Polski kapral - amerykański bohater
Ratujący życie swoich amerykańskich kolegów w Iraku Mateusz Erszkowicz uważany jest w Stanach za wzór żołnierza.
12.07.2004 12:53
Łatwiej zginąć za Amerykę, niż nauczyć ją, aby wymówiła twoje nazwisko jak należy. Nazwisko Erszkowicz jest tego dowodem. Nosi je polski 26-latek, inżynier po znanym Rutgers University, kapral legendarnej formacji US Marine Corps – piechoty morskiej. W Ameryce ochrzczony od pierwszego dnia w szkole E-Z, bo tyle zdołała odczytać z nazwiska nauczycielka. Brzmi jak easy, czyli łatwy. Tak chłopak z trudnym nazwiskiem otrzymał... łatwość bytu. 29 czerwca br. omal nie przeszedł do bytu wiecznego, 40 km od Bagdadu, w miejscowości Rustamija. Na razie jest na ustach Ameryki. Oczywiście, jako E-Z Boy.
Wolność na cmentarzu
Gubernator stanu New Jersey, James McGreevey, celebrował w Dniu Niepodległości, 4 lipca br., dwa wydarzenia. Rano na Manhattanie wmurowanie kamienia węgielnego (a de facto bloku granitu o wadze 11,5 tony) pod budowę nowego kompleksu World Trade Center, w miejsce wież, które padły od islamskiej nienawiści 11 września 2001 r. Po południu, w Ocean Township, w żydowskim domu pogrzebowym, żegnał pierwszego żołnierza amerykańskiego, który padł od islamskiej nienawiści po przekazaniu przez USA Irakowi tzw. suwerenności. „Ofiara Alana Shermana pozwala nam, jako wszystkim Amerykanom i mieszkańcom New Jersey, dzielić chwalebny dar wolności, jaki mamy, żyjąc w tym kraju. Jesteśmy Ci winni naszą wolność!”, mówił do serc zebranych.
Rabin Moishe Lichtenstein, nim zmówił kadisz, nazwał Shermana „twardym marines o miękkim sercu”. Nikt nie wstydził się łez, patrząc na dziesięcioletniego Joshuę i siedmioletniego Logana, przeżywających tragedię przy trumnie ojca. Dla chłopców była to kolejna lekcja miłości do ojczyzny. Pierwszą przeżyli, kiedy 30 czerwca pod ich dom zajechał samochód, z którego wysiadło dwóch marines w mundurach galowych. Dzieci wszystkich żołnierzy amerykańskich w Iraku wiedzą, co to znaczy. Nim zabrzmiał dzwonek, chłopcy rzucili się do matki z przerażającym krzykiem: „Tato nie żyje!”.
– Nie dało się patrzeć na te dzieci – mówi Krystyna Erszkowicz. – Boże, jak one płakały... Stanął mi przed oczami Mateusz i „widziałam”, jak walczy o życie Alana. Dziękowałam, że to nie pogrzeb mego syna...
Wszyscy gratulowali Erszkowiczom bohaterstwa ich syna i brata. Gubernator i Shermanowie, i koledzy marines. Najstarszy rangą oficer zasalutował rodzicom polskiego kaprala.
Strzegom – Passaic
Kazimierz Erszkowicz z Sierpca poznał Krystynę Burdzy, mieszkankę Środy Śląskiej, kiedy służył w wojsku w Jeleniej Górze. Pobrali się i zamieszkali w Strzegomiu. Pracował tam jako kierowca PKS, żona była księgową. Potem gospodarzyli na trzech hektarach, hodowali kurczaki i gęsi. Postawili dom. Urodziło im się czworo dzieci. Dzisiaj są już dorosłe. Ryszard ma 32 lata, Tomasz – 30, Teresa – 29, najmłodszy jest 26-letni Mateusz. W 1993 r. na loterii wizowej wygrali zielone karty. Przyjechali do „polskiego” Passaic i nie ruszyli się nigdzie dalej.
– Specjalnie to myśmy w tej Ameryce nie nawojowali. Ja robiłem w fabryce papierniczej, żona w krawieckiej. Nigdy łatwo nie było. Starsi synowie pożenieni, córka też zamężna. Pracują, mają dobrą robotę. Trójka wnuków rozrabia. Mateusz, który miał 15 lat, jak przyjechaliśmy, dostał najwięcej czasu i szans, żeby zostać Amerykaninem. Trzy rzeczy go ciągnęły: technika, sport i wojsko. Jeszcze w Polsce chodził w moro. W szkole średniej był mistrzem w zapasach i biegach. Po maturze poszedł do Rutgers University na inżynierię – mówi ojciec.
W Rutgers studiuje sporo Polaków, tworzą prężną organizację Polish Club. Prezes Anna Trela: – Mateusz był jedną z najaktywniejszych postaci klubu. Zawsze chętny do organizacji imprez, wyjazdów, pomagał innym. Był typem militarnym, znał się na wojsku, broni. To go kręciło i sprawiało mu przyjemność.
Semper fidelis
– O marines Mateusz zaczął myśleć poważnie w 2001 r., jeszcze przed atakami na World Trade Center. Wiele rozmawiał z bratem mego męża, Anthonym, który jest w tej służbie wiele lat – wspomina siostra Teresa Quiles. – Zdecydował się, kiedy miał do końca studiów trzy semestry. Przeszedł znakomicie sprawdziany i szkolenie w słynnej bazie Camp Lejeune w Karolinie Północnej. Spełniło się jego marzenie...
Wypada dodać, że US Marine Corps dały Erszkowiczowi stypendium na opłacenie nauki. 270 dol. miesięcznie. Mogą teraz dysponować Polakiem do 2007 r. Żołd naturalnie płacą. To w sensie służby. Zgodnie z dewizą marines Semper fidelis, wiernym formacji pozostaje się zawsze. Wyznacza ona standardy i styl życia. Niekiedy decyduje o wszystkim. Mateusz dostał przydział do Kompanii Mostowej 6. Batalionu Inżynieryjnego US Marine Corps w Folsom, w stanie Pensylwania.
Kierunek Irak
Po otrzymaniu dyplomu inżynierskiego na początku 2003 r. Mateusz Erszkowicz dostał pracę projektanta w przedsiębiorstwie produkującym zmechanizowane i zautomatyzowane drzwi do dużych obiektów: domów handlowych, hal fabrycznych, hangarów lotniczych. Tydzień później dostał powołanie do Iraku. Służył od marca do września. Budowali przeprawy przez rzeki, rekonstruowali powysadzane mosty drogowe, prowadzili prace inżynieryjne.
Pracowali w ekstremalnych warunkach: w upale, spali na pustyni, opędzali się od skorpionów. Kilka razy Mateusz był ostrzeliwany. Sam odpowiadał ogniem. Wyszedł cało. Wrócił do domu.
Erszkowiczowie w szczególnym nastroju świętowali Boże Narodzenie. Młody inżynier robił plany zawodowe. Krótko po Nowym Roku dowiedział się, że w lutym wraca do Iraku.
– Miałam jak najgorsze przeczucia – mówi matka żołnierza.
Próba ognia
Mateusz odleciał. Ostatniego lutego br. ogień strawił mieszkanie Erszkowiczów przy Jackson Street w Passaic. Poszedł z dymem cały ich amerykański dorobek. Spłonął pokój Mateusza z jego sportowymi trofeami, książkami, komputerem. Z pomocą pośpieszyli marines i Polish Club z Rutgers University. Zebrali pieniądze dla rodziny, ubrania, sprzęt domowy.
– Gdyby nie serce ludzi, nie wiem, jak byśmy to przetrwali – mówi Krystyna Erszkowicz. – Mateusz, kiedy dowiedział się w Iraku, że nie ma nic, długo milczał. Za chwilę zaczął mnie pocieszać... Na urodziny matka dostała wzruszającą pocztówkę z Iraku. Mateusz dziękował jej, że potrafiła wychować czwórkę dzieci, wytrzymać tyle cierpień i poświęceń.
29 czerwca wczesnym rankiem uformowano konwój długości około mili. Jechał na południe od Bagdadu czteropasmową szosą. Kazimierz Erszkowicz: – Najgorzej ma zawsze pierwszy pojazd w konwoju. On pierwszy trafia na minę albo pod ostrzał. Mateusz miał jechać w drugim hummerze, ale kolega wymógł na nim zamianę... Syn nigdy nie umiał odmawiać.
Około dwóch mil od Rustamii konwój wpadł w zasadzkę. Wybuchła mina pod hummerem, w którym jechał Polak. Za kierownicą był kapral John Todd III, lat 25, obok niego sierżant Alan Sherman, 36-latek. Z tyłu obok Mateusza siedział jego imiennik Matthew, szeregowy Crawford, 23 lata, i 21-letni szeregowy Patrick Adle.
– Nie słyszałem eksplozji, ale wstrząs był potężny – wspomina E-Z. – Odruchowo schowałem głowę między nogi. Rzuciło nas na jakieś wysypisko śmieci obok drogi. Zacząłem wykrzykiwać nazwiska kolegów, żeby sprawdzić, którzy są przytomni. Odezwał się Crawford. Prosił, aby pomóc mu się wydostać...
Mateusz wypycha drzwi od swojej strony, wychodzi, i z drugiej strony wyciąga z pojazdu kolegę. Widzi następnego z przestrzeloną szyją i silnym krwotokiem. Kawałkiem materiału urwanym z bluzy stara się zatamować krew. Nie wyczuwa tętna. Wyciąga z pojazdu kierowcę. Z jego ust tryska krew. Easy – tak jak uczono na szkoleniu – wkłada palce do ust kolegi i sprawdza, czy w jamie ustnej nie ma jakiegoś obcego ciała. Nie ma. Chłopak traci puls. Mateusz biegnie do sierżanta, wynosi go z wozu. Wydaje mu się, że ten jeszcze żyje. Próbuje reanimacji, stosuje sztuczne oddychanie. Po kilku minutach wysiłków sprawdza puls. Zero.
Siostra: – Kiedy słuchałam opowieści brata, zdawało mi się, że oglądam film wojenny. Tyle było w tym sugestywności i pasji. Koledzy umierali na jego rękach jeden po drugim. Uratował się tylko Crawford ranny w nogę. Kiedy wreszcie przybyła pomoc, marines spostrzegli, że z policzka Mateusza zwisa kawałek metalu. Brat był ranny w twarz. Za chwilę zobaczyli, że z jego lewego buta leje się krew. Był też trafiony w nogę i rękę. Nie czuł nic. Walczył o życie kolegów do końca.
Wiadomość o bohaterstwie Polaka rozeszła się szybko.
EasyUSMC@yahoo.com
Senator RP, Kazimierz Pawełek, walczący z idiotyzmem wciąż obowiązującego w Polsce prawa penalizującego służbę w obcej armii obywateli polskich (w tym amerykańskiej), mówi: – Kapralowi Mateuszowi Erszkowiczowi, bohaterskiemu żołnierzowi US Marine Corps i obywatelowi Rzeczypospolitej Polskiej, należy się polskie odznaczenie za jego bohaterstwo i poświęcenie. Zrobię wszystko, aby je otrzymał. Jego służba przynosi zaszczyt nam wszystkim.
Easy jest już w niemieckim szpitalu. Kiedy ten tekst dotrze do czytelników, żołnierz będzie z powrotem w Ameryce. W sierpniu chce się wybrać do Polski. Ostatnio był tu w zeszłym roku. Problemem jest zdrowie i paszport, który spłonął wraz z domem. Nowojorski konsul RP, Marek Ciesielczuk: – Sam przywiozę mu ten dokument.
Wyślijmy e-mailem parę dobrych słów Mateuszowi. Adres wyżej. Easy – wiadomo, a USMC to United States Marine Corps. Niezależnie od tego, czy wierzymy, że w Iraku Mateusz walczył właśnie za nas.
Waldemar Piasecki
korespondencja z Nowego Jorku