że ktoś inny przejął władzę polityczną, jest straszliwy protest ośrodków innych władz, które nadal uprawiają "apartheid".
Wildstein miał na myśli świat wielkiego biznesu, kultury i mediów.
Wróćmy tu zatem do uhonorowanego właśnie Wojciecha Wencla - człowieka kultury. Do prezydenckiej - a nie "podziemnej" - nagrody został nominowany przez Kancelarię Prezydenta. I to głowa państwa zdecydowała później, że Wencel będzie laureatem, wbrew większości członków kapituły. M.in. Jerzy Bralczyk, Jan Miodek i Walery Pisarek zaprotestowali, bo według nich "język Wencla zamiast łączyć, dzieli, jest nacechowany pogardą wobec osób myślących inaczej niż autor".
Miłośnicy Wencla i środowisko PiS ma jednak przekonanie, że samo było latami pogardzane, więc nawet jeśliby poeta kiedyś przesadził w odpowiedzi na "apartheid godności", to jest to tylko przejaw gorliwości.
Wencel czując się członkiem "narodu podziemnego", zgodził się nosić stygmat smoleńskiego twórcy. Dziś ten stygmat nie jest jedynym powodem do odbierania honorów, ale na pewno dowodem, że ktoś na nie zasługuje.