Polski Kwiecień
Jaką Polskę zobaczyliśmy w dniach żałoby narodowej? Bez wątpienia lepszą, piękniejszą, wyciszoną i skupioną, jakby zastygłą w żalu po stracie największego rodaka. Ujrzeliśmy naród w stanie świętości – powiedział jeden z komentatorów. Jak długo jednak można trwać w uniesieniu? - pisze Zdzisław Pietrasik w tygodniku "Polityka".
11.04.2005 | aktual.: 11.04.2005 10:07
Żałoba odmieniła Polskę nie do poznania. Zamilkli politycy, przerywając spory w pół zdania, redakcje informacyjne telewizji, zarówno publicznych jak i komercyjnych, przeniosły się do Watykanu, rezygnując jednocześnie z tak dokuczliwych na co dzień reklam, w radiu zabrzmiała inna, poważniejsza muzyka. I nagłe zdziwienie, które w prywatnych rozmowach wyrażało wielu: a więc można tak żyć, bez całodziennych popisów posłów, bez śledztw, połajanek, bez owego szumu medialnego, w którym coraz mniej słychać?
Prezenterka pogody jednej ze stacji telewizyjnych ogłosiła patetycznie, że Ojciec Święty zesłał nam słońce, co można było rozumieć metaforycznie, ale także bardziej dosłownie. Pogoda była naprawdę piękna w pierwszych dniach kwietnia. Można by wręcz napisać w poetyce dawnych wypracowań szkolnych, iż na tle budzącej się gwałtownie do życia przyrody smutek Polaków wydawał się jeszcze głębszy.
Przyjęło się, że ważne – czy wręcz najważniejsze – wydarzenia w życiu narodu wiązaliśmy z kolejnymi kartkami kalendarza. Czy w przyszłości historycy pisać będą o Polskim Kwietniu 2005?
Pożegnanie ostatniego króla
Tak się zapewne czuli starzy Polacy, kiedy umierał ich ukochany król (było przecież takich kilku) – pomyślałem, obserwując pierwsze reakcje warszawiaków po ogłoszeniu smutnej wiadomości. Nazajutrz w prasie pojawiły się identyczne porównania. W podobnym tonie odezwał się milczący od wielu miesięcy Adam Michnik, który zacytował Miłosza, piszącego w 1988 r.: „Na dnie swojej nędzy Polska dostała króla, i to takiego, o jakim śniła...”. Chwilami można nawet było odnieść wrażenie, iż piszącym brakuje słów będących w stanie opisać ogrom żalu.
Polacy zaczęli mówić innym językiem, także ci nagabywani nieustannie przez reporterów oraz dzwoniący do radia i telewizji. Media elektroniczne wystąpiły nieoczekiwanie w innej roli – także słuchając, nie tylko nadając. Dotychczas monopol na tego rodzaju rozmowy rodaków miało Radio Maryja - pisze Zdzisław Pietrasik w tygodniku "Polityka".